To co działo się na zgromadzeniu, prześladowało go we snach. Leśna Łapa... A raczej ktoś, kto był wówczas w jego ciele... Chciał go zamordować. Widział te kły, ten obłęd w dwukolorowych oczach, krew cieknącą mu z nosa. A później... Szczęki zaciskające się na jego gardle. Uczucie duszności, niemożności wzięcia oddechu oraz ten okropny ból. Umierał. Wystarczyła chwila, by kocur przegryzł mu gardło, a wykrwawiłby się, odchodząc do Klanu Gwiazdy. Był o włos od śmierci. Jednak przodkowie się nad nim zlitowali. Został ocalony. Nigdy tak nie cieszył się z widoku Czarnowrona, który rzucił się w jego obronie na rozszalałego ucznia. Dzięki niemu mógł wziąć oddech. Nawet liderka wstawiła się za nim, próbując nie dopuścić mrocznego ducha ponownie w jego pobliże. Piaskowa Gwiazda jednak nie zamierzała się poddać. Opuściła Leśną Łapę, przejmując kontrole nad jego ciałem. JEGO. Przez to nie pamiętał dokładnie co się stało. Jednak gdy się ocknął, czuł lepką ciecz na gardle. Krew. Jego krew. Chciała go zamordować... w taki sposób?! Jego własnymi łapami?! Czy to wtedy uchodziłoby pod morderstwo czy samobójstwo?! Czuł się... zbrukany, naznaczony. Ktoś nim sterował, odbierając własną wole. Jego ciało nie należało do niego. Dokładnie tak samo się czuł przy Czarnowronie. Tym razem nie on był sprawcą jego bólu, a niematerialny duch. To było dla niego za trudne do przełknięcia. Nie potrafił się z tym pogodzić. Wpadł w panikę, tuląc się do rudego, niczym tonący, chwytający kłody. Nie chciał go opuszczać. Już nigdy. Potrzebował ochrony. Bo co jeśli ta wariatka znów po niego przyjdzie? Ukradnie mu ponownie ciało i dokończy swoje dzieło?
Widział zmartwienie malujące się w oczach Kamiennej Gwiazdy, gdy go mijała. Opuszczali swoje tereny. Szli... nie wiedział gdzie. Jednak cieszył się z tego. Bardzo. Tutaj nie mieli już nic, co trzymałoby ich przy życiu. Żadnych piszczek, żadnej nadziei. Tylko życie o pustym brzuchu.
Przez ten czas, unikał spotkań z Leśną Łapą. Błagał wręcz na kolanach swojego partnera, by nie chodzić z nimi już dłużej na treningi. Na początku to do niego nie przemawiało. Mimo jego łez, zmuszał go do spotkań z rudym, przez co kulił się za partnerem lub pod nim, gdy nurkował w jego futrze, by szukać ochrony. Nie potrafił zapomnieć tego, co mu zrobił na zgromadzeniu. Bał się syna Rozżarzonego Płomienia. Jego pysk śnił mu się nocami. Te szczęki ponownie mogły zacisnąć się na jego szyi. Był... okropny. Przerażający.
Później jego kwiki były za bardzo denerwujące, więc Czarnowron pozwolił mu na chwile rozstania. Było to dziwne, niepodobne do niego, lecz możliwe, że kocur miał go już po prostu dosyć. Przeszkadzał im tylko w treningach i zamiast skupić się na uczniu, musiał pilnować go jak jakieś kocię.
Zawsze gdy po pracy wracał, wczepiał się w jego bok, ciesząc się z miłych pociągnięć językiem, które oczyszczały mu futro. Scalił się z nim, będąc niczym jego cień, przyklejony tak jak zawsze tego pragnął. Nie ruszał się nigdzie bez rudego futra. Każdy nieznany dźwięk doprowadzał go do płaczu i ataków paniki. Nie radził sobie, co było widać, lecz zawsze mógł liczyć na Czarnowrona. Dawał mu odpowiednią ilość uwagi. Uspokajał, kołysał i po prostu był przy nim, gdy emocję brały górę. Chyba rzeczywiście był bardzo delikatny. Na wojnie przecież każdy się zabijał, atakował i ranił. Przeżył jedną i nie miał takiej schizy jak teraz. Może to dlatego, że był o mały włos od śmierci?
- Nie zostawiaj mnie - załkał, gdy partner się podniósł. Nie chciał by odchodził. Potrzebował go. Jego ciepła i bliskości. Był jego jedyną ochroną przed zemstą wrogiej duszy, która na pewno na niego polowała.
- To chodź ze mną - mruknął, kierując kroki przed siebie.
Od razu się poderwał, znajdując się tuż przy jego boku. Rozglądał się uważnie po otoczeniu, gotowy na atak z zaskoczenia. Nie czuł się bezpiecznie we własnym klanie! Do czego doprowadziło to okropne zgromadzenie! Po co na nie szedł? Mógł sobie je odpuścić.
Wojownik schylił się, biorąc coś w pysk. Nie zauważył co, bo był zbyt przejęty zerkaniem na klanowiczów, próbując wyczuć swoim nosem spisek. W końcu każdy z nich, mógł nie być sobą. Kogo tym razem wybrała Piaskowa Gwiazda na swoją marionetkę? Zaatakuje dzisiaj, a może poczeka aż straci czujność? To było okropne czekać na nieuniknione!
Powoli wrócili na swoje miejsce, kładąc się na ziemi. Jego nos od razu zapadł się w rudym puchu, a na grzbiecie poczuł, troskliwe otulenie ogonem.
- To dla ciebie. Mówiłem, że w końcu ją znajdę - Usłyszał jego mruknięcie.
Otworzył oko i spojrzał zaskoczony na mysz. Była prawdziwa? Trącił ją łapą. Rzeczywiście tu była. Łzy pociekły mu po policzkach, a z gardła wydobył się śmiech. To był najszczęśliwszy moment w jego życiu! Wgryzł się wygłodniale w piszczkę, czując na języku, tak dawno zapomniany smak mięsa. Delektował się nim, chcąc by to uczucie błogości trwało jak najdłużej. Po jakimś czasie całość zniknęła w jego brzuchu, a on z pomrukiem radości, oblizał pysk.
- Dziękuję - Spojrzał na niego z wdzięcznością.
- Pobrudziłaś się kochanie - Polizał go po pysku, zlizując krew po posiłku.
Spalił pod sierścią buraka, speszony. Zapomniał o tym, że dla kocura będzie zawsze kotką, nieważne co sam mówił. Zresztą... Zachowywał się jak matka, jak Wilcza Zamieć. Odziedziczył jej żałosność. Kiedyś sądził, że będzie odważnym wojownikiem, który zaopiekuję się siostrami, a teraz? Sam tego potrzebował. Był zniszczony, słaby i okropny. Nic dziwnego, że utożsamiano go z płcią przeciwną. Ciekawe czy też osiwieje i straci oko jak ona. Zadrżał. Oby nie! Nie chciał być z nią kojarzony! To była przeszłość.
Stop! Nie mógł o tym myśleć. Trzeba było skupić się na czymś innym.
- Ciekawe jakie będą te nowe tereny - zaczął temat, co zaskoczyło Czarnowrona.
- Nieważne jakie będą. Ważne, że jesteśmy razem. - wymruczał. Tak. Razem do końca świata. - Cieszy mnie to, że masz lepszy humor. Martwiłem się o ciebie.
- N-naprawdę? - Spojrzał w jego ciemne oczy. Takie głębokie i niezbadane, niczym najczarniejsza otchłań.
- Owszem. Zastanawiałem się nawet czy ci nie poprawić humoru.
Nie spodziewał się takich słów z jego pyska. Brzmiało to miło. Czyżby atak na niego, coś mu uświadomił? Że w każdej chwili istnieje ryzyko, że go straci? To spowodowało masę pytań w jego głowie. A co jeśli kocur nie kłamał, że go kochał? Może naprawdę robił to wszystko z miłości? Przez te księżyce, odkąd byli razem, nie czuł się przez niego kochany. Nie prawdziwie i szczerze. Uważał to za bardzo nieśmieszny żart, ale... czy na pewno tak było? Może mylił się co do partnera? Analizował co do niego mówił przez ten okres czasu. Wymagał posłuszeństwa, lecz potrafił być troskliwy. Robił się straszny tylko, gdy się denerwował. Może źle go ocenił? Czy płakałby nad jego grobem, gdyby stracił życie?
- J-już poprawiłeś - Uśmiechnął się delikatnie, żyjąc dalej we własnym śnie, który wykreował mu umysł. To on był dla niego najważniejszy. Teraz to zrozumiał. Zawdzięczał mu tak wiele...
Przymknął oczy, nie zauważając tego jego mrocznego błysku satysfakcji w spojrzeniu.
Był szczęśliwy. Tak bardzo. Nareszcie zrozumiał czego tak mu brakowało w życiu. Dostrzegł to dość późno, ale lepiej teraz niż wcale.
- Czarnowron? - mruknął cicho, czując jak przyspiesza mu serce.
- Tak, Węgielku? - Usłyszał jego głos.
- Ch-chyba... Ja... - Zacisnął bardziej oczy. - Kocham cię.
Bał się jego reakcji i zaczął aż żałować, że to powiedział. W zasadzie mówił już te słowa, wiele razy. Tym razem były one prawdziwe, nie okryte fałszem, spowodowanymi wymaganiami partnera. Naprawdę to czuł. Ten ich fałszywy związek, do którego go zmuszał, który sprawiał mu tyle bólu, ale i radości... Stał się dla niego bardzo ważny.
Kocur zaśmiał się klarownie, nachylając pysk nad jego uchem.
- Też cię kocham - wymruczał, a on się rozpłynął.
Czas było przestać udawać... Kocur dla niego tyle poświęcał... Czasu, uwagi, miłości, a nawet był zdolny oddać swoje życie w jego obronie. Przy nim nie bał się Piaskowej Gwiazdy. To był prawdziwy bohater.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz