Wargi burej koteczki zadrżały i po chwili rozpłakała się, nie mogąc poradzić sobie z narastającą presją. Na początku bardzo się na siebie za to zdenerwowała, bo miała już kilka księżyców i nie wypadało jej ryczeć. To tylko sprawiło, że jej szloch, teraz napędzany również złością, stał się głośniejszy. Po chwili córka pieszczochów zmiarkowała jednak, że takie zachowanie może jej się opłacić – przecież zapłakanego kociaka nikt nie będzie miał serca zasypywać pytaniami, a ponadto istniała szansa, że uczennica uzna, że Owocek jest tylko niegroźną, ciapowatą beksą, której nikt nie będzie nawet podejrzewał o plan brawurowej ucieczki z klanu. Uspokoiła się, ale nie przestawała zawodzić.
– Csii, nie płacz... – Starsza kotka próbowała zapanować nad sytuacją. – Cały obóz się obudzi!
Mała przyciszyła trochę swoje płaczliwe jęki, bo faktycznie nie chciałaby obudzić potencjalnie niebezpiecznych klanowych kotów. Wciąż jednak smutno pociągała noskiem, a z jej oczek płynęły łzy.
– Ja chciałam tylko… zobaczyć to drzewko… – chlipnęła, dotykając łapką kory.
– Ale nie możesz oglądać drzewek w nocy, wtedy jest niebezpiecznie – powiedziała łagodnie uczennica. W jej głosie słychać było zdziwienie – w końcu kocięta nieczęsto wychodzą same ze żłobka późną porą, by obwąchać przypadkowy pniak. – Rano możesz poprosić jakiegoś wojownika, żeby z tobą poszedł i… pooglądał drzewka. Chodź, odprowadzę cię do żłobka.
Owocek pokiwała smętnie główką i wolno podreptała za Cętkowaną Łapą do kociarni. Tam cichutko podeszła do swojej siostry i zwinęła się w kłębek obok niej jak najgrzeczniejszy kociak pod słońcem
– No. Śpij dobrze – szepnęła na pożegnanie starsza kotka i równie cicho odeszła w stronę jakiegoś legowiska. Bury kociak przez chwilę udawał, że smacznie śpi, po czym jego złote oczy znów zajarzyły się w ciemności. Uch, dlaczego Cętka musiała ją zauważyć? Będzie musiała przełożyć swoją ekspedycję na jutrzejszą noc! Cóż, przynajmniej dowiedziała się czegoś nowego: te koty mają bardzo lekki sen. Następnym razem trzeba będzie poczekać jeszcze dłużej, aż księżyc będzie wysoko na niebie, i dopiero wtedy wyjść. Tak…
Koteczka ziewnęła szeroko. Snuła swoje misterne plany jeszcze tylko kilka uderzeń serca, po czym zmorzył ją słodki, kocięcy sen.
***
– Borsuczy Kle, pójdziesz na poranny patrol?
– Jasne, Płonący Grzbiecie. Kogo mam wziąć ze sobą?
– Może Goździkową Rosę, Świerkową Korę i Cętkowaną Łapę.
Owocek otworzyła szeroko oczka i mlasnęła. Słońce na niebie! Nowy dzień! Oczywiście wciąż jest na tych głupich terenach Klanu Wilka… Ale miała nadzieję, że wkrótce to się zmieni, i postanowiła na razie nie martwić się swoim położeniem.
Spojrzała w stronę, z której dobiegał dialog, który ją obudził. Jakiś bury kocur właśnie znikał pod gałązkami niewielkiego krzewu, najpewniej z powodu polecenia tego rudego. Koteczka nie zrozumiała dokładnie, o co chodzi – w głowie zaczynało jej się kręcić, kiedy myślała o tych wszystkich dziwnych imionach – ale jedno słowo szczególnie przykuło jej uwagę: patrol. Nie znała jego znaczenia, ale kojarzyło jej się ze sprawdzaniem czegoś. W sprawdzaniu różnorakich rzeczy natomiast była całkiem dobra. Przez chwilę obserwowała jeszcze z ciekawością wyłaniające się spod krzewów postaci, w tym już poznaną przez nią Cętkowaną Łapę. Co te koty będą robiły? Nie czuła zupełnie zapachu Dwunogów (ale dziwnie!), więc raczej nie chciały się dowiedzieć, czy ktoś wsypał im karmę do miski… Może będą szukać tego dziwnego jedzenia, które leżało na polance ułożone w stosik? A może chcą sprawdzić, czy ktoś nie przyniósł im nowych kociąt, tak jak to zrobili jej rodzice z nią i Świetlikiem? Niezależnie od ich zamiarów, Owocek już wiedziała, że chce w tym uczestniczyć.
Już podnosiła się, by radośnie przebiec przez obóz, krzycząc „Hej, poczekajcie na mnie!”, kiedy zorientowała się, że to nie musi być najlepszy pomysł. Wyglądało na to, że w tym miejscu panuje wiele dziwacznych zasad, i bura miała przeczucie, że któraś z nich zabrania jej udać się na ten cały patrol. To jednak nie mogło jej powstrzymać! Szybciutko przemknęła pod ścianę kociarni, po czym dyskretnie zza niej wychynęła. Nikt na nią nie patrzył. Cicho wymknęła się ze żłobka i ruszyła w stronę wychodzących kotów, kryjąc się w trawie i krzewach porastających skraj obozu. Przez nikogo niezauważona, dotarła do wyjścia.
Czwórka kotów – na pewno nie chciałaby się do niej zbliżyć, gdyby nie było wśród nich Cętkowanej Łapy, przy której nie czuła się aż tak obco – oddaliła się już na kilka długości lisa. Owocek uśmiechnęła się szeroko i dumnie podążyła za nimi, kryjąc się za drzewami i krzewami, by nikt jej nie zauważył. Na razie nie chciała się pokazywać, chociaż kto wie – może potem zechce wyskoczyć i zrobić im niespodziankę?
<Cętka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz