Czasem gubiłem się w tym co robiłem. Musiałem polować dla siebie i dla Złotej Łuski. Na dodatek spotkania z Pysią i kolejne patrole... Czarna Gwiazda i Wodny Ogon wydawali mi co chwila nowe polecenia, w których szybko się gubiłem. Szczęśliwie jakoś udawało mi się to układać.
Mysz, którą niosłem do żłobka była jeszcze ciepła, świeżo złapana. Złota Łuska się ucieszy. Wbiegłem do obozu i od razu udałem się w kierunku legowiska królowych. Srebrzysta kotka leżała na boku i karmiła jednego z kotków. Po czarnej sierści poznałem Gepardzika.
- Świeża zdobycz! - zawołałem rzucając mysz przed Złotą Łuską.
- Dziękuję Błękitna Burzo - powiedziała kotka.
- Gdzie Sreberko? - spytałem. Kotka wzięła mysz i zaczęła już jeść, dlatego kiwnęła głową w kierunku srebrzystej kulki. Powoli podszedłem do niej i złapałem ją delikatnie za ogon. Koteczka syknęła i złapała ostrymi pazurkami mój nos.
- Hej maleńka, wiesz, że codziennie robisz się co raz większa? - spytałem. Sreberko mrugnęła swoimi czarnymi oczkami. - I co raz ładniejsza...
Koteczka wpatrywała się we mnie zdziwiona. Miała to samo spojrzenie co jej matka.
- Sreberko! Co się mówi? - prychnęła Złota Łuska. Koteczka jakby się obudziła z transu.
- Kuję - mruknęła nieśmiało kotka. Och, jest taka urocza...
- Muszę już iść, do zobaczenia potem - zaśmiałem się i opuściłem żłobek. Z każdym dniem Sreberko zmieniała się w swoją matkę... Chyba już pora odwiedzić resztę dzieci. I moją piękną królową.
Wyszedłem z obozu w miarę szybko, aby nikt nie zdążył mnie złapać i dać jakiegoś zadania. Byłem już w wyjściu, kiedy usłyszałem wołanie Czarnej Gwiazdy. Zawsze mogę udać, że nie słyszałem... Przyspieszyłem i uciekłam z obozu.
Szedłem tą samą drogą, co zawsze - prosto na spotkanie z rodziną. Nie schodzimy się już obok farmy, a tuż nad rzeką. Musimy tak robić ze względu na bezpieczeństwo. Zbyt dużo czasu spędzałem obok domu Pysii, muszę odsunąć od siebie jakiekolwiek podejrzenia.
Kotka już czekała. Przyniosła oba nasze kociaki, co lekko mnie zaskoczyło. Zazwyczaj przynosi tylko jedno z nich.
- Coś się stało? - spytałem pokazując parę maluchów.
- Nie, cała nasza trójka pragnęła się z tobą zobaczyć, nic więcej - zaśmiała się kotka i otarła się o moją szyję.
- Tata! - usłyszałem pisk Stefka. Kociak niezgrabnie podszedł do mnie i położył się na mojej łapie.
- Synku, Stefciu... - szepnąłem i polizałem kociaka po głowie. Chwilę później Zosia napadła moją drugą łapę. Ją też polizałem.
- Jak tam Sreberko? - spytała Pysia. Uśmiechnąłem się do niej.
- Jest piękna, będzie świetną wojowniczką - oznajmiłem. - Nikt nawet się nie domyśla, że jestem jej ojcem.
Przytuliłem swoją ukochaną. To wspaniałe uczucie, być blisko rodziny. Rodziny, która cię kocha.
- Ty wstrętny zdrajco! Uważałem cię za syna!
Gwałtownie oderwałem się od Pysii odwróciłem w kierunku głosu. Myślałem, że zaraz przestanę oddychać. Oto stał przede mną mój ojciec, Czarna Gwiazda, lider Klanu Nocy!
- Cz-czarna Gwiazdo! - zawołałem zaskoczony. Kocur podszedł bliżej jeżąc sierść.
- Sądziłem, że mój pierworodny syn... Agh! Jesteś gorszy niż Wodny Ogon! Jemu w przeciwieństwie do ciebie mogę ufać! Zdradziłeś mnie, swój klan! Zdradziłeś nawet własną matkę! - warknął lider. Poczułem jak opuszczają mnie siły.
- Nieprawda! - próbowałem się postawić. Ale jego wzrok...
- Sądzisz, że Poranna Rosa byłaby dumna widząc, jak zdradzasz swoją krew?! Dosyć tego! Wracasz ze mną, do obozu. Od dziś jesteś więźniem - oznajmił stanowczo. Pochyliłem pokornie głowę.
- Zostaw go! - usłyszałem głos Pysii. Nie! Coś ty zrobiła?!
- A co do ciebie i twoich bachorów...
Widziałem złość ojca, widziałem nienawiść w jego oczach. Był wściekły, bardziej niż kiedykolwiek. Błysnęły pazury, a przed ochami zamigotała mi czerwona plama. Usłyszałem zduszony pisk partnerki.
- Pysia! - zawołałem, ale nie mogłem jej już pomóc, kotka wykrwawiała się przez szyję. Czarna Gwiazda spojrzał na moje kocięta. Nie! Im tego nie zrobisz!
Kłapnąłem zębami i zacisnąłem je na szyi ojca. Potężnym uderzeniem przydusiłem go do ziemi. Zbiłeś ją! Zamordowałeś kotkę, którą kochałem! I chciałeś zabić moje kocięta... Zdusiłem jeszcze mocniej i szybko poczułem, że Czarna Gwiazda już nie oddycha.
- Tato... - usłyszałem głos Zosi. Moje dzieci! Mój ojciec! Pysia! Co ja zrobiłem? Ona zaraz się obudzi!
- Idziemy stąd dzieci. Już! - zawołałem i chwyciłem Zosię za kark. Trzeba stad uciekać, szybko!
Stefek próbował biec za nami. Postawiłem córkę i złapałem go mocno. Położyłem go sobie na grzbiecie.
- Trzymaj się! - zawołałem i truchtem zbliżyłem się do córki. Złapałem ją w pyszczek i ruszyłem w kierunku rzeki. Musimy uciec z tego przeklętego terytorium!
Byłem już nad rzeką. Kamienny brud nie był może najbezpieczniejszym miejscem na przeprawę, ale lepszego nie znajdę. Przeszedłem kilka kamieni, ale wtedy Stefek mi się ześlizgnął. Upadł na kamień. Nie było czasu. Szybko przebiegłem na drugi brzeg. Zostawiłem tam Zosię i wróciłem po syna. Już chwyciłem go w pyszczek, kiedy... Zobaczyłem Czarną Gwiazdę. Był jeszcze daleko, ale dość blisko, bym widział go wyraźnie. Był smutny. Odwrócił głowę i odszedł.
To nie był akt wybaczenia. Zawiódł się. Muszę stąd prędko odejść, zanim wróci z resztą klanu. Albo zanim dojdzie do nas patrol. Przeniosłem synka na brzeg.
- Idziemy - powiedziałem do kotków i ruszyłem powoli w kierunku lasu, na terytorium Klanu Wilka.
Cały czas w głowie kotłowały mi się myśli. Zdradziłem klan, Pysia nie żyje, odebrałem ojcu jedno z żyć, zostałem wygnańcem. Moja córka nadal jest w klanie. Co z nią będzie? Czy Czarna Gwiazda ją skrzywdzi? Czy w ogóle domyśla się, że skłamałem w jej sprawie? Pewnie tak. Chyba już nigdy nie zobaczę swojej pierworodnej. Co ja zrobiłem?
Zbliżała się noc. Jakimś cudem udało nam się uniknąć wszystkich paroli i znaleźliśmy się pod Sowim Drzewem. Już nikt dzisiaj tu nie przyjdzie, do rana będziemy bezpieczni. Położyłem się i przytuliłem do siebie swoje dzieci. Kiedy pytały mnie o mamę, o to co się stało - milczałem. Nie umiałem znaleźć odpowiednich słów, żeby im to powiedzieć. Są zbyt młodzi by to zrozumieć.
- Tato, jeść! - usłyszałem pisk córki.
- Jutro kochanie, juto coś znajdę... - szepnąłem tuląc ją mocniej. No tak, jeszcze trzeba ich nakarmić! Sam sobie nie poradzę... Z tego co słyszałem Klan Burzy i Klan Wilka nie mają obecnie kociąt. Klan Klifu? Szkoda ryzykować! Może nie muszą już pić mleka? Może mogą już jeść? Tylko kiedy coś dla nich złapię? Męczony myślami w końcu zasnąłem.
Obudził mnie deszcz. Zaczęło padać, a moja sierść powoli mokła. Musiałem chronić dzieci, więc przykryłem je ogonem. Było bardzo zimno, w końcu zbliża się pora nagich drzew. Wtem poczułem dziwne ciepło. Odwróciłem głowę, by odszukać jego źródło i zobaczyłem wojowniczkę z moich snów.
- To ty - szepnąłem. Kotka się uśmiechnęła.
- Już czas - szepnęła.
- Już czas? - zdziwiłem się. - Czas na co? Kim jesteś Czego chcesz?
- Błękitna Burzo, wiesz że należę do Klanu Gwiazdy i że w młodości należałam do tego samego klanu, co twoja matka - odezwała się. - Nazywam się Długie Futro i jestem siostrą twojej matki.
- Więc to tak... - szepnąłem. - Dlaczego mówisz mi to dopiero teraz?
- Ponieważ dopiero teraz jesteś gotów. Błękitna Burzo, zanim się narodziłeś liderzy otrzymali proroctwo. W każdym klanie miał narodzić się Wybraniec, ty jesteś jednym z nich.
- Ale... Wybraniec?
- Nie oczekuję że to zrozumiesz, ani że to zaakceptujesz - szepnęła Długie Futro. - Ale Klany cię potrzebują, to sprawa życia i śmierci.
- Życia i śmierci? Dlaczego?
- Zło zamieszkało w lesie, zło większe niż jakiekolwiek inne. Musicie je powstrzymać. Udaj się do Klanu Burzy, tam spotkasz innego Wybrańca. Idź teraz, oni zajmą się twoimi dziećmi.
- Długie Futro, chciałby jeszcze o coś spytać...
- Słucham? - spytała szylkretka.
- Dlaczego ty przekazałaś mi tą wiadomość, a nie moja matka?
- Poranna Rosa czuje się winna. Zostawiła was - szepnęła kotka. - Ona cię bardzo kocha Błękitna Burzo, niezależnie od tego gdzie jesteś i co robisz.
Uśmiechnąłem się sam do siebie. Kiedy mrugnąłem kotka zniknęła. Muszę iść do Klanu Burzy. W sumie lepsze to niż czekać na patrol Klanu Nocy. Wstałem budząc w ten sposób kocięta. Zaczęły płakać.
- Cicho moje malutkie... Musimy iść w bezpieczne miejsce.
Szturchnąłem kociaki nosem, aby się ruszyły. Ospałym krokiem zaczęły iść przed siebie, a ja starałem się je prowadzić.
Kiedy byliśmy blisko Czterech Drzew deszcz powoli ustawał. Chwilę później zza chmur wyłonił się księżyc w całej swojej okazałości. To znak od Klanu Gwiazdy. Nie musimy się bać, jesteśmy bezpieczni. Wtedy zobaczyłem innego kota.
Jego długa sierść falowała na wietrze. Szedł w dół zbocza, do Czterech Drzew. Zatrzymałem się i kazałem kociętom przestać się ruszać. Niestety kot już nas zauważył. Zaczął biec w naszym kierunku, ucieczka nie wchodziła w grę. Będę musiał z nim walczyć.
Nastroszyłem sierść i przybrałem bojową pozę, ale kiedy napastnik się zbliżył zauważyłem, że jest niezwykle mały i młody. To chyba uczeń!
- Kim jesteś? - spytał młodzieniec. Nie widziałem powodu by mu to mówić.
- Najpierw ty! - syknąłem. Kociak położył po sobie uszy.
- Jestem Rozmyta Łapa z Klanu Burzy, a ty pachniesz Klanem Nocy - powiedział kot. - Co robisz z dwójką młodych, w środku nocy, na terytorium samotników?
- Jestem Błękitna Burza, ale nie należę już do Klanu Nocy - szepnąłem spokojniejszym tonem.
- Błękitna Burza? Jesteś Wybrańcem! - ucieszył się kociak.
- Skąd o tym wiesz? - spytałem zdziwiony.
- Ja też jestem! - zawołał. - Rany! Nie sądziłem, że tak szybko cie znajdę!
- Rozmyta Łapo, nie mam na razie ochoty ani siły o tym rozmawiać. Moje kocięta są głodne, a Klan Nocy jest gotów rozszarpać nas na strzępy. Proszę, zabierz nas do Srebrnej Gwiazdy.
<Rozmyta Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz