Od pewnego czasu przywódczyni owocniaków była niemożliwa do rozpoznania. Ta piękna, powabna kocica z ogonem wiecznie trzymanym w górze i dumnie podniesioną brodą, powoli znikała. Ustępowała zgarbionej, słabnącej sylwetce, której trudno było przyznać, że nie młodniała. Ruda, lśniąca sierść matowiała, nawet pomimo wzmożonego mycia i higieny. Na pysku ustępowała srebrnym włoskom, które wpierw wypleniała jak najgorsze chwasty – bez skutku, wracały ze wzmożoną siłą. Nie potrafiła już biec tak długo i szybko, jak wcześniej. Zbolałe stawy szybko odzywały się, gdy tylko Daglezja chciała podjąć jakikolwiek wysiłek. Miała wrażenie, że zawodzić zaczęły ją nawet jej zmysły – wizja rozmazywała się, w im dalszą dal spoglądała, a inne koty musiały nieraz powtarzać to, co do niej mówiły, by mogła dobrze je usłyszeć. Starzała się. Jej ciało było niczym w porównaniu do tego, które posiadała długie sezony temu. Mogła tylko wspominać swoje piękno i grację, które uleciały wraz z upływającymi księżycami.
Nie była w stanie tego zaakceptować. Każdy kolejny dzień tylko przypominał jej o tęsknocie za swoją byłą sylwetką. Swoją idealną, wspaniałą sylwetką. Błyszczącym futrem. Urokliwym pyszczkiem, który sprawiał, że na jego widok kocury padały jak muchy. Już nikt na nią nie patrzył tym samym wzrokiem. Od incydentu ze śmiercią Sadzawki większość kotów uciekała od niej spojrzeniami. Już nie łamała kocich serc. Straciła tę umiejętność już dawno...
— Rumianek — wychrypiała, przekraczając próg lecznicy. Jasna, puszysta sylwetka odwróciła się, by spojrzeć na wchodzącą do legowiska kotkę znad sortowanych ziół. — Co się gapisz? Rumianek, powiedziałam — burknęła, mrużąc oczy.
Świergot wpatrywała się w liderkę intensywnie przez parę długich uderzeń serca, aż w końcu westchnęła głęboko i odwróciła się całym ciałem. Usiadła, owijając ogon wokół przednich łap.
— Macierzanka od biedy też może być — dodała z irytacją.
— Dużo prosisz o zioła ostatnimi czasy — miauknęła Świergot, widocznie starając się brzmieć jak najspokojniej. — Nasze zbiory mogą na to nie pozwolić.
Daglezjowa Igła prychnęła.
— Pogoda jest dla roślin idealna. Ledwo co skończyła się pora zielonych liści, to czego niby im jeszcze trzeba? — mruknęła z niezadowoleniem. — Przyznaj się, że jesteś leniwa i nie chce ci się zbierać.
— Dwie prace to wiele do zrobienia. Szczególnie, że obie muszę wykonywać w pojedynkę.
— Przecież masz do pomocy Pumę i Orzeszka.
— Prawda — odparła Świergot. — Ale choćby i latały jeże, ich dwójka nie zastąpiłaby prawdziwych, wytrenowanych medyków.
Ruda zamachnęła się ogonem. Mysie łajno... Czego ona niby mogła potrzebować? Dwie prace... Wielkie mi rzeczy — pomyślała Daglezja, marszcząc brwi. Robiła to w pełni dobrowolnie, a nadal narzekała. Rozlazły ślimak...
— Nonsens. Szukasz tylko durnych wymówek. Nic byście nie robili, zupełnie nic — mruczała do siebie pod nosem, co jednak nie uszło słuchowi szamanki. Kocica podeszła bliżej do swojej przywódczyni, utrzymując na pysku kamienny wyraz, nienadszarpnięty przez rzucane przez Daglezję wyzwiska.
— Mam dużo pracy. Bardzo dużo pracy. I wiedziałabyś, czym jest ciężka praca, gdybyś uczęszczała na polowania i patrole. Ostatnimi czasy rzadko kiedy opuszczasz obóz, Daglezjowa Igło, a może dobrze by ci to zrobiło.
Rdzawa zmierzyła ją spojrzeniem. Zmarszczyła brwi i już otwierała pysk, by obdarować Świergot ładną wiązanką słów, ale się powstrzymała. Nie miała po co. Nie żeby ta durnowata mysia wywłoka zrozumiała cokolwiek. Nie było warto marnować na nią śliny.
— Podaj mi ten rumianek — warknęła tylko, nie odrywając wzroku od ciemnych oczu medyczki. Z pyska kocicy uszło westchnięcie, lecz odwróciła się, by podejść do składzika i podać liderce parę sztuk poproszonego przez nią zioła. — Jakbyś nie mogła tak od razu... — rzuciła jeszcze na odchodne, zabierając ze sobą leki. Głupia... Jak zwykle musiała wykłócać się o swoje. Bycie przywódcą było jednak ciężkie... — myślała sobie Daglezja, spożywając na gałęzi zioła, dając swojemu umysłowi chwilę spokoju.
EVENT NPC: Świergot
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz