Jakiś czas po porodzie
Brukselka zastanawiała się dziś nad sprawami klanowymi, to znaczy bardziej nad tradycjami, zasadami i wszystkim innym. Słyszała kiedyś o jakimś “Kodeksie Wojownika”, ale nigdy do końca go nie poznała. Podobno istniał też “Kodeks Medyka”, ale taki kodeks z Klanu Wilka różnił się od tych z innych klanów. Swoją drogą jakich klanów? Liliowa kotka kojarzyła tylko ten, w którym się urodziła. Tata jak na razie opowiadał jej tylko o patrolach i swojej rodzinie, ale Brukselka była rządna wiedzy. Co prawda nie planowała zostawać tu długo, ale skoro już musi tu przeżyć najbliższe księżyce, bardzo chciałaby dowiedzieć się czegoś więcej. Wydawało jej się, że samotnicy żyją raczej samotnie i nie mają ustalonych zasad, obrzędów, co wydawało się trochę nudne! Gdyby wyłudziła od ojca trochę informacji mogłaby się nimi żywić do końca życia! Poza tym wiedza przyda jej się w późniejszym czasie, gdy będzie się starała wznieść bunt. Tak więc Brukselka czekała i czekała, co jakiś czas wysuwając swój łebek ze żłobka, aby wzrokiem poszukać Pokrzywowego Wąsa. Nie wiedziała gdzie niebieski kocur mógł się teraz podziewać, czy był na patrolu, czy po prostu zaszył się w swoim legowisku? Kalafior prawie cały dzień spała, więc pewnie też nie wiedziała za wiele, a Brokuła i Koperka szkoda było pytać, bo im nie zależało tak bardzo na opowieściach o klanowym życiu. Kotka postanowiła, że na zabicie czasu pobawi się chwilę ze swoimi braćmi.
— Brokule! Koperku! — zawołała, odchodząc od wyjścia ze żłobka. Nie wiedziała gdzie teraz chowa się dwójka kocurów, nie potrafiła ich nigdzie dostrzec, pomimo tego, że stała na środku żłobka.
— Mamo, gdzie oni się podziali? — zwróciła się do sennej kotki, która po chwili na nią spojrzała.
— No… chowają się za moim posłaniem — odparła, po czym ziewnęła przeciągle. Brukselka usłyszała niezadowolone westchnienia gdzieś z tyłu.
— Mamo! Miałaś jej nie mówić, sama miała nas znaleźć! — burknął oburzony Brokułek, wychylając się zza białej kotki. Za nim był Koperek, który jednak milczał, ale widać było, że nie był za bardzo zadowolony.
— Och, daj spokój — szepnęła matka do obrażonego kocięcia. Biały kocur tupnął nogą.
— No dobra! Już nie ważne, chodźmy się bawić! — wykrzyknął, w podskokach podchodząc do swojej siostry, która jedynie stała i patrzyła na niego oceniającym wzrokiem.
— Czemu się przede mną chowaliście! Nie gramy w chowanego! — miauknęła, prostując się aby wyglądać groźniej i poważniej. Była niezadowolona z faktu, że jej bracia próbowali się przed nią schować. Brokuł położył po sobie uszy.
— No! No bo… — mruknął niepewnie, po czym urwał nie mogąc wymyślić niczego sensownego.
— Bo jesteś głupia i dzika — ktoś szepnął. Brukselka postawiła uszy, czując jak krew się w niej gotuje. Nie wiedziała kto to powiedział, ale się domyślała. Zmarszczyła brwi i wbiła pazury w ziemię.
— Koperku! — warknęła przez zaciśnięte zęby. Liliowy kociak po chwili pojawił się tuż przed nią. Ten to zawsze miał do dodania jakiś niemiły komentarz!
— Ty! Ty zawsze siedzisz cicho, w kącie jak szara myszka! Nie wiedziałam, że ty w ogóle potrafisz się odzywać, jeszcze przed chwilą moje życie było idealne, a teraz zostało absolutnie zepsute przez dźwięk twojego okropnego głosu! Nie dziwię się, że tak mało rozmawiasz, ja też bym się wstydziła, jakby z mojego gardła wychodziły tak paskudne dla ucha dźwięki! — mruknęła, wkurzona na Koperka, który tylko pokiwał głową.
— Koperek? Kto to taki, ja nie znam żadnego Koperka! Znam jedynie Kopra, który swoją drogą jest fantastycznym kotem, nie wiem dlaczego miałabyś mieć problem dla kogoś tak fajnego — stwierdził, co jeszcze bardziej rozzłościło Brukselkę.
— Koper? Chyba Kuper! — burknęła niezadowolona, a później zapadła cisza, ponieważ Kalafior wstała ze swojego posłania. Brukselka, Koperek i Brokuł zamarli w miejscu.
— Dzieci, uspokójcie się. Ja wiem, że kłótnie rodzeństwa są nieuniknione, ale lepiej, aby zdarzały się jak najrzadziej. Przestańcie się przezywać, dobrze? — mruknęła, podchodząc do swoich dzieci. Liliowa kotka położyła po sobie uszy.
— Dobrze mamusiu, już nie będę. Ale to Koperek zaczął! — westchnęła, podchodząc do białej kotki. Koper prychnął, po czym usiadł i zaczął wylizywać sobie łapę. Kalafior rzuciła na chwilę na niego okiem, po czym spojrzała znowu na swoją córkę.
— Może i zaczął, ale ty musisz wiedzieć jak kontrolować swoje emocje. Nie możesz dać się ponieść swoim uczuciom, musisz nauczyć się jak ignorować koty, które będą chciały uprzykrzyć ci życie i zaniżyć twoje poczucie własnej wartości — stwierdziła, liżąc liliową kotkę po głowie. Brukselka nie chciała kłócić się z matką, dlatego skinęła głową.
— Dobrze mamusiu, tak zrobię — dodała pewnym głosem.
***
Był już wieczór, a liliowa kotka leżała obok swojego rodzeństwa i zastanawiała się nad swoją przyszłością. Brokuł i Koperek akurat spali, a ona jako jedyna gdybała, licząc na to, że w żłobku zjawi się Pokrzywowy Wąs. Długo nie musiała czekać, bo obserwując wyjście z legowiska w końcu dostrzegła znajome, niebieskie futro. Szybko podniosła się na cztery łapy, przypadkowo szturchając przy tym Brokuła. Mały kocur tylko kichnął i przewrócił się na drugi bok, przez co Brukselka odetchnęła i rzuciła się do wyjścia na polanę.
— Tato! Tato! — krzyknęła, będąc już na tyle daleko, że ani Koperek ani Brokuł by jej nie usłyszeli. Wojownik postawił do góry uszy i zatrzymał się w miejscu. Wyglądał na zdziwionego i rozglądał się na wszystkie strony, zapomniał jednak spojrzeć w dół.
— Tu jestem! — zawołała, będąc już tuż obok swojego ojca. Wojownik schylił głowę.
— Och! Cześć Brukselko — mruknął, klepiąc kotkę łapą po barku. Na licu liliowej kotki zagościł szeroki uśmiech.
— Hej!
— Nie opowiedziałeś mi jeszcze wszystkiego, o czym wiesz! — zauważyła, mrużąc oczy. Pokrzywowy Wąs pokiwał głową.
— No tak. A co jeszcze chciałabyś wiedzieć? — zapytał, unosząc jedną brew do góry. Brukselka zamilkła na chwilę.
— Więcej o klanach! Chciałabym poznać wszystkie tradycje, tereny i wiele więcej! — mruknęła entuzjastycznie. Niebieski kocur był zdziwiony taką chęcią młodej kotki do poznawania rzeczy o klanie, ale szybko się uśmiechnął. Wyglądał na dumnego.
— To świetnie, że chcesz dowiadywać się więcej o kulturze wilczaków, na pewno będziesz wspaniałą wojowniczką. Przez chwilę się bałem, że odziedziczysz po matce zamiłowanie do podróżowania… ale najwyraźniej nie mam się o co martwić — zaśmiał się. Brukselka nie wiedziała jak ma na to zareagować. Przecież odziedziczyła po matce… prawie wszystko! Także i zamiłowanie do podróżowania, ale nie mogła teraz tego powiedzieć swojemu tacie.
— Do prawdy, nie masz się o co martwić! — mruknęła, prostując się na równe łapy.
— A teraz może przejdziesz już do opowiadania? Zaraz będzie ciemno, nie chcę, aby mama się martwiła! — dodała.
— Jasne, jasne — odpowiedział Pokrzywowy Wąs, stukając pazurem o ziemię. Spojrzał na ciemniejące niebo i westchnął.
— A nie chcesz posłuchać razem ze swoim rodzeństwem? — zaproponował. Brukselka zmarszczyła brwi.
— Nie! Absolutnie nie — wypaliła bez zastanowienia. Niebieski kocur przytaknął.
— No dobrze… od czego by tu zacząć?
— Może od wierzeń…? Tak, wierzeń! — zaśmiał się. Przez chwilę musiał się zastanowić, chciał jak najlepiej opowiedzieć kotce o zaświatach.
— Więc… większość kotów na naszych terenach wierzy w to, że po śmierci istnieje… drugie życie. Mianowicie zaświaty, które dzielą się na dwie części. Jest Klan Gwiazdy, do którego trafiają koty, które za życia były oddane tej głupszej wersji kodeksowi wojownika, lub medyka. Koty wierzą, że gwiezdni przodkowie mają ogromną moc i zsyłają nam znaki… ale jest też Miejsce, Gdzie Brak Gwiazd. Oni, tak samo jak Klan Gwiazdy, mogą pojawiać się w snach innych kotów. Oni mają większą moc niż gwiezdni przodkowie — wytłumaczył. Brukselka słuchała z zaciekawieniem, ale wciąż ledwo co rozumiała. Przechyliła głowę na bok.
— Czekaj, czekaj… jakie koty trafiają do Miejsca, Gdzie Brak Gwiazd? Koty oddane czemu? — spytała. Pokrzywowy Wąs westchnął.
— Koty oddane naszemu kodeksowi, które uwolniły się od Klanu Gwiazdy, który próbował ich omamić. Trafiają tam koty, które nie wierzyły w słuszność gwiezdnych przodków — odparł. Liliowa kotka poczuła ucisk na żołądku.
— A… a gdzie trafiają koty, które nie wierzyły w istnienie ani Klanu Gwiazdy, ani Miejsca, Gdzie Brak Gwiazd? — spytała na jednym wdechu. Jej końcówka ogona drgała nerwowo.
— No… właściwie to…
— Właściwie to dlaczego chcesz to wiedzieć? Na pewno taki los ci nie grozi! — zaśmiał się.
— Tylko pieszczochy i niektórzy samotnicy nie są zaznajomieni z istnieniem tych dwóch zaświatów, no i nie wiem jak w Owocowym Lesie — stwierdził.
“Fajnie, że ja zamierzam być samotnikiem!” pomyślała. Była zła, no bo jakim cudem jej tata nie wiedział, gdzie ona mogłaby trafić po śmierci? Brukselka nie chciała znikać gdzieś w otchłani, chciała trafić do jakiegoś fajnego pośmiertnego miejsca!
— No… wiem! Ale… czy mama wierzy w to, co ty? Czy grozi jej odejście w wieczne zapomnienie, czy ona też będzie miała okazję przeżyć swoje życie po raz drugi? — wymyśliła na szybko, chociaż w sumie w rzeczywistości także martwiła się o swoją rodzicielkę. Chciała nigdy się z nią nie rozstawać, nawet po jej śmierci! Pokrzywowy Wąs prychnął, trochę zirytowany. Szybko jednak odetchnął, nie chciał w końcu krzyczeć po swojej córce.
— Może sama się jej spytasz? Ja znam się tylko na klanie, a ona pewnie wie więcej o samotnikach — uśmiechnął się. Liliowa kotka nie była zadowolona z tej odpowiedzi, ale ją rozumiała, no, przynajmniej w jakimś stopniu.
— No dobrze, to jak wrócę do żłobka to się jej zapytam! — stwierdziła, jej głos bardzo poważny i zdeterminowany. Niebieski kocur wyglądał na bardzo dumnego ze swojej odpowiedzi. Teraz przynajmniej może oddać żądną wiedzy córkę pod opiekę Kalafiora.
— Brukselko, muszę odpocząć. Dziś był ciężki dzień, zostałem wybrany na patrol, a potem jeszcze Nikły Brzask poprosił mnie o pomoc… to znaczy, chciał, abym przypilnował na chwilę Sałatkową Łapę. Kazał mi pokazać jej jakieś techniki walki, bo on miał coś do załatwienia — westchnął.
— Dobrze, w takim razie pa tato! — miauknęła na pożegnanie.
NPC: Pokrzywowy Wąs, Brokuł, Koperek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz