- Cześć, Mniszku! Co porabiasz? - Usłyszałem głos Misty. Na widok kotki zmrużyłem oczy. Nie miałem chęci na pogaduchy, bo legowisko nie zrobi się samo.
- A nic. - Mruknąłem. Kotka na widok Lwa popędziła w jego kierunku. W pośpiechu szedłem do wyjścia. Wskoczyłem na kartony, a potem na balkon, po czym zgrabnie przedostałem się na dach. Cały czas rozglądałem się za czymś, co nada się do budowy mojego legowiska. Kiedy zauważyłem ptaka, wpadłem na pomysł. Postanowiłem obserwować ptaka i na niego zapolować. Pierzasta zwierzyna zbliżyła się na taras jednego z domów dwunożnych. Nie przyznam się, ale interesowało mnie to. Czy to ptaszysko jest oswojone? Ptak swoim dziobem jadł małe orzeszki? Z jakiegoś czegoś.
- Hej, Mniszku! - Krzyknął znajomy głos. Krzyk był tak głośny, że spłoszył ptaka. Pochmurny Płomień! Mogłem z chęcią rozwalić ten uśmieszek! Nie to, że spłoszył mi zwierzynę. Mogłem odkryć nowe zachowanie ptaków, a on wrzeszczał mi do ucha! Za niedługo będę całkowicie głuchy! Nie wiedziałem, jak Lew z nim wytrzymywał. Czasami marzyłem, by zakleić mu pysk żywicą, aby ten był cicho. Nie miałem zielonego pojęcia, co on robił, w tej naszej małej społeczności miejskiej. To już nawet Blask robił więcej niż on. Pochmurny Płomień. Uh, on tylko łaził do tej swojej UKOCHANEJ! Nie miał co robić? W niedawnym okresie to z niego był borsuk, pochłaniał wszystko z prędkością światła. Ciekawe, co on ma w tej swojej głowie. Podobno Pochmurny Płomień powiedział Lwowi, który powiedział Misty a ,Misty powiedziała mnie, że Pochmurny Płomień rzucał w Srokoszową Gwiazdę kamieniami. Biedny nie wytrzymał i wygnał go z klanu. Współczułem mu, bo dostanie kamieniem od takiego wariata nie było niczym ciekawym. Szczęście, że, on jeszcze lawiny nie wywołał. Broń Klanie Gwiazdy, że, nie miałem z nim treningu łowieckiego. Czasami zastanawiałem się, czy on się bawi w mysz i lisa. Sam nie wiedziałem, jak to brzmi, ale pewnie polowanie mnie czekało. Obgadywanie w myślach skończone, ciekawy byłem, czego on znowu chce.
- Dobrze! Zatem chodźmy na trening! - Powiedział z entuzjazmem kocur. No Klanie Gwiazdy! Obym to przeżył, ale co ma pójść nie tak? Opuściliśmy dach, niestety! To jest przecież najwspanialsze miejsce! Można na nim spać, bawić się, czasami nawet polować. Nie wiedziałem, o co im chodzi, że za dużo czasu na nich spędzałem. Pamiętałem, jak Lew, przez cały dzień mnie szukał, bo poszedłem za daleko. Przepraszam, ja nie miałem granic! Spytać mnie o jedno ja to zrobię. Smutno będzie, kiedy wrócimy do klanu. Nie będę mógł spędzać fajnie czasu. Drzewa nie są tak obszerne, żeby na nich spać, polować i się bawić!
- Hej! - Usłyszeliśmy. Misty! Jeszcze czego, lubiłem ją. Ale czasami nie miałem pojęcia, z jakiego domostwa się urwała. Jest, nie ma jej, idzie gdzieś z Lwem na cały dzień. Czasami myślałem, że ta dwójka ze sobą kręciła. Teraz tylko ich złapać i wygadać się Diamentowi. Jeżeli pójdą z nami na trening, to jeszcze gorzej. Szczęście, że Lew wychodzi na kota. Co prawda, Pochmurny Płomień szkolił Lwa, złocisty kocur zachowywał się poważnie. Czasami!
- Lew prosił, żebyście poczekali! Chcę mieć z wami trening. - Mruknęła kotka. Jeszcze gorzej! Wolałem sam iść potrenować, niż trenować z nimi. Raz kocia śmierć, szczerze nie wiedziałem, czy wyjdę z tego cało.
Pierwszy trening z Pochmurnym Płomieniem
- No dalej Mniszku.. Dasz radę! - Mruknął kocur.
- Nie! - Powiedziałem buntowniczo. Pręgowany kocur spojrzał się na mnie z irytacją. - Mniszku! W Klanie Klifu tego uczą! Musisz umieć wspinać się na drzewa.
Ja tylko zasłoniłem się dużym i puchatym ogonkiem. Phiew! Chciał kociaka szkolić! Niech sam się bierze do roboty! Po co miałem pracować, skoro on mógł za mnie! To się nazywało współpracą, co nie? Kocur poirytowany złapał mnie za grzbiet i zaczął się wspinać. Chciałem być cięższy, żeby mnie puścił! Żeby kociaka tak uprowadzać? Myślałem i myślałem, jaką mu dam złośliwą ksywę. Dręczyciel! Bo mi spokoju nie dawał. Albo lepiej! Wiewióra. Kiedy kocur postawił mnie na ziemię.
- Teraz zejdź. - Mruknął kocur.
Popatrzyłem w dół. Dość wysoko, nie wiedziałem, po co mnie zmuszał do roboty. Lew to nie miał łatwo.
Teraźniejszość
Wtedy to było fajnie, mogłem sobie pomarudzić. A teraz to ja robiłem wszystko za niego. I to niby ja byłem młodszy? Czułem się starszy od niego. Który raz to sobie powtarzałem w myślach? Sam nie wiem, ważne, że nikt tego nie słyszał. Kiedy złocisty kocur wyłonił się zza kartonów, ruszyliśmy. Cała nasza czwórka stanęła, kiedy zobaczyliśmy potwory.
- Przygotujcie się. - Mruknął Pochmurny Płomień. Przecież byliśmy! Gdybyśmy byli całkiem rozproszeni, nie stalibyśmy tutaj. Odczekaliśmy chwilę, kiedy droga była pusta, Pochmurny Płomień zasygnalizował ruchem ogona start.
- Teraz! - Powiedział donośnie. Napiąłem mięśnie i pobiegłem po betonowym gruncie.
- Udało nam się! - Pisnęła Misty. Ekscytowała się, tak jakby to było jakieś wyzwanie. A wcale nim nie było. Ruszyliśmy w las, gąszcz drzew przysłonił nam niebo. Może to nawet lepiej, nie lubiłem, kiedy budziło mnie słońce albo kiedy w ogóle świeciło.
- To.. Co będziemy robić? - Mruknęła Misty.
- Powalczcie sobie, my musimy o czymś pogadać. - Powiedział Lew. Pochmurny Płomień przytaknął.
- Tylko bez pazurów! - Mruknął. Bez przemocy to żadna zabawa. Ciekawy byłem, o czym oni mówili. Mógłbym podsłuchać, gdyby nie ta głupia walka. Razem z Misty ustawiliśmy się naprzeciwko siebie.
- Zaczynajcie! - Mruknęli oboje. Przytaknąłem i napiąłem mięśnie. Misty nie czekała i skoczyła na mnie. Zgrabnie się wywinąłem i odepchnąłem ją tylnymi łapami. Zaraz po tym przygniotłem ją do ziemi. Misty wierciła się na boki i próbowała się wydostać. Puściłem ją, jednak nie dawałem jej takiej przewagi. Kotka osłoniła głowę ogonem i czekała na atak. Zwinnie wślizgnąłem się pod nią i kopnąłem ją w brzuch. Misty pisnęła i błyskawicznie mnie odepchnęła.
- Dobrze, dobrze! Koniec. - Mruknął Lew.
Walka była nudna, ciekawiej by było z pazurami.
***
Kiedy wróciliśmy do ‘’obozu’’, wszyscy położyli się do legowisk. Misty cały czas się wierciła, jakby coś się jej śniło. Pochmurny Płomień spał głęboko, z jego chrapaniem nie było żartów. Przecież ten dźwięk mógł wystraszyć całą zwierzynę. Cień opatulił Blask i razem stanowili tak jakby kulkę? Ja nie miałem zamiaru spać, błyskawicznie wskoczyłem na stary taras dwunożnych i wskoczyłem na dach. Postanowiłem zasnąć na dachu, obok czegoś, co parskało parą. Misty to nazywała.. Kominem? Dziwna nazwa! Ziewnąłem i zamknąłem oczy. Nie ma to jak dach.
[1070 słów + poruszanie się po dachach, obserwacja, przechodzenie przez ulice]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz