Nerwowo gniotła ziemię pazurami, rozmawiając z Daglezją. Przynajmniej dopóki ciszy nie przerwał głośny huk pioruna, a na niebie nie zaczęły pojawiać się dziwne znaki. Siostra nie wierzyła w Klan Gwiazdy. To Lis na pewno wiedziała.
Chaos zmusił ją do oddzielenia się od siostry. I była to najgorsza decyzja, jaką mogła popełnić. Już po chwili jakiś nieznany byt uderzył w nią jak piorun. Chociaż była w swoim ciele, nie miała nad nim kontroli. Nie wiedziała, kto to był ani co zamierzał. Ale wtedy bała się jak nigdy indziej w swoim życiu. Cholernie się bała, bała się, że to coś już nigdy więcej nie opuści jej ciała. To była przerażająca wizja.
Pozostawało jej patrzeć, jak jej ciało zostaje używane do walki - nie takiej, jaką znała z treningów. To nie były ćwiczenia. To była prawdziwa walka, do krwi. Przez mglisty obraz widziała, jak jej własne łapy atakują Fioletowe Spojrzenie. Ale to nie była Fiolet. Obcy głos wydobywał się z jej pyska. Też była opętana. Ale cokolwiek to było, walczyło z tym czymś, co przywłaszczyło sobie jej ciało. Czuła, jak atakuje niewinną istotę, jak wgryza się w nią i drapie mocno pazurami, wykonując zwinne uniki. To ,,coś" było dobre w walce. A jej pozostawało jedynie widzieć to wszystko i błagać, by się skończyło. Słyszała głosy. Jak wojowniczka, której nie mogła namierzyć spojrzeniem i byt siedzący w Fioletowym Spojrzeniu wykrzykiwali coś do niej. Próbowała wypchać z siebie duszę, która z pewnością nie była dobra. Próbowała poruszać kończynami, i choć na krótkie chwile mogła operować swoimi kończynami, były to chwile ulotne.
Ta nieznana energia, jaka pulsowała w jej ciele, była silna. Jednak im dłużej tak walczyła - a raczej walczył zły duch - tym czuła, jak z każdym uderzeniem serca słabnie coraz bardziej. Aż osłabła na tyle, że z pomocą dwóch wspomnianych wcześniej kotów, odzyskała swoje ciało - chociaż ból zaczął szybko pulsować w jej głowie, a mroczki na chwilę zawitały na jej oczach, gdy zmęczona opadła na ziemię. Dopiero po chwili otworzyła powieki, wpatrując się przerażonymi oczami w Fioletowe Spojrzenie.
— Kim jesteś?
— J-ja... W-wojowniczka klanu, ch-chwila... — do jej uszu dotarł głos wojowniczki, z którą nigdy wcześniej nie rozmawiała. Odezwał się z tej samej istoty jednak inny głos - głos, który z pewnością nie należał do szylkretki.
— Wilcze Serce. Nie chciałem cię skrzywdzić.
* * *
Wędrówka.
Za nimi, w akceptowalnym odstępie dreptał Klan Burzy, podczas gdy Klifiacy szli w środku. Lis zrównała krok z Wilczą Pogonią. Trening bardzo wpłynął na czas dla rodzicielki, którego miała coraz mniej. W wolnych chwilach jednak pozwalała sobie na odpoczynek od trenowania.
— Cześć, mamo. Jak... Jak się czujesz, po tym, co się działo ostatnio? — mruknęła, kładąc uszy i wcale nie ukrywając po sobie speszenia.
Przez resztę drogi matka z córką rozmawiały ze sobą - jedyne, co można zrobić, by choć na chwilę przestać myśleć o tym, co nieznane. O tym, co zastaną na nowych terenach i co przyniosą im rządy nowego lidera. To, co stało pod niewiadomą zawsze budziło wątpliwości. Nie zawsze było to jednak słuszne.
[przyznano 40%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz