Rudy kocur westchnął cicho, spoglądając na martwe ciało lidera, jego uszy drgały raz po raz, słysząc płacz i szloch reszty współklanowiczów. On zaś... nie czuł nic, zupełną pustkę, ot kolejny kot odszedł. Zapewne nie był to pierwszy, ani ostatni raz, takie było życie, a on dobrze o tym wiedział. Odwrócił łeb, a jego czekoladowe ślepia, napotkały zielone, należące do jego ojca - Księżycowego Pyłu. Zastanowił się przez chwilę. Ile on właściwie był tym zastępcą, dzień, dwa? Może tydzień... czas mijał mu tak szybko, że nawet nie zauważył, kiedy czarno-biały kocur podszedł doń, po czym szturchnął pręgowanego w bark, na co ten odpowiedział jedynie skinięciem głowy. Więc zostanie liderem, czy nie tego zawsze chciał? Owszem, nie zaprzeczał, że władza to coś, o czym zawsze marzył, czuł się jednak niekomfortowo na myśl, że jak najszybciej musi udać się do księżycowej zatoczki. Mimo wszystko, wskoczył na zwalone drzewo, po czym miauknął przeciągle; czas zacząć przedstawienie, w którym rolę będzie grać on sam...
- Potokowa Gwiazda... był cudownym liderem, na pewno będzie nam go brakować... - zaczął, przybierając smętny oraz podłamany ton, zwiesił łeb, ogon spuścił luźno. Z trudem przez gardło przechodziły mu pochlebne słowa o byłym liderze, który właśnie leżał martwy. Nie od dziś wiadomo, że rudy wojownik nie przepadał za nim. Jednak musiał coś powiedzieć - Wiem, że niektórym z was jest ciężko. Nam wszystkim jest. Jednakże, zamierzam się wybrać do księżycowego kamienia jeszcze dzisiaj, by wrócić z dziewięcioma życiami i imieniem lidera! - zawołał, na co inne koty wlepiły w niego ślepia - A gdy wrócę, pochowamy go z szacunkiem, na jaki zasłużył - dodał, chociaż tak naprawdę najchętniej zostawiłby ciało czarnego kocura, by gniło i zostało pożarte przez kruki i wrony. Zeskoczył na ziemię, zaś po chwili spokojnym krokiem podszedł do niego Księżycowy Pył.
- Niezłe szopka, synu. Uwierzyli, powiedz... kogo zabierasz ze sobą do zatoczki? - szepnął, zaś jego wąsy zadrgały. Przyszły lider poruszył ogonem niespokojnie, tej kwestii nie przemyślał. Westchnął więc ciężko, musiał szybko wpaść na jakiś pomysł. Patrzył po klanowiczach, o mało ci się nie krzywiąc, najchętniej nikogo z nich by nie zabrał, jednakże musiał.
- Do Księżycowej Zatoczki wybiorą się ze mną Księżycowy Pył, Jaszczurczy Język oraz Niebiański Lot! - rzucił jakby od niechcenia, po czym udał się do medyka po potrzebne zioła. Chciał mieć to już za sobą. Po prostu. Sokole Skrzydło, lekko nerwowy, podał kotom odpowiednie rośliny, które tak szczerze, nie miały smaku, a przynajmniej rudy kocur go nie czuł.
Kiedy wkroczył na kamienistą plażę, po jego ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Wiatr zawiał, zaś szum morskich fal i smak słonej bryzy był aż nienaturalnie mocno wyczuwalny. Rudy kocur poruszył niespokojnie ogonem, wzdychając cicho. Przez chwilę przez głowę przeszła mu przez głowę myśl, coby to nie zawrócić. Potrząsnął jednak łbem, odrzucając od siebie nieprzyjemne pomysły, po czym skinięciem głowy dał sygnał pozostałym kotom, aby czuwali. Sam zaś podszedł bliżej mieniącej się wody, mając wrażenie, że zamiast zimnej cieczy znajduje się bezkresna przestrzeń z gwiazdami..
Wziął głęboki wdech, po czym przesunął językiem po tafli wody, połykając zaraz słoną ciecz. Potrząsnął łbem niezadowolony, zaraz jednak zamrugał oczami, czując ogarniającą go senność a gdy ponownie otworzył oczy, dostrzegł, że znalazł się w miejscu, o którym tylko słyszał z opowieści.
- Jesteś nareszcie - do jego uszu dobiegł z opóźnieniem spokojny, aczkolwiek lodowaty ton głosu. Zastrzygł uszami, poruszając się niespokojnie. Przed jego obliczem pojawiła się najpierw biała poświata a następnie czarna sylwetka, którą był Borsuczy Cień. Rudy kocur westchnął cicho, właśnie w tym momencie poczuł się okropnie ze świadomością, że to on znał mordercę kocura a nie wyjawił tego sekretu klanowi. Położył po sobie uszy, odwracając łeb w drugą stronę.
- Z pierwszym życiem daję ci wiarę oraz nadzieję - zaczął kocur, dotykając jego czoła, na co pręgowany o mało co nie odskoczył, czując piekący ból w sercu - Abyś zawsze wierzył, że czynisz dobrze i byś miał nadzieję, że wszystko się uda - dodał, po czym nawet nie spoglądając nań, odszedł wprost do białej poświaty, która o mało co nie oślepiła Lisa. Kocur wziął głęboki wdech, patrząc na swoje łapy, poruszył nimi niespokojnie, czekając na kolejnego kota, którym okazała się Zabluszczone Futerko. Kocica zmarła nie tak dawno temu na zawał, kiedy zeszła na zawał po wiadomości, że jej partner nie żyje. Kolejna fala nieprzyjemnych wyrzutów sumienia zalała jego ciało.
- Z tym życiem daję ci odwagę, abyś nie bał się wskoczyć za swoim klanem w ogień by go broić, oraz aby żaden wróg nie był ci straszny - szepnęła tortie, dotykając jego czoła, a następnie polizała rudego po nosie. Mimo wszystko, uśmiechnął się do siebie, patrząc jak odchodzi.
Cofnął się o krok, kiedy z poświaty wyłonił się postawny kot. Z początku pomyślał, iż jest to kocur, jednakże jej spokojny i jakże opanowany głos uświadomił go, jak bardzo się mylił. To była kotka!
- Jestem Srebrna Gwiazda, możliwe, że znasz mnie tylko z opowieści - zamruczała spokojnie, na co kocur pokiwał tylko przecząco głową. Jej imię wskazywało na to, że była liderką ale... pierwszy raz je słyszał - Byłam pierwszą liderką a także założycielką klanu burzy, miejsca, w którym się urodziłeś - odparła, na co Lisie Serce zmieszał się. Dawno temu opuścił swój dom i dotarł do klanu klifu. Przełknął ślinę.
- Nie masz mi za złe, że będę służył innemu klanowi? - poruszył się z lekka, machając niespokojnie ogonem. Kocica zaś pokręciła przecząco głową, co z lekka uspokoiło jego nerwy. Pochylił z lekka głowę, czekając na dar kolejnego życia
- Ode mnie otrzymasz wierność i mądrość, abyś wiedział, gdzie leży twoje serce mimo więzów krwi , Lisie Serce - uśmiechnęła się lekko, a przez głowę rudego przeszła myśl, czy nie czasem nie specjalnie otrzymał takie dary. Skinął jej lekko głową, po czym cierpliwie czekał na kolejnego kota, którym okazała się uśmiechnięta, liliowa pointka, która już na samym początku mocno przytuliła do siebie pręgowanego.
- Nie znasz mnie, ale jestem twoją ciocią, Lisku, siostra Ciernistej Gwiazdy - miauknęła przyjaźnie, kiedy dostrzegła pytające spojrzenie przyszłego lidera. Ten mimo wszystko uśmiechnął się łagodnie, ocierają o jej policzek. Czuł dziwne ciepło, mając świadomość, że może poznać swoją ciocię, która zginęła broniąc własnego klanu.
- Z tym życiem, mój drogi, daję ci cierpliwość i wyrozumiałość, abyś wytrzymał ze swoim klanem, tak jak ja wytrzymałam z twoją ciocią, która jest straszną popielicą - zamruczała z lekka rozbawiona, po czym dotknęła czoła swojego bratanka, a jej postawa sprawiała złudzenie dumy z kocura. Pożegnał się z nią czułym liźnięciem w policzek, żałując, że nie poznał jej za życia, sprawiała wrażenie miłej oraz rezolutnej kotki. Czuł, że dogadali by się.
- Pa, ciociu - miauknął niemalże bezgłośnie, by zaraz wyprostować się, gdy pojawił się niebieski, pręgowany kocur, który pachniał podobnie do Ćmiego Trzepotu.
- Z piątym życiem, ja, Księżycowa Łapa, daję ci zwinność oraz spryt, abyś potrafił wydostać się z najgorszego bagna w jakie wpadniesz - miauknął kocur, dotykając jego czoła, a pręgowany poczuł przyjemne ciepło w całym ciele, które zwieńczyło się bólem w łapach oraz ogonie - Nie zmarnuj go - dodał na odchodnym znikając.
- Młody wojowniku, jako szóste życie otrzymasz sprawiedliwość, abyś był zdolny podjąć nawet najtrudniejszą decyzję, która będzie zgodna z prawdą - czarny, wysoki kocur o granatowych oczach dotknął jego czoła, a następnie oddalił się. Lisie Serce kojarzył tego kocura z opowieści, najpewniej był to Lamparcia Gwiazda, były lider klanu burzy, który panował jeszcze przed jego burą ciotką.
Nastawił uszu, widząc czarną, szczupłą kotkę, która była pozbawiona oka, za nią szedł niebieski pręgowany kocur, który swoim wzrostem przypominał ucznia.
- Ja, Niespodziewana Gwiazda daję ci z siódmym życiem dar umiejętność nauczania, abyś potrafił przydzielać uczniom mentorów oraz wyszkolił przyszłe pokolenie wojowników. Używaj tego życia mądrze mój drogi - zamruczała, po czym cofnęła się o krok.
- Ode mnie, Splecionej Łapy, otrzymasz pewność siebie, abyś zawsze wiedział co robić, mimo strachu oraz niepewności - dodał kocur, poruszając ogonem, a następnie po dotknięciu jego czoła, razem z kotką zniknęli w smudze światła.
Teraz został sam, lekko zdenerwowany rozglądając się na boki. Zaraz jednak wziął głeboki wdech, przypominając sobie o zachowaniu spokoju. Przysiadł na moment, liżąc przednią, prawą łapę.
- Lisie Serce! - zza jego pleców dobiegł głos Potokowej Gwiazdy, kocur odwrócił się, mrugając oczami, na widok czarnej sylwetki z białą plamką na klatce piersiowej - ode mnie otrzymasz siłę, która pozwoli ci bronić nie tylko klanu, ale i tego, co twoim zdaniem słuszne - miauknął były lider - A teraz pozwól, że przywitam cię twoim nowym imieniem Lisia Gwiazdo. Twoje dawne życie jest już nieistotne. Otrzymałeś dziewięć żyć lidera, a Klan Gwiazdy oddaje ci w opiekę Klan Klifu. Broń go dobrze; opiekuj się starszymi i kociętami; szanuj swych przodków i tradycję kodeksu wojownika; żyj każdym życiem z dumą i godnością! - zawołał a następnie cofnął się o kilka kroków. Miejsce, w którym przebywał pręgowany rozświetliło się, a dookoła niego zaroiło się o kotów.
- Lisia Gwiazda! Lisia Gwiazda! Lisia Gwiazda! - skandowały jego imię, lecz nie za długo; ciało rudego zaczęło się budzić, więc jego duch musiał wracać. Obudził się w zatoczce, z lekko zmierzwionym futrem. Pokiwał łbem na boki, chcąc odrzucić od siebie zmęczenie, po czym wstał i wyszedł do reszty kotów, które z nim przybyły. uśmiechnął się lekko, po czym skinął im głową. Pora wracać do domu...
Lisia Gwiazda wskoczył na głaz, donośnym mauknięciem zwołując do siebie klan. Wszyscy wojownicy, starszyzna oraz kocięta wraz z królowymi zebrali się u podnóża, wlepiając swoje ślepia w rudego kocura, który wziął głęboki wdech, przymykając na chwilę oczy.
- Właśnie wróciłem z księżycowej zatoczki z dziewięcioma życiami i imieniem lidera! - zawołał, zaś przez tłum przebiegł krzyk aprobaty - Pora więc wybrać zastępcę... będzie nim Księżycowy Pył! - miauknął donośnie i mimo zaledwie dwóch głosów sprzeciwu, kontynuował - Pożegnajmy więc teraz byłego lidera nocnym czuwaniem, wszyscy, razem. Pokażmy mu, jak bardzo jesteśmy wdzięczni za opiekę, dzieląc się ostatni raz z nim językami - krzyknął, zeskakując na ziemię, po czym podszedł do ciała, rozpoczynając całonocne czuwanie.
~*~
Świeżo upieczony lider klanu klifu ruszył powolnym krokiem przez tereny swojego klanu, przy jego boku kroczyła Rubinowy Kamyk oraz Okopcony Dzwonek, rudy nawet nie zawahał się, gdy przekraczał granicę obcego klanu. Wręcz przeciwnie, jego ciało ogarnęło dziwne uczucie, zupełnie tak, jakby był u siebie. Futro na jego karku zjeżyło się delikatnie, zaś same mięśnie zesztywniały, gdy tyko usłyszał donośne miauknięcie, a następnie zza wysokich traw wybiegło kilka kotów, z bojowo nastawionymi sylwetkami. Zaśmiał się cicho i nim jakaś czekoladowa pokraka zdążyła się na niego rzucić i wbić kły w miękkie ciało, ten jednym zwinnym ruchem powalił przeciwnika na ziemię, dociskając go do ziemi. Ten szarpnął się, na co pręgowany wysunął lekko pazury, dotykając miękkiego brzucha burzowicza.
- Ależ spokojnie, mój drogi - zamruczał nisko, puszczając wojownika, na co ten odskoczył szybko, jeżąc sierść na całym grzbiecie. Kocur zaśmiał się cicho, zaczynając iść do przodu, wraz ze swoimi kompanami - My przyszliśmy tylko w odwiedziny... Mam małą sprawę do Ciernistej Gwiazdy - rzucił znudzonym tonem, nawet nie zaszczycając reszty członków klanu burzy, nawet chwilowym zawieszeniu wzroku na nich. Poruszył łbem na boki, po czym wciągnął rześkie powietrze do płuc. Do jego uszu dobiegły szepty, który lekko go zirytowały, jednakże nie pozwolił tego po sobie poznać. "Idź, załatw co masz, a potem ich zniszcz" - powtarzał sobie niczym mantrę, przygotowując się przy okazji do odegrania szopki, przed burą liderką.
Tak jak myślał, nie minęło zbyt wiele uderzeń serca, gdy trójka kotów z klanu klifu znalazła się w samym sercu obozu. Lisia Gwiazda rozejrzał się dookoła, zawieszając swe czekoladowe ślepia na drobnej, burej kotce, która wyszła przed szereg gapiów. Oh, czyli to była Ciernista? Cóż... jego zdaniem bardziej nadawała się na medyczkę, aniżeli na liderkę, jednakże wolał nie oceniać wroga zbyt pochopnie. Zapewne była wątła, jednak inteligencją i doświadczeniem przewyższała niemal każdego kota.
- Witaj Ciernista Gwiazdo, przyszedłem porozmawiać, mam dla ciebie propozycję, z której powinnaś być raczej zadowolona - uśmiechnął się wilczo, przymykając przy tym ślepia. Buraska skinęła głową, machnięciem ogona zapraszając go do swego leża. Czekoladowooki ruszył powolnym krokiem za nią, zaś gdy spostrzegł, że jakaś szylkretowa łajza zamierza do nich dołączyć, prychnął cicho - Sami - rzucił do kotki, która najwidoczniej niezadowolona ze słów obcego lidera nastroszyła sierść, jednakże słysząc aprobatę swojej przywódczyni, pozostała tylko przy wejściu do leża.
- Jaka to sprawa...? - zawahała się przez chwilę, nie wiedząc, jak zwrócić się do przybysza, ten liznął swoją przednią łapę, by następnie usiąść wyprostowanym niczym struna.
- Lisia Gwiazdo, moja droga przyjaciółko - zamruczał, skrobiąc pazurami ziemię, która znajdowała się pod jego łapami. Kotka lekko zdziwiona, zamrugała zielonymi ślepiami, poruszając się nerwowo - Jestem liderem klanu klifu. Moim poprzednikiem był Potokowa Gwiazda - na samo wypowiedzenie tegoż imienia jego ciało przebiegł nieprzyjemny dreszcz, zaś w pysku pojawił się dziwny, kwaśny posmak.
- Oh... - zaczęła, jakby nie dowierzając w słowa młodego lidera, popatrzyła nań zdziwiona, by zaraz spuścić wzrok na swe łapy - Czyli Potokowa Gwiazda nie żyje... to nie były plotki... - szepnęła do siebie, jednakże rudzielec to usłyszał. Zmarszczył brwi, lekko rozeźlony, jednakże zachował spokój. Wziął głęboki wdech, po czym kontynuował.
- Faktycznie, nie żyje. - kocica westchnęła cicho, kiwając lekko głową. Nie wiedział czy to znak aprobaty, jednakże tak to odczytał
- Wybacz mi Lisia Gwiazdo, ale... przypominasz mi dawno zaginionego kociaka mojego brata - miauknęła spokojnie, wlepiając w niego swe ciemne ślepia, na co sam kocur aż drgnął, czując się pod ich naciskiem nieswojo. Zmarszczył lekko brwi, analizując sens jej słów, po czym skinął lekko głową, otwierając pysk.
- Owszem, jestem nim. Moim ojcem był Czapli Lot, prawda? - mruknął cicho, po czym wziął głęboki wdech. Nie lubił wracania do przeszłości, jednakże zrobi wszystko by osiągnąć swój cel. Kocica pokiwała łbem, jakby myśląc nad czymś.
- Czapli Potok - poprawiła go, po czym kontynuowała - Wyrosłeś, jesteś naprawdę podobny budową do ojca... Jednakże, nie przyszliśmy o tym rozmawiać. Jakaż to sprawa cię do mnie sprowadza? - miauknęła, owijając ogonem swoje łapy, czekając przy tym spokojnie, jak ten zacznie mówić dalej.
- Oh, racja, wybacz mi moje maniery, ma przyjaciółko. Chociaż... czy powinienem mówić ci ciociu? - zamruczał, przymykając ślepia - Jednakże, wracając, poprzedni lider był na tyle niekompetentny, że sprowadził na moją głowę Klan Wilka jako wrogów, szukam więc sojuszników. Oferuję w zamian część moich terenów, obfitych w zwierzynę. W zamian chcę jedynie mieć pewność, że w razie zagrożenia wesprzesz mój klan, wystarczy, że zabili jednego z naszych medyków. Do tego z zimną krwią - gdy wypowiadał te słowa okrążył buraskę, by na koniec przesunąć jej ogonem pod brodą. Uśmiechnął się szelmowsko, wyczekując na jej odpowiedź. Oczywiście to o morderstwie medyka klanu było kłamstwem.
< Ciernista Gwiazdo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz