- Księżycowy Blask? Nie sądziłam, że zobaczę Cię tu tak wcześnie. - Powiedziała zastępczyni, a na jej pysku zagościł lekki uśmiech. Kotka była jedną z nielicznych, z którą Gęś lubiła spędzać czas. Wpasowała się w Klan Nocy i przyznałby to każdy. Nie rzucała się w oczy i żyła swoim spokojnym życiem wraz z córką oraz ojcem jej córek. Życie idealne, a przynajmniej o takim marzyła czarna zastępczyni. Jednak życie chciało inaczej i wylądowała w centrum uwagi każdego kota. Mimo iż każdy jej ruch, każde działanie, było poddawane ocenie przez inne koty, to nie chciała zmienić swego życia. O tym marzyła, do tego była stworzona. Taka była jej droga i nie mogła jej zmienić.
- Tuptająca Gęsi, miałabym mieć małą prośbę do Ciebie? - Zapytała wojowniczka, co wzbudziło tylko jej ciekawość. - Zauważyłam, że od czasu stracenia kończyny Skacząca Cyranka nie jest angażowana w dużo rzeczy. Sama wiem dlaczego, jednak nie chcę, aby skończyła smutna w starszyźnie, jeszcze tak dużo możliwości jest przed nią. Dlatego chciałabym prosić Cię w moim imieniu oraz w imieniu Porannego Ferwora, o wzięcie mnie, jej oraz go w jeden patrol. Tak, żeby ją rozruszać i pokazać, że może iść dalej. Wiem, że o dużo proszę, ale przemyśl to, zanim podejmiesz decyzje.
Więc o to chodziło. Księżycowy Blask bała się o dobrostan swej córki, wraz z Porannym Ferworem i postanowili poprosić ją o małą przysługę. Nie było to coś dużego, co mogło zmienić wszystkie plany Gęsi na ten dzień, jednak nie tak małego, że mogła to pominąć. Zastępczyni westchnęła tylko cicho.
- Oczywiście Księżycowy Blasku. Możesz przekazać wojownikowi i swojej córce, że wyznaczę was na wieczorny patrol. - Powiedziała zastępczyni, co zdziwiło jej towarzyszkę. - Uznaj to za przysługę, za którą nie musisz się odwdzięczać.
Jak powiedziała, tak więc zrobiła. Wybrała trójkę kotów na patrol, który miała sama poprowadzić, dodając do niego Piórolotkowy Trzepot, który przemknął jej przed oczami. Widziała uśmiech na pysku niebieskiej kotki, co cieszyło ją. Po ogłoszeniu patroli znalazła się u boku Kolcolistnego Kwiecia, wtulając się w niego. To był ten dzień, idealny moment, w którym mogła zrealizować swój plan. Zaprowadziła go na skraj obozu, który już dawno uznała za stosowny. Tu ukryła jedną małą rzecz, którą teraz odkopała i szybko chwyciła w pysk. Żółte oczy kocura, podążały za czarną kocicą, aż do momentu, gdy nie padły na muszelkę, którą zastępczyni położyła przed nim.
- Kolcolistne Kwiecie, myślałam o tym długo. Myślałam o nas i o tej całej relacji między nami. - Zaczęła niepewnie Gęś. Niby miała wszystko ułożone w głowie od dawna, jednak kiedy przyszedł ten moment, to zaczęły nagle zanikać w jej głowie. - Myślę, że ty jesteś tym jedynym, który podbił me serce. Dlatego chciałam zapytać… Czy nie chcesz dzielić ze mną łowów do śmierci i nawet po niej? - Pytanie ledwo przeszło jej przez pysk, a jej wzrok był wbity w jej ukochanego. Szukała jakiegoś znaku, który mówiłby cokolwiek o jego reakcji. Zgodzi się? Odmówi jej? Nie wiedziała i tego obawiała się najbardziej. A co jeśli ją odrzuci? Nie wyobrażała sobie takiej opcji. Kolcolistek nie byłby do tego zdolny, prawda?
- Tak! - Krótka odpowiedź, która dotarła do uszu zastępczyni, wzbudziła u niej tyle pozytywnych emocji, które uderzyły ją momentalnie. - Oczywiście, że chcę dzielić łowy ze swoją ukochaną.
Wreszcie coś szło po jej myśli, miała swoje szczęśliwe życie u boku niebieskiego wojownika. Dwójka kotów wtuliła się w siebie, rozkoszując się chwilą. To było jej marzenie, jej cel, do którego dążyła od dawna. Czuła się w odpowiednim miejscu i chciała, aby ów uczucie trwało najdłużej, jak to tylko było możliwe.
- Wieczorem, jak wrócę z patrolu, udamy się do Sroczej Gwiazdy prosić o błogosławieństwo. - Rzuciła tylko, wtulona w futro towarzysza.
*****
Tw: Krew, śmierć
Ruszyli w stronę Brzozowego Zagajnika szybkim tempem. Chciała jak najszybciej wrócić do obozu, jednak nie mogła zignorować tego patrolu. Od poranka Tuptająca Gęś była w dobrym humorze i nie pozwoli, aby ten patrol coś zmienił, nawet jeśli Piórolotkowy Trzepot był uczestnikiem ów patrolu. Ten dzień będzie idealny, a przynajmniej tak myślała czarna kocica. Minęli granicę, na co Poranny Ferwor posłał jej pytające spojrzenie. Kiwnęła głową, dając mu do zrozumienia, że idą dobrze. Mieli sprawdzić tereny poza granicą, licząc, że znajdą oni tam większą ilość zwierzyny. Każda zwierzyna na stosie była potrzebna, tym bardziej patrząc na aktualną pogodę. Upały nie pomagały w łowach, a nawet je utrudniały. Nikt nie zapuszczał się daleko od obozu, gdy słońce wisiało wysoko na niebie. Dopiero wieczorem można było zobaczyć koty, które wybierały się na łowy, bądź treningi, co nie było dla niej zaskoczeniem. Kto chciałby ryzykować swoje życie dla, przy dobrych wiatrach, jednej myszy? Raczej nikt. Rozglądnęła się, szukając dwójki młodszych wojowników, którzy oddalili się od pozostałej trójki. Cyranka i Piórolotek zdawali się znaleźć wspólny język, co cieszyło rodziców kotki. Widać było, że dwójkę wojowników można nazwać dobrymi rodzicami, jednak czy Tuptająca Gęś mogła się do nich również zaliczać? Z Muszelką nie miała kontaktu od dość dłuższego czasu, a Róża zdawała się skupiać bardziej na ścieżce medyka.
Nagła reakcja kremowego wojownika, który pobiegł w stronę pozostałej dwójki, zdziwiła Gęś. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, dlaczego zareagował on w ten sposób. Mocny zapach drapieżników doszedł do niej oraz Księżycowego Blasku. Bez większego namysłu pobiegły zaraz za nim, aby po chwili dostrzec obrazek prosto z koszmarów. Szylkretowa wojowniczka leżąca już martwa przed jednym z lisów, który był już zraniony, a Poranny Ferwor, na którym zaciskały się szczęki drugiego, odbierając mu życie. Zamarła. Nie tak miało się to skończyć. Miało to być spokojne wyjście, a skończyło się w ten sposób. Wzrokiem odszukała niebieskiego wojownika, który na całe szczęście żył. Rzuciły się obie na zwierzę, trzymające kremowego kocura, mając nadzieję, że uda się go uwolnić, nim zakończy swój żywot, jednak na marne.
Próbowali odgonić drapieżniki od dwóch ciał, jednak im dłużej to trwało, tym bardziej zastępczyni traciła wiarę, że uda się im to osiągnąć. Udało się przegonić jednego z nich, jednak zostawił on dużą ranę na łapie niebieskiej kocicy, co zaniepokoiło Gęś.
- Na drzewo! - Poinstruowała dwójkę kotów. Już stracili dwójkę kotów, a nie chciała, aby ta liczba się zwiększyła. Niestety, kiedy Księżycowy Blask była już w połowie pnia, to lis chwycił ją za ogon i pociągnął w dół. Opanował ją strach. Nie mogła dopuścić, żeby jej przyjaciółka umarła. Po prostu nie mogła.
*****
Wszystkie jej koszmary spełniły się w tym momencie. Widok rozszarpywanych kotów to nie było coś, co chciała kiedykolwiek zobaczyć. Rude kreatury wydawały się zadowolone nowym posiłkiem, jednak dla Tuptającej Gęsi był to istny koszmar. Trzymała Księżycowy Blask mocno za kark, aby tylko zwierzyna nie odebrała jej przyjaciółki. Widziała, jak życie ucieka z oczu kotki. Stała się pustym ciałem, które teraz trzymała. A to wszystko z jej powodu. Gdyby się nie zgodziła na propozycje kotki, gdyby wybrała kogoś innego, to nie skończyłoby się w taki sposób. Popełniła błąd, a teraz musiała przyjąć jego konsekwencje. Jej zielone oczy wbite były w coś, co kiedyś mogła nazwać wojowniczką Klanu Nocy. Warkoty lisów ucichły, a ona podniosła wzrok, kierując go na pointa, który stał na pobliskiej gałęzi i wydawał się zamrożony w czasie. Mogła rzucić się na lisa, obronić kotkę, jednak spanikowała. Gdyby wcześniej kazała wspiąć się na drzewo, to pewnie ta stałaby teraz obok niej. Błąd za błędem. Jak ona mogła do tego dopuścić? Przyszła przywódczyni, a popełniała błędy godne ucznia. Musiała się poprawić. Dopuszczenie ponownie do takiej pomyłki. Chciała płakać, rozpaczać nad losem jej przyjaciółki, ale nie mogła. Nie przed Piórolotkowym Trzepotem. Pokazanie swej słabości przed kimś, kto nie był jej partnerem, to był błąd. Miała być twarda, tego nauczyła ją Makowe Pole, a pokazywanie wad to nie była dobra droga do tego. Była księżniczką, nie miała wad, nie mogła ich mieć. Spuściła wzrok na ciało, przyglądając się mu dokładnie, licząc, że kotka ponownie zacznie się ruszać, jednak nic takiego nie zaszło.
Słońce zaczęło powoli pojawiać się na horyzoncie. Kiedyś mogła podziwiać je codziennie, jednak dzisiejszego dnia zdawał się on tracić swoją wartość w oczach zastępczyni. Rozglądnęła się wokół, spostrzegając resztki pozostałej dwójki kotów, które nie przeżyły tego ataku. Upewniając się po raz kolejny, że drapieżniki postanowiły opuścić to miejsce, wróciła wzrokiem na kocura i kiwnęła do niego głową, dając znak, że jest bezpiecznie. Sama wbiła wzrok w ziemię pod nią i ostrożnie zeszła z drzewa, starając się nie zrobić krzywdy sobie ani wojowniczce. Teraz zostało im powrócić do obozu i wyjaśnić całą sytuację, co wydawało się łatwym zadaniem, jednak z czasem zdała sobie sprawę, że nie było aż takie proste. Jak miała wyjaśnić swój błąd, tak aby nie wypaść na okropną zastępczynię? To było niemożliwe. Może nie nadawała się do tej roli? Nie, musiała się nadawać, inna możliwość nie istniała. Tę drogę wybrała i musiała nią podążać do końca swego życia, mimo odmiennych opinii innych kotów. Jej oczy powróciły na wojownika, który dalej stał na gałęzi.
- Piórolotkowy Trzepocie. - Powiedziała głośniej, uprzednio kładąc Księżyc przed jej łapami. Chciała wybudzić kocura z transu, w jakim się znalazł. - Jest już bezpiecznie. Wracamy do obozu. Po tych słowach jej towarzysz zdawał się powrócić do żywych. Zszedł on z gałęzi, a gdy jego łapy dotknęły ziemi, ta ruszyła. Nie chciała być tu dłużej, to tylko przypominało jej o tej niefortunnej nocy. Szła przed siebie, nawet raz nie spoglądając czy Piórolotek idzie z nią. Droga wydawała się wydłużać, a może było to spowodowane przez niebieską kotkę, którą dalej niosła. Kiedy udało jej się dotrzeć do obozu, słońce wdarło się całe na niebieską powłokę. Ułożyła ciało w miejscu między legowiskiem przywódcy, a medyka. Czuła wzrok innych na jej osobie. Wszyscy byli zainteresowani nową sytuacją, która zdawała się odbiegać od normy. Długo nie zajęło, aby do jej uszu doszły ciche szepty, a obok niej znalazł się Kolcolistne Kwiecie.
- Tuptająca Gęś… - Powiedział cicho niebieski kocur, chcąc wyczytać z jej pysku, co zaszło na jej patrolu.
- Lisy. Zaatakowały nas nocą, gdy byliśmy na patrolu i odebrały życie Księżycowemu Blaskowi, Porannemu Ferworowi oraz Skaczącej Cyrance. - Powiedziała czarna kotka, uprzedzając pytanie jej partnera. - Tylko jej ciało udało nam się uratować. Reszta… - Nie dokończyła. Wszyscy mogli domyślić się, o co chodziło. Mówiła o całej sytuacji głośniej, aby również reszta klanu usłyszała o tej sytuacji. Kątem oka dostrzegła, jak Piórolotkowy Trzepot znika, aby uniknąć ciekawskiego spojrzenia reszty klanu. Dobrze zrobił, to było jej zadanie. Wzrok skierowała na Sroczą Gwiazdę, która wynurzyła się ze swojego legowiska, próbując ukryć smutek w swych oczach.
Npc: Kolcolistne Kwiecie, Księżycowy Blask, Poranny Ferwor, Skacząca Cyranka
<Lotek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz