Kotka siedziała przed legowiskiem uczniów, bo było zdecydowanie za zimno, aby się położyć. Ostatnie jesienne promienie słoneczne sprawiały wrażenie, jakby silniejszy wicher mógł je bezproblemowo porwać. Popołudnia mijały jej w zasadzie dosyć leniwie. Po treningu nie miała zbyt wielu zajęć, a pyszczka też nie było do kogo otworzyć. Do Pajęczej Łapy nie było sensu się odzywać, bo ewidentnie nie miała zbytniej ochoty, aby rozmawiać. Żółwik był całkiem przyjemnym kompanem, ale zdecydowanie częściej przystawał z Szakłakiem. Komarza Łapa siedział na uboczu, Pstrągowa Łapa też niezbyt często się udzielała. Z całą resztą uczniów nie było tak naprawdę wspólnych tematów, a jedynym kotem, z którym mogła zamienić kilka zdań, był Szakłakowa Łapa. Wróć, jego też ciężko było złapać - zwykle albo robił coś z Żółwią Łapą, albo skupiał się na treningach. Nawet po całym dniu ciężkiej pracy potrafił doskonalić umiejętności na tyle, na ile potrafił. Do Szałwiowej Łapy dotarło, że jej brat zrobił znacznie większe postępy, niż ona. Chyba trochę się obijała podczas swojego treningu... Nawet na Zgromadzeniach się nie odzywała. Obiecała sobie solennie, że teraz weźmie się do roboty i dogoni Szakłaka. Być rodzeństwem z jednego miotu i zostać mianowanym później? Przecież to wstyd! Koniec cackania się, teraz dopiero zacznie się praca!
Zauważyła, że Szakłakowa Łapa wraca z treningu nie tylko z Rybim Ogonem, ale i ze Spienioną Falą. Wywołało to spore zainteresowanie, nie tylko wśród jego najbliższych przyjaciół, ale i u całego legowiska. Kiedy liliowy został sam, Szałwiowa Łapa zdecydowała się zagadać:
- Dlaczego Spieniona Fala była z wami na treningu? Stało się coś?
- Sam chciałbym wiedzieć! - prychnął. - Mam nadzieję, że komuś nie podpadłem.
Szakłak był chyba zbyt zmęczony, aby znowu pracować nad swoimi technikami walki i umiejętnościami łowieckimi, dlatego razem z siostrą przysiadł niedaleko stosu zwierzyny (która nawiasem mówiąc, zaczynała być niestety coraz chudsza, bo pora nagich drzew robiła swoje). Porozmawiali chwilę. Tak naprawdę, to Szałwia nie była pewna, jaki był temat konwersacji. Od słowa do słowa, od ostatnio złapanej ryby, przez kocięta Żurawinowego Krzewu, aż po stare zapachy lisa na granicy. Chyba tego teraz potrzebowała. Miło było nareszcie się do kogoś odezwać i pogadać o byle czym, zwłaszcza jeśli ten ktoś był twoim kochanym braciszkiem.
~wieczorem~
Liliowy przespał chwilę, a Szałwia była przy nim do momentu, kiedy podeszła do nich Rybi Ogon. Ceremonia mianowania! Nareszcie! Szakłakowa Łapa był rozentuzjazmowany, a siostra posyłała mu rozświetlone radosnymi błyskami spojrzenie żółtych oczu. Była niemal tak podekscytowana, jakby mianowano ją samą. Cóż, teoretycznie Szakłak miał tę samą krew, co ona, więc to, że wkrótce mu dorówna, nie było tak odległym marzeniem. Czekoladowa zauważyła natomiast, że jej brat nieco się denerwuje, więc dodawała mu otuchy, jak mogła - zaczęło się od pojedynczych liźnięć, ale przed samym mianowaniem kocur był wręcz „ulizany” przez siostrę. W końcu nadeszła ta ważna chwila. Żwirowa Gwiazda zwołała zebranie klanu. Szakłak niepewnie zrobił krok naprzód, po czym zdecydował się wystąpić dalej. Sama ceremonia przebiegła szybko i bezboleśnie, przynajmniej dla widowni. Teraz stał przed nimi kot o nowym imieniu - Szakłakowy Cień! Samo wypowiadanie tego imienia przyprawiało Szałwię o dreszcze. To brzmiało tak dumnie! A sam Szakłak przybrał bardzo majestatyczną pozę. Trzeba przyznać, to ogromne wydarzenie! Wszyscy zaczęli się zwracać do młodego wojownika nowym imieniem i składać mu gratulacje. Ależ Szałwia była dumna! Z pewnością będzie wielkim wojownikiem! Tylko czasami przez jedno ucho wkradała jej się myśl, że smutno będzie bez Szakłaka w legowisku. Na szczęście, ponieważ kotka posiadała dwoje uszu, to przez drugie owa myśl wypadała. Cóż, postanowione - od jutra zaczyna się ciężka praca!
<Szakłakowy Cieniu? Wow, ale to świetnie brzmi 0-0>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz