Położył prezenciki obok siebie i ze spokojem czekał. Pierwszą, drugą, trzydziestą minutę. W końcu, czując, że zaczynają mu drętwieć nogi, wstał i przeciągnął się ziewając. To z pewnością będzie długie czuwanie. Zwłaszcza, że medyczka Wilka i on niezbyt się polubili przy pierwszym spotkaniu, a przynajmniej poczuli do siebie niechęć.
Z zadumy wyrwał go odgłos głośnego uderzania łap o ziemię. Syknął cicho i wciągnął głębiej powietrze. Czuł zapach Klanu Wilka, jednak dość słaby, przyćmiony przez woń samotnika. Czyli musiał to być kot, którego niedawno przyjęli. Nagle odgłos przycichł, zastąpiony przez ciężkie dyszenie. Burzowe Gardło podszedł bezszelestnie do źródła niedyskretnego dźwięku i miauknął oziębłym tonem:
- Co pan tu robi? - Z pewnością byłby milszy, gdyby nie to, że Sowie Skrzydło mogła go już przeciągnął na swoją stronę. Medycy zawsze byli dziwni.
Obcy kocur zjeżył się i przestraszony wymamrotał przez zaciśnięte zęby przeprosiny.
- Nie, nie. Nie musi pan odchodzić. W końcu to tereny pańskiego klanu, czyż nie? - miauknął nieco uprzejmiej. - Hmmm...?
Popielate Futro?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz