Jej opinia o Czarnowornie wciąż nie była zbyt pozytywna. O kocurze wbrew pozorom słyszała od współklanowiczów wiele dobrego, szczególnie patrząc na to, jak mocno wspierał Węgielka przez ten cały, trudny dla niego czas. Mimo to nie potrafiła wyrobić sobie o nim lepszego zdania, a nie chciała wyjść na bezpodstawnie uprzedzoną, dlatego starała się jak najmniej mówić na jego temat.
— Oh, nie martw się, na pewno da radę. W końcu wcześniej był samotnikiem, pewnie przeżywał gorsze głodówki — rzuciła pocieszająco, chociaż sama z każdym dniem martwiła się o stan wojowników, którzy nie mieli czasem co włożyć do pyska.
— Prawda... Ale i tak... I tak mi z tym ciężko. Tyle dobrego dla mnie robi. Takiego drugiego przystojniaka to ciężko byłoby znaleźć — oświadczył, na co mimowolnie się skrzywiła. Nie był według niej brzydki, ale widywała ładniejszych, a przy tym wolała zwracać uwagę na inne aspekty u kotów. — N-no i o takim złotym sercu — dodał, w co najciężej było jej uwierzyć.
— Nie znam go aż tak dobrze jak ty, ale skoro mówisz o nim same dobre słowa, to rzeczywiście musi być wspaniały — odparła niepewnie, nie chcąc psuć mu światopoglądu swoim pesymizmem.
— I jest... Widzę, że czujesz się niekomfortowo... wybacz. Pewnie nie chcesz podzielić się swoimi wspomnieniami o... o tym kocurze, który jest ojcem maluchów... Ale musisz wiedzieć, jakie to cudowne uczucie... zakochać się. To tak dodaje skrzydeł.
Zadrżała. Topaz był jedyny w swoim rodzaju, nie znał klanowego życia, nie znał ich wierzeń i był odcięty od tego całego harmidru. Był wolnym duchem, który stąpał własnymi ścieżkami i cenił w życiu spokój. Zazdrościła mu nieraz podejścia, bo choć sama chciała tak egzystować, to zbyt bardzo była przywiązana do bycia Burzakiem.
— Prawda, jest to cudowne uczucie. Ich ojciec był wspaniały i... Nigdy nie myślałam, że w życiu chodzi o coś więcej, niż przetrwanie. Takie krótkie chwile, szczere emocje i drobne gesty, one... One umacniają kota. Należy cieszyć się z tego, co dobre, a nie traktować każdy dzień jak walkę — stwierdziła.
Wydawało jej się, że Węgiel na chwilę odpłynął. Sprawiał wrażenie rozmarzonego, nim w końcu otrząsnął się i spojrzał na nią poważnie.
— Też tak sądzę. Ja najbardziej lubię tulenie. Czuję się wtedy tak bezpiecznie w jego łapach. Mimo że jest rudy... Wcale nie przypomina tych z klanu. Jest... wyjątkowy. Na dodatek zaakceptował mnie takim, jakim jestem — wyjaśnił, uśmiechając się.
Tygrys odwzajemniła ten gest, nie zamierzając zagłębiać się w ten temat. Kiedyś uczucia wydawały jej się obce, a teraz, gdy więcej ich doznawała, życie nie stawało się wcale łatwiejsze. Nie potrafiła zrozumieć siebie samej.
— Oh, nie martw się, na pewno da radę. W końcu wcześniej był samotnikiem, pewnie przeżywał gorsze głodówki — rzuciła pocieszająco, chociaż sama z każdym dniem martwiła się o stan wojowników, którzy nie mieli czasem co włożyć do pyska.
— Prawda... Ale i tak... I tak mi z tym ciężko. Tyle dobrego dla mnie robi. Takiego drugiego przystojniaka to ciężko byłoby znaleźć — oświadczył, na co mimowolnie się skrzywiła. Nie był według niej brzydki, ale widywała ładniejszych, a przy tym wolała zwracać uwagę na inne aspekty u kotów. — N-no i o takim złotym sercu — dodał, w co najciężej było jej uwierzyć.
— Nie znam go aż tak dobrze jak ty, ale skoro mówisz o nim same dobre słowa, to rzeczywiście musi być wspaniały — odparła niepewnie, nie chcąc psuć mu światopoglądu swoim pesymizmem.
— I jest... Widzę, że czujesz się niekomfortowo... wybacz. Pewnie nie chcesz podzielić się swoimi wspomnieniami o... o tym kocurze, który jest ojcem maluchów... Ale musisz wiedzieć, jakie to cudowne uczucie... zakochać się. To tak dodaje skrzydeł.
Zadrżała. Topaz był jedyny w swoim rodzaju, nie znał klanowego życia, nie znał ich wierzeń i był odcięty od tego całego harmidru. Był wolnym duchem, który stąpał własnymi ścieżkami i cenił w życiu spokój. Zazdrościła mu nieraz podejścia, bo choć sama chciała tak egzystować, to zbyt bardzo była przywiązana do bycia Burzakiem.
— Prawda, jest to cudowne uczucie. Ich ojciec był wspaniały i... Nigdy nie myślałam, że w życiu chodzi o coś więcej, niż przetrwanie. Takie krótkie chwile, szczere emocje i drobne gesty, one... One umacniają kota. Należy cieszyć się z tego, co dobre, a nie traktować każdy dzień jak walkę — stwierdziła.
Wydawało jej się, że Węgiel na chwilę odpłynął. Sprawiał wrażenie rozmarzonego, nim w końcu otrząsnął się i spojrzał na nią poważnie.
— Też tak sądzę. Ja najbardziej lubię tulenie. Czuję się wtedy tak bezpiecznie w jego łapach. Mimo że jest rudy... Wcale nie przypomina tych z klanu. Jest... wyjątkowy. Na dodatek zaakceptował mnie takim, jakim jestem — wyjaśnił, uśmiechając się.
Tygrys odwzajemniła ten gest, nie zamierzając zagłębiać się w ten temat. Kiedyś uczucia wydawały jej się obce, a teraz, gdy więcej ich doznawała, życie nie stawało się wcale łatwiejsze. Nie potrafiła zrozumieć siebie samej.
***
Wykorzystała moment, w którym czarny został sam. Nie rozglądała się za Czarnowronim Lotem, po prostu podeszła do kocura z nadzieją, że dane im będzie porozmawiać w spokoju przez dłuższą chwilę. Zwęglony Kamień był jej przyjacielem. Pomimo tego, że w wielu tematach wydawali się sprzeczni, czerpała radość z przebywania w jego towarzystwie.
— Hej, jak tam samopoczucie? — zagadnęła. Przez ten ostatni chaos zaniedbała sporo relacji, a teraz, gdy zmierzali na nowe tereny, odmienić swoje życie, czuła, że ma szansę wszystko naprawić. — Wydaję mi się, że idziemy już kilkadziesiąt księżyców. Z pewnością musimy być bliżej niż dalej — stwierdziła, rozglądając się po otaczającym ich lesie.
Wiedziała, że w czasie ostatniego zgromadzenia Piaskowa Gwiazda pozwoliła sobie na zbyt wiele, a ona od tamtego dnia nawet nie podeszła go spytać, jak sobie radzi po tych traumatyzujących przeżyciach. Na pewno jego ukochany wspierał go na każdym kroku, jednak czuła, że i ona powinna szepnąć mu kilka motywacyjnych słów.
<Węgiel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz