Lawendowy Strumień otworzyła swoje wielkie, zielone oczy. Zaspałam- pomyślała przerażona. Wyleciała z obozu, nie zdając sobie sprawy z tego, że poranny patrol jeszcze nie wyruszył. Słońce powoli wyłaniało się zza Miejsca, Gdzie Tonie Słońce sprawiając, że całe niebo zabarwiło się na mlecznoróżowy kolor. Ciężkie grudy śniegu wpadały na długie, mocne łapy kotki sprawiając, że nie była w stanie poruszać się tak szybko, jak zwykle. Przebrnęła w kierunku granicy z Klanem Wilka. Szukając swojego patrolu szybko, dotarła do okolic Księżycowej Zatoczki, a zaraz za granicą siedział biały kocur. Podchodząc, do niego zjeżyła się, aby wyglądać na groźniejszą i większa. Jej wielkie zielone oczy mocno odznaczały się na tle białego śniegu, jej krótkie futro było pełne lepkich grudek.
- Co tutaj robisz?- wysyczała, mrużąc oczy zdenerwowana.
- Siedzę- odpowiedział, po czym lekko się uśmiechnął.- Nie atakuj mnie.
- Nie mam takiego zamiaru- odparła cicho Lawendowy Strumień.
Ma takie ładne futro- pomyślała, nie przyznając się do tego.
- Jak się nazywasz?- zapytał biały półdługowłosy kocur, lekko się uśmiechając.- Ja jestem Śniegus
- Lawendowy Strumień- odpowiedziała, zauważając, jak brzydki jest jej głos.
***
- Śniegus- zaśmiała się lekko.
- Zakochałem się w tobie Lawendo.- szepnął cicho zielonooki kocur.
- Ale...- szepnęła.- Ja kocham...
- Mnie! Prawda?- zapytał z nadzieją w jednym okiem.
Następną noc spędziła śpiąc razem z Śniegusem, czy w obozie się o nią martwili? Raczej tak, ale jej to nie obchodziło.
***
Leżała w legowisku cicho pochrapując, od kilku wschodów czuła się słaba, szybciej się męczyła i łapała mniej zwierzyny. Bała się każdego ruchu, przecież mogło to jej zaszkodzić. Jeszcze bardziej obawiała się iść do Lśniącego Słońca, co jak będzie śmiertelnie chora? W końcu postanowiła zapytać się asystenta syna Poplamionego Piórka. Skierowała się w stronę jego legowiska z nadzieją, że to tylko jakaś łagodna choroba. W legowisku poszukała Sokolego Skrzydła, znalazła go przy ziołach.
- Co się dzieje Lawendowy Strumieniu?- zapytał asystent medyka zdziwiony odwiedzinami kotki.
- Czuje się słaba, brzuch mnie boli, nie jestem w stanie szybko biegać, szybko się meczę- wyrzuciła z siebie calico bojąc się odpowiedzi niebieskiego.
- Nie jesteś ciężarna?- zapytał, kocur lekko się uśmiechając.
- Nie- odkrzyknęła przerażona.
- Połóż się- zarządził Sokole Skrzydło.
Posłusznie się położyła, czekając na wyrok. Niebiesko-biały obadał jej brzuch, po czym się uśmiechnął.
- W twoim brzuchu rozwija się nowe pokolenie Klanu Klifu- powiedział lekko kocur.- Gratulacje.
- Jesteś pewien?- zapytała z przerażeniem wymalowanym na pyszczku.
- Tak jestem pewien.- powiedział niebieski.
Z zielonego oka wojowniczki Klanu Klifu spłynęła pojedyncza łza. Kto był ojcem jej miotu? Czy to mógł być Śniegus?
***
Wędrowała w stronę białego kocura.
- Śniegusie!- krzyknęła głośno, lecz łamiącym się głosem.
- Co się dzieje Lawendowy Strumieniu?- zapytał, siadając na ziemi.
- To twoja wina! Klan mnie znienawidzi! To nie była miłość, a teraz twoje potomstwo nie opuści mnie go końca życia!- wykrzyknęła, chlipiąc.
- Czy to nie świetnie?- zapytał właściciel ślepego oka lekko.
- Nie!- wykrzyknęła, po czym ile sił w łapach uciekła od Śniegusa.
***
Płakała wielkimi łzami, leżąc na swoim nowym posłaniu w legowisku królowych. Czy któryś z jej kociaków będzie śnieżnobiały? Tego szylkretowa bała się najbardziej kopii Śniegusa w swoim miocie. Nagle karmicielka lekko się uśmiechnęła. Jej marzenie się spełni, będzie miała kociaki, nieważne z kim ważne, że to będą jej dzieci. Nagle podszedł do niej jeden z kociaków.
- Co się stało?- zapytała, lekko się uśmiechając.
< Ktoś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz