Na pyszczku szylkretki pojawił się grymas niezadowolenia.
- To tak nie dziala - stwierdziła rozeźlona. Nie słyszała, by ktoś w ogóle mógł odbić zakład. Nie znała zasad czegoś takiego, po prostu słyszała, że istnieje! Ale co teraz, a jeśli tak można i przegra? Zerknęła na kulkę. W sumie czemu nie, potem zamienia się w wodę jest po prostu zimne. W końcu zadarła nosek, zerknęła na Skowronka z wyższością (a przynajmniej się starała, żeby tak to wyglądało), po czym podeszła do kulki, łapą odsuwając czekolada, poprzez położenie mu łapy na piersi i lekkie odepchnięcie.
- Otsuń się, ja to zlobię. - rzuciła krótko i zwięźle, po czym wbiła pyszczek w kawałek kulki. Zaraz potem poczuła, jak sierść na grzbiecie staje jej dęba, a ona sama stłumiła zaskoczony pisk, gdy zimne coś dotknęło jej podniebienia. Zaraz też czuła, jak rozpuszcza się w jej pyszczku, więc po prostu zamarła w bezruchu, czekając aż impostor się roztopi całkiem. Dziwny miało to smak. Nie jak mleko, nie jak mech... taki charakterystyczny. Ale w końcu zakład to zakład. Chwilę później przełknęła to co miała w pyszczku, otrzepała się i spojrzała raz jeszcze na Skowronka butnie.
- Widzisz? Ja jakoś mo-
- Co wy tam jecie? - Jej zdanie zostało przerwane, przez dość zaniepokojony ton głosu, należący do... cóż, podejrzliwej matki, która co do podejrzliwości miała pełną słuszność. Chwilę później pojawiła się za plecami dwóch malców, mierząc spojrzeniem resztki, już wcale nie tak białego śniegu, który to powoli zamieniał się w błoto, mieszając z podłożem. Tak, szylkretka zjadła to w tym stanie, ale przecież nie było jakieś złe ani nic. Poza tym, miała zakład.
- Zjadłam to - przyznała dumnie, wskazując łapą na śnieżkę, szeroko otwartymi oczami, patrząc na szeroko otwarte ślepia matki, zadzierając głowę do góry, by dojrzeć matczyny pysk.
- Na Wsze... Skowronku, nie jedz tego. Kniejko, wypluj to.
- Kiedy jusz nic nie zostało - zauważyła lilowa, otwierając szeroko pysk na potwierdzenie swoich słów, co niestety nie pocieszyło rodzicielki. Może między zębami jeszcze był jakiś piach, może kawałek sierści, ale co tam. I zanim zdołała cokolwiek więcej zrobić, została chwycona za kark i uniesiona w górę, bezwładnie zwisając z matczynego pyska. Zanim jednak czekolad znikł sprzed jej oczu, ta zdążyła zmrużyć oczy, patrząc na niego natarczywie.
- Następnym lazem, dam ci do sjedzenia ślimaka - zapowiedziała, zanim została odniesiona do karnego więzienia znajdującego się w futrze Przepiórki.
- To tak nie dziala - stwierdziła rozeźlona. Nie słyszała, by ktoś w ogóle mógł odbić zakład. Nie znała zasad czegoś takiego, po prostu słyszała, że istnieje! Ale co teraz, a jeśli tak można i przegra? Zerknęła na kulkę. W sumie czemu nie, potem zamienia się w wodę jest po prostu zimne. W końcu zadarła nosek, zerknęła na Skowronka z wyższością (a przynajmniej się starała, żeby tak to wyglądało), po czym podeszła do kulki, łapą odsuwając czekolada, poprzez położenie mu łapy na piersi i lekkie odepchnięcie.
- Otsuń się, ja to zlobię. - rzuciła krótko i zwięźle, po czym wbiła pyszczek w kawałek kulki. Zaraz potem poczuła, jak sierść na grzbiecie staje jej dęba, a ona sama stłumiła zaskoczony pisk, gdy zimne coś dotknęło jej podniebienia. Zaraz też czuła, jak rozpuszcza się w jej pyszczku, więc po prostu zamarła w bezruchu, czekając aż impostor się roztopi całkiem. Dziwny miało to smak. Nie jak mleko, nie jak mech... taki charakterystyczny. Ale w końcu zakład to zakład. Chwilę później przełknęła to co miała w pyszczku, otrzepała się i spojrzała raz jeszcze na Skowronka butnie.
- Widzisz? Ja jakoś mo-
- Co wy tam jecie? - Jej zdanie zostało przerwane, przez dość zaniepokojony ton głosu, należący do... cóż, podejrzliwej matki, która co do podejrzliwości miała pełną słuszność. Chwilę później pojawiła się za plecami dwóch malców, mierząc spojrzeniem resztki, już wcale nie tak białego śniegu, który to powoli zamieniał się w błoto, mieszając z podłożem. Tak, szylkretka zjadła to w tym stanie, ale przecież nie było jakieś złe ani nic. Poza tym, miała zakład.
- Zjadłam to - przyznała dumnie, wskazując łapą na śnieżkę, szeroko otwartymi oczami, patrząc na szeroko otwarte ślepia matki, zadzierając głowę do góry, by dojrzeć matczyny pysk.
- Na Wsze... Skowronku, nie jedz tego. Kniejko, wypluj to.
- Kiedy jusz nic nie zostało - zauważyła lilowa, otwierając szeroko pysk na potwierdzenie swoich słów, co niestety nie pocieszyło rodzicielki. Może między zębami jeszcze był jakiś piach, może kawałek sierści, ale co tam. I zanim zdołała cokolwiek więcej zrobić, została chwycona za kark i uniesiona w górę, bezwładnie zwisając z matczynego pyska. Zanim jednak czekolad znikł sprzed jej oczu, ta zdążyła zmrużyć oczy, patrząc na niego natarczywie.
- Następnym lazem, dam ci do sjedzenia ślimaka - zapowiedziała, zanim została odniesiona do karnego więzienia znajdującego się w futrze Przepiórki.
◃―‧▫☽﹡❇﹡☾▫‧―▹
Nie była zdziwiona wyborem Skowronka, by podążać drogą medyka, jednak osobiście, jeśli miała być całkiem szczera, w ogóle ją do tego nie ciągnęło. Czego natomiast mu zazdrościła, to mentora. No, może nie koniecznie konkretnie Pajęczej Lilii, jako Pajęczej Lilii medyczki, jednak jeśli chodzi o charakter rudej, to fajnie by było, gdyby się wymieniła nim ze Smarkiem. Kotka miała wrażenie, że wtedy o wiele więcej by się dowiedziała i zwyczajnie złapała więź z mentorem. Więc tak, potwornie nad tym ubolewała. Ubolewała też nad tym, że kocur jakimś cudem stał się wyższy niż był wcześniej, przez co teraz musiała zadzierać głowę w górę, żeby spojrzeć mu w pysk w momencie, w którym byli blisko siebie, dlatego też, preferowała rozmowy na odległość. Tym razem jednak, zdawało się, że nie miała innego wyboru, jak znów zadzierać nos w górę. Pojawiła się w legowisku medyka przy górowaniu słońca, chociaż zdawać by się mogło, że dopiero wstała.
- Kwiecista Łapo - usłyszała wpierw głos medyczki, gdy ją zauważyła - Czego potrzebujesz?
- Kryjówki przed mentorem - odparowała zaraz uczennica z kamiennym wyrazem pyska, jednak zaraz dodała - I wyciągnięcia mi kleszcza. Przyssał mi się za uchem. - przekręciła głową, jakby chcąc pokazać za którym uchem, chociaż mało było widać, szczególnie przy długości jej futra. Medyczka zerknęła jednak za plecy Kniejki, skąd właśnie padł długi cień.
- Skowronkowa Łapo, przynieś mech nasączony mysią żółciom - dało się słyszeć polecenie, na które Kniejka zerknęła w tył unosząc głowę w górę, podążając za wzrokiem rudej.
- Dobrze! - odpowiedział niezbyt wyraźnie, będąc jeszcze w progu.
- Yo - lilowa przywitała się jakby od niechcenia z czekoladowym, machnąwszy krótko łapą, podczas, gdy ten wszedł głębiej do legowiska medyka, trzymając w pysku kilka ziół, które chwilę potem wylądowały w składziku, najpewniej czekając na poukładanie. Kotka natomiast nadal siedziała w miejscu, obserwując bacznie otoczenie z zaciekawieniem i gdyby mogła, najchętniej zaczęłaby machać łapami w powietrzu. Pajęcza Lilia zaczęła coś tłumaczyć o żółci, jak ją nanieść i tak dalej, medyczne bzdety które kotkę mało obchodziły. Chwilę później pojawił się obok niej Skowronek, który to odszukał kleszcza, odgarnął sierść, po czym przyłożył żółć do kleszcza.
- Ew - dało się słyszeć z pyska Kniejki, która jednak nie narzekała dalej, a jedynie zaakceptowała sposób wyciągania kleszcza. W końcu to medycy, nie? Znają się na swojej robocie. - Nie znudziło ci się grzebanie w listkach? - zagadała w końcu - Wydaje się być to monotonnym zajęciem... chociaż zdaje się, że to lubisz.
<Skowronek?>
[767 słów]
[767 słów]
[przyznano 15%]
Wyleczeni: Kwiecista Łapa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz