*bardzo dawno temu*
Usłyszał, że stara świruska kogoś porwała. Czy się dziwił? No może odrobinkę. Patrząc na jej miłość do kociąt, to było do przewidzenia. Nie spodziewał się, że nastanie to jednak aż tak szybko. No i co ją do tego skłoniło? Przecież dzieciak, to kolejna gęba do wykarmienia! Na dodatek trzeba będzie ją wyszkolić... Na samą myśl, że kolejny kot w jego otoczeniu, będzie robił cudowne postępy, a on będzie tkwił przez swoje upośledzenie w miejscu, aż go skręcało. Może jak uszkodzi tego robala, to będą mogli razem spędzać ten czas, klnąc na swój okropny los?
Zbliżył się do dziury, w której zostało uwięzione to biedne stworzenie. Dojrzał tam małą, zrozpaczoną bengalkę. Wcale nie było mu jej szkoda. Uśmiechnął się pod nosem, bo wpadł na cudowny pomysł, by nieco się zabawić jej kosztem.
- Ej ty. Podobno byłaś pieszczochem, to prawda? - zapytał, przyglądając się jej więzieniu.
Widać było, że próbowała się uwolnić. Małe szramy po pazurkach w ziemi, wskazywały jasno na ten akt desperacji.
Słysząc jego głos, zadarła główkę, a jej ślepka zabłysły.
- Tak, prawda - miauknęła, wciąż próbując łapkami dosięgnąć wyjścia z dziury.
Obserwował te jej żałosne próby, przyglądając się jej dokładniej. Musiał przyznać, że była ładna. Widział wiele pieszczochów, gdy żył na ulicy, więc wiedział co mówił. Gdy kocię ponownie się ześlizgnęło do dziury, odezwał się.
- Lepiej nie uciekaj - zaczął. - Jak to zrobisz, to Bylica jeszcze odgryzie ci łapę jak mi - Pokazał jej brak tylnej kończyny.
O tak, właśnie tak. Ona nie wiedziała jaka była starsza kotka, więc z chęcią powie jej o niej wszystko co wiedział. Oczywiście nie była to prawda, ale kto mu zabroni nieco wprowadzić bengalkę w błąd? A widok jej strachu, tylko napędzał go do kontynuowania tej zabawy.
- C-co? - otworzyła szerzej oczy, widząc jego kikut. Przełknęła ślinę i przestała się wspinać, zjeżdżając na dół. - To ona ci to zrobiła?
Kiwnął głową, próbując zgrywać pokrzywdzonego przez los. W zasadzie tak było, jednak nie za sprawką Bylicy. A może i tak? Przecież to ona go porwała i skazała na tortury, dając mu na mentorkę rąbniętą na łeb Krokus. Mógł w taki sposób się jej odpłacić za pomoc. Nie zamierzał dopuścić, by pieszczoszka ją polubiła i stanęła po jej stronie, tak jak Skaza.
- Tak. Ona. I nie tylko to. Chciała bym był od niej zależny. Zrobiła ze mnie kalekę. - prychnął. - A oko... oko straciłem za karę, bo byłem niegrzeczny - wymyślił swoją żałosną historię.
Skuliła się, kładąc po sobie uszy.
- Niegrzeczny? - pisnęła. - To... to straszne!
- Bardzo straszne. Lepiej rób co każe, dla swojego dobra. Lubi małe kociaki, takie jak ty. Liże je i molestuje, a nawet zabiera gdzieś w krzaki. - straszył ją dalej, coraz bardziej się rozkręcając.
Naprawdę nie mógł uwierzyć w to, że mała brała to na poważnie, ale dobrze dla niego. Dzięki temu świetnie się bawił, zapominając o swoich problemach.
- Molestuje? - Skuliła się bardziej. - I zabiera w krzaki...? Chyba nie mówisz o... o nie. Ja nie chcę tu być! Nigdy nie chciałam! - Podciągnęła nosem, czując, jak po policzkach spływają jej łzy.
Ojoj, doprowadził księżniczkę do płaczu. Jak mu było z tego powodu przykro. powstrzymał się od parsknięcia śmiechem, by nie zniszczyć otoczki, jaką tworzył wokół srebrnej kocicy. Musiał postarać się bardziej, by ona na pewno uwierzyła w jego kłamstwa. Przecież to będzie zabawne! Już nie mógł doczekać się widoku zdziwionego pyska Bylicy, gdy ten maluch zacznie płakać na jej widok!
- A myślisz, że ja chciałem? Los jest okrutny, księżniczko. Lepiej się przyzwyczajaj. Moja mentorka, taka jedna Krokus, topiła mnie w błocie, wiesz? Bo nie znałem nazwy jakiejś roślinki. To świruski. Uważaj więc na siebie.
- Księżniczko? - Uniosła wzrok z ziemi na kocura. Widział jak zaczyna panikować. Pewnie teraz w głowie myśli, że czeka ją to samo. Z powrotem wspięła się na ściankę, patrząc mu prosto w oko. - Proszę, musisz mi pomóc uciec. Uciekniemy razem! I nigdy nie będziesz musiał być topiony w błocie!
Och... Chciała uciec? Przecież co to byłaby za frajda, gdyby jej pomógł? Zaraz zabawa by się skończyła i musiałby wrócić do nudnej rzeczywistości, gnębiony przez roślinki podstawiane mu przez mentorkę pod nos.
- Słyszałaś co do ciebie mówiłem? - prychnął. - Złapią nas. Odgryzą nam łapy. Nie chcę mieć tylko dwóch, przez to, że mnie do tego namówiłaś. Nie chcę skończyć jako ich zabawka, czaisz? - grał dalej, doskonale wczuwając się w swoją role.
- Jak uciekniemy we dwóch to nas nie złapią! - jęknęła, posyłając buremu błagalne spojrzenie. - Nie możemy tu zostać!
Co za naiwniak.
- We dwóch będzie trudniej uciec! Wybacz, ale nie pomogę ci. To zbyt ryzykowne. Ty twierdzisz inaczej, ale to nie tobie świrnięta baba oderwała łapę - warknął przekonująco, że aż sam w to uwierzył. Mimo to świetnie się bawił, obserwując przerażenie młodszej.
Kotka słysząc jego odpowiedź, osunęła się z powrotem na mech w dziurze. Wbiła wzrok w ziemię, a z jej pyska wydarł się nerwowy śmiech.
- Jest świrnięta. Oczywiście, że jest - miauknęła pod nosem, by zaraz znów zacząć płakać. - Już nigdy nie zobaczę normalnego domu. A jeśli już to bez nogi i oka? Co mam zrobić w takim razie, skoro nie mogę uciec?
- Poddaj się. - odparł jakby to było jasne. Położył się, zaglądając tylko głową do dziury. - Jak chcesz przeżyć, musisz znać kilka zasad. Wtedy cię nie skrzywdzą. Chcesz je poznać? - zadał pytanie, wymyślając kolejny szatański plan, by upokorzyć młodszą.
- Tak! Chcę! Proszę! - odpowiedziała zaraz.
- Musisz mówić do Bylicy mamusio. Nie uciekaj, gdy zacznie cię lizać. Musisz być grzeczna. Wykonuj jej polecenia, no i nie uciekaj. Udowodnij im, że jesteś już ich. Wtedy cię wypuszczą z dziury - poradził, co wcale nie mijało się z prawdą. Był pewien, że gdy bengalka zacznie tak się zachowywać, to na pewno wolność miała już zapewnioną. A zresztą... Widok jej cierpienia, gdy będzie zmuszona to robić, wręcz będzie cudowny do oglądania.
- Zacznie mnie lizać? - zapytała, przełykając ślinę. - Ale ja nie chcę... i mamusio? Ale ja już mam mamę... nie potrzebuje drugiej... i nie chcę żeby Bylica była moją mamą!
On też nie chciał, by stała się jego matką, ale do tego doszło, bo go poniekąd wychowywała. Teraz nieco mniej, bo wszystko zwaliła na Krokus, lecz tak... tak było. Nie uznawał jej jednak za swoją matkę. Może na początku tak, by dopiec "starszej siostrze", ale porzucił to już dawno. Praktycznie w momencie, gdy dowiedział się, że ta starucha chcę go wykorzystać, by na starość jej leczył schorowane gnaty. No chyba nie! Nie zamierzał być jej zasranym niewolnikiem!
- No to pewnie wydrapie ci oko albo oderwie ucho, za twój bunt. Jak nie chcesz to trudno. Ja chciałem tylko ci pomóc - burknął niezadowolony.
- Będę grzeczna! Będę! - dodała zaraz, słysząc jego słowa. - I nie mów jej o tym co mówiłam! Nie chcę stracić oka ani ucha!
A szkoda, że nie chciała ich tracić. Wyglądałaby cudownie z taką skazą. Była... wręcz ideałem. Nie cierpiał tego. Chciał odebrać jej tą urodę. Zrobić z niej szkaradę, na którą nawet nikt nie spojrzy... Kusiło go, oj kusiło, lecz pewnie dostałby porządne lanie od Bylicy za taką samowolkę. Musiał więc obejść się smakiem.
- Nie powiem. Jesteś całkiem ładna, księżniczko. Szkoda byłoby widzieć jak tracisz to piękno. Przynieść ci coś do jedzenia? - zaproponował.
Powinna jeść. Nie miał pojęcia czy ktoś ją tego uczył. Była w końcu pieszczochem! One jadły tylko dziwne rzeczy podawane przez Wyprostowanych. Wątpił czy kiedykolwiek miała w pysku smak prawdziwego mięsa. W zasadzie... On jadał tylko resztki ze śmietników, więc na takie luksusy było go nie stać. Dopiero teraz, gdy miał na usługach rodzinkę Bylicy, z łatwością mógł skosztować gryzoni, które tak uwielbiał.
- Bylica mi dała mysz, ale boję się, że jest zatruta... - Odgarnęła łapką mech, pod którym ukryła trupa. - Poza tym, nawet jakbym się nie obawiała trutki, nawet nie wiem jak zacząć... - Z niechęcią spojrzała na mordkę zwierzątka.
Dała jej mysz?! A mówiła, że już nic nie ma i proponowała mu jakiegoś ptaka! Może nie powinien grymasić, ale uwielbiał myszy!
- Mogę ci pokazać - miauknął, po czym ześlizgnął się do niej na dół. Wołał siedzieć tu z nią, niż tam na górze z tą bandą oszołomów. I tak go pewnie stąd wyciągną, jak zauważą, że tu wpadł, a chęć dziabnięcia nieco pokarmu porwanej kotki, kusiła go.
Zaskoczona odsunęła się, gdy znalazł się tuż obok.
- Nie boisz się, że tu utkniesz? Jak ja? - Położyła po sobie uszka, zerkając na burego zdziwiona.
- Szczerze to wole siedzieć tu w dziurze niż iść na kolejny trening z Krokus - Przewrócił okiem. - Nie martw się tak o mnie księżniczko. - Uśmiechnął się do niej sugestywnie. - Myszy to najlepsze co mogło ci się trafić. Nie umiem ich łapać, ale lepsze to niż żarcie Wyprostowanych z ich kubłów.
Spojrzała z powrotem na mysz.
- Najlepsze? - mruknęła nieprzekonana. - Skoro tak mówisz... Ale Dwunodzy nigdy nie karmili mnie swoim jedzeniem, a na pewno nie z kubła. Zawsze dawali mi coś innego, w takich szeleszczących papierkach.
Prychnął na to.
- No, księżniczko, to dzisiaj poznasz smak prawdziwego żarcia. - miauknął, po czym chwycił mysz i odgryzł jej łeb. - O tak to się robi. Odgryzasz, a potem jesz. - Rzucił jej truchło bez głowy.
Widział jej obrzydzenie, ale to dobrze. O to mu chodziło. Nie musiała tego jeść, a on wręcz chciał jej ukraść piszczkę, robiąc z niej istną masakrę, byle tylko ta jej nie tknęła i zostawiła zjedzenie jej jemu.
<Blanko?>
[przyznano 6%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz