— Nie rozumiem tego… Ale może kiedyś to też zrozumiem. — Powiedziałem bez większych emocji I dodałem. — No to ten, idziemy? —
— Chyba już pora. — Rzekł, tym razem krócej.
Bez większego słowa zacząłem iść. Trawa pod moimi łapami delikatnie łaskotała mnie w poduszki. Kierowałem się w stronę obozu. Chciałem już tam wrócić, troszkę odpocząć. W końcu jutro i tak pójdę na trening więc nie ma co tu siedzieć nie wiadomo ile!
***
W trakcie pory zielonych liści
Słońce było już wysoko. Szedłem właśnie tuż obok mojego mentora. Nie równo, byłem trochę z tyłu. Podążałem za nim, krok w krok. Jak to uczeń za mentorem. Cieszyłem się, że namówiłem go na pójście nad plaże! Tak bardzo chciałem już otwierać kraby! Patrzyłem spokojnie spokojnie na kocura, przyglądając się mu. Nocny Kochanek był szczupłym, smukłym kocurem. Chude, dosyć długie nogi. Zupełnie jak u czapli. Futro znajdujące się na kocurze było zadbane i czekoladowe. A oczy były niczym dwa słońca. Żółte i jasne, choć nie świeciły, to skojarzenie nasuwało się wręcz same! Gdybym miał mieć inne futro, niż kremowe to chciałbym mieć brązowe. Najlepiej ten sam odcień! W końcu chciał bym wyglądać tak elegancko! Z resztą troszkę zazdrościłem wszystkim kotom o tej barwie futra. Wszystkim, które widziałem na oczy! Nawet tych z innych klanów. Po prostu wszystkim. W końcu mojemu oku ukazał się znajomy, lecz wciąż zachwycający widok. Plaża. Piaszczyste wybrzeże zachwycało, a szum był niczym najpiękniejsze ptasie świergoty. Nie mogłem się już doczekać, aż wejdę na piasek i poczuje te trudne do opisania uczucie, chodzenia po nim. Morze spokojnie odsuwało się i przysuwało się do brzegu. Niczym w pięknym, nieskończonym tańcu. Aż chciało się je porównać do wyczynu ptaków w powietrzu, tylko takich powtarzających się i trwających od… Właśnie od kiedy? Od początku? Czy może kiedyś się zaczęło i już tak trwa? I może będzie trwać w nieskończoność? No cóż, w każdym razie nie powinienem się tym przejmować. W końcu to nie wpływa na moje życie, ani moich krewnych, więc wszystko jest w porządku. Zachwycając się tak krajobrazem zostałem nieco w tyle.
— Promienna Łapo, co ty tak w tyle stoisz? Chodź, przecież mieliśmy otwierać te całe kraby! — Rzekł w końcu Nocny Kochanek
— Już idę! — Powiedziałem ciut za głośno i przyśpieszyłem kroku. Po chwili już byliśmy na miękkim, jasnożółtym piasku. Bardzo lubiłem to uczucie chodzenia po piasku. Zapytałem się po chwili ciszy. — Już możemy szukać krabów?
— Tak, musimy ich poszukać. — Rzekł spokojnie czekoladowy, po czym dodał: — Ale chyba sobie z tym poradzisz? Kraby przecież nie są jakieś najtrudniejsze do zauważenia! I zobaczę przy okazji jak radzi sobie mój uczeń, poczekam tu na ciebie.
— Dobrze, proszę pana! Już idę! Zaraz wracam! — Powiedziałem głośno i zacząłem iść. Obejrzałem się tylko za siebie raz, by ujrzeć siedzącego nieco w tyle długowłosego kocura. Nic ciekawego, po prostu odwróciłem głowę do przodu.
Szedłem przez plaże. Nie poszedłem wcale jakoś specjalnie daleko od mentora, ale już to zauważyłem. Jeden specyficzny stwór. Miał nogi, pancerzyk i szczypce! Wyglądał jak przerośnięty pająk, taki rozpłaszczony w bok! No może nie do końca, ale tak było go najłatwiej do czegokolwiek porównać! Szybko podbiegłem do jeszcze nie zauważającego mnie stworzenia i przycisnąłem je od tyłu łapą, tak by nie mógł mi zrobić krzywdy szczypcami. W końcu nikomu raczej nie podoba się wizja bycia zranionym przez kraba, zwłaszcza, przez jego większą łapę. O ile można to tak określić.
— Proszę pana! Już mam! — Krzyknąłem jeszcze mocniej przyciskając zwierzę.
— Dobrze! — Krzykną z oddali mentor, powoli przemieszczając się po plaży. Wydawał się aż dziwnie daleko chodzić od morza. Może dlatego, że było zimno? W końcu nikt nie lubi moczyć łap w zimniejsze dni, no, chyba, że Klan Nocy. Ale to oni są akurat specyficzni. Fakt, mój mentor aż za bardzo przepadał za ich przywódczynią. A przynajmniej kiedyś, miałem nadzieje, że to już nieaktualne. Nie pytałem go o to, bo wtrącać w jego życie byłoby nie ładnie, ale miałem dużą nadzieję, że takie odczucia będzie mieć tylko do kotów z Klanu Klifu. Słabo by było, gdyby został Nocno-wilczo-burzo-owocowym kochankiem! Nie, żebym wtrącał się w jego prywatne sprawy, po prostu nie chciałem odczuwać tego wstydu.
— Promienna Łapo, powiem, jak otworzyć kraba, jednakże bez kraba, żebyś mógł sam to zrobić. — Postanowił mentor.
— Dobrze! — Mruknąłem krótko i zacząłem się przyglądać uważnie kocurowi.
— Bierzesz w pysk, od tyłu i rzucasz w klif. Dobrze?— Powiedział z krótka kocur.
— Dobrze! — Odpowiedziałem.
Wziąłem kraba w pysk i zacząłem podchodzić do klifu. W końcu rzuciłem małą istotą. Ta uderzyła z impetem o klif i chyba skorupa się uszkodziła. Szybko podszedłem do istoty. Była nieco uszkodzona… I martwa.
— Udało się, proszę pana! — Krzyknąłem do czekoladowego.
***
Było już popołudnie, mgła była wszędzie. Gdy tylko patrzyło się na wyjście za obóz widziało się mgłę. Białą niczym mleko, niczym chmury. A może to były chmury, które spadły na ziemię? Któż wie. Ostatnio uświadomiłem sobie, jak bardzo brakuje mi otwierania krabów. To było nawet fajne, szukać tych małych istotek, niszczyć ich skorupy, a potem jeść! Niestety było już na to za późno. Krabów już nie można było spotkać tak łatwo. Gdzie się podziały? Nie mam pojęcia. W każdym razie w obozie zaczynało mi się już nudzić. Może pogadałbym z moim mentorem? To był świetny pomysł. W końcu może uda mi się znowu wyrwać na trening? Chciałbym już zostać wojownikiem! To byłoby świetnie. Może nazywałbym się Promienista Bitwa? To byłoby cudowne imię. Albo Promienista Ptaszyna? Brzmi trochę jak imię jakiejś kotki, ale mi się podoba! W końcu kto powiedział, że ptaszyna w imieniu jest zarezerwowana dla kotek? W końcu ważne, że mi się podoba. Albo Mniszkowy Promień, to też świetnie brzmi! W każdym razie Srokoszowa Gwiazda na pewno da mi dobre imię! Może ze względu na dalsze pokrewieństwo, da mi szczególnie fajne? Chociaż kto wie, co mu tam siedzi w głowie. W każdym razie z tego zamyślenia wyrwało mnie to, że zauważyłem mojego mentora, spożywającego coś ze stosu zwierzyny. Czekoladowy jadł sobie spokojnie chudą mysz. Szybkim krokiem podszedłem do kocura i powiedziałem głośno:
— Dzień dobry, proszę pana! — W moim głosie było słychać podekscytowanie potencjalnym treningiem.
[1046 słów, otwieranie krabów]
<Nocny Kochanku?>
[przyznano 21%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz