— Jak ci idzie tlening? Musi być ciężko, ale jest supel, plawda? — z malca aż płynęła czysta słodycz i szczęście. — Moja mama jest zastępczynią, to musisz być baldzo silna! Pokażesz mi coś? O, o! Pobawmy się! Chcę być też taki jak ty! Zostaniemy przyjaciółmi?
— Chcesz być taki jak ja? Oww, to słodkie. — zamruczała, wpatrując się głęboko w niebieskie oczy Jelonka. Marzyła, by ten się odpierdolił. — Oczywiście, że możemy być przyjaciółmi! W co chcesz się pobawić? — Narcyz spojrzała ukradkiem na uśmiechającą się szeroko Tygrysią Smugę. Jeśli walcząc na niby z jakimś gówniarzem mogła się podlizać mentorce na wysokiej pozycji, nie zamierzała narzekać. Ba, może nawet faktycznie by poudawała przyjaciółkę dla tego dzieciaczka. Może w końcu przemówiłaby Kamiennej Gwieździe do rozumu.
— Lubię się bawić w bolsuczą przejażdżkę!
No nie, na walony Klan Gwiazdy! Akurat musiał wybrać najbardziej denerwującą zabawę pod słońcem? Zniosłaby pacanie go łapą, czy jakiekolwiek odgrywanie polowania, ale wożenie takiego czegoś na grzbiecie? Ugh, ewidentnie mianowanie miało swoją cenę.
— Pewnie. Wskakuj. — ukucnęła przy nim. Chwilę później małe pazurki wbiły się jej w skórę, a sam kociak zasiadł przy jej barkach. Na osty i ciernie, co za grubas! Nigdy w życiu nie myślała że tak małe stworzenie może być tak ciężkie.
— Tylko ostrożnie, Narcyzowa Łapo! — zignorowała ostrzeżenie Tygrysiej Smugi i wstała. Miała nadzieję, że z dwa okrążenia malcowi wystarczą, ale ten bawił się w najlepsze, kiedy ona łaziła po obozie, brykając jak jakiś bezmózg. Upokarzające.
— Supel! — śmiał się rudy swoim dziecięcym głosikiem, od którego robiło jej się aż niedobrze. Miała dość.
— Nie zimno ci jeszcze? — miauknęła, starając się brzmieć jak najmilej.
— Nie, jeszcze! Jeszcze!
— Dobrze...
— Jelonku, bo się przeziębisz jeszcze! — usłyszała, dzięki bogu, wołanie Tygrysiej Smugi, i powróciła do żłobka, mimo niespecjalnej chęci kociaka. Odstawiła go na ziemię.
— Nic mi nie będzie!
— Lepiej dmuchać na zimne. — polizała syna po głowie, przywołując u Narcyzowej Łapy wspomnienia z dzieciństwa, a właściwie ich brak. Jakby tylko mogła cofnąć się w czasie, przeżyć jeszcze raz kocięce miesiące... nic by nie przypominało tego, co inne karmicielki dawały swoim dzieciom. Już dawno zdała sobie sprawę, że Obłoczna Myśl i Falująca Tafla nie zrobili sobie dzieciaka planując to od dawna. Musiała ich ponieść chwila. Może wtedy by ją bardziej kochali.
Opuściła żłobek szybciej niż ktokolwiek inny.
***
Wiosna
Nie miała dobrego humoru. Nie miała go od dawna. Każdy dzień wyglądał tak samo przygnębiająco i okropnie. Powinna być wojowniczką już dawno. A wszystko mijało, jak woda w rzece. Zmieniało się.
Szalał głód, wszyscy odczuwali tego skutki. Oprócz Narcyzowej Łapy, która wciąż była tą samą, potulną owieczką. Seniorom podawała piszczki, karmicielkom czyściła legowiska, polowała dla dobra wszystkich burzaków.
Była zmęczona. Wypalona. Treningi nie przynosiły jej żadnej satysfakcji, nawet wyjścia z Sójczym Szczytem zmarniały. Widziała ból przyjaciółki w jej żółtych, lśniących oczach. To, co kiedyś sprawiało, że mogłaby góry przenosić, nagle gdzieś zduszone zniknęło na dnie. Wszystko wydawało się być dziwnie proste, oschłe i suche. Zupełnie inne niż jej wyobrażenie życia. Jedno wielkie rozczarowanie, które frustrowało ją coraz bardziej.
Narcyzowej Łapie znudziło się granie grzecznej dziewczynki.
— Jak się masz? — niepewnie spytała Sójka, która cały ten czas siedziała obok niej. Narcyzowa Łapa odwróciła łeb, ignorując pytanie. — Hej?
— Źle — burknęła.
— Chcesz o tym pogadać?
— O czym? Każdy wie o co mi chodzi.
— Jestem pewna, że Kamienna Gwiazda niedługo cię mianuje. Będziesz wojowniczką, ze ślicznym imieniem.
— Będzie mnie tu trzymać tak długo jak Pasikonikowy Nów, bym sprzątała zapchlonym dupkom ze starszyzny sierść. — zawarczała, po czym westchnęła głęboko. — Mam już tego dość.
— Dość?
— Po co mi to wszystko? Czy ktokolwiek mnie tu w ogóle lubi? — przewróciła wzrokiem, wiedząc co odpowie przyjaciółka.
— Oczywiście że tak! Masz przecież mnóstwo znajomych.
— Ta, i zaraz zostanę sama. Tylu ich mam, a żaden się nie zjawia jak go potrzebuję. Mówią że mnie tak kochają, a potem co?
Sójka wydawała się być spłoszona, niepewnie przyglądając się Narcyzowej Łapie.
— Ugh, wybacz. Znowu narzekam.
— Nie no, spoko. Masz do tego prawo. — zapewniła ją szylkretka.
Zapadła nieprzyjemna grobowa cisza. Kiedyś zdecydowanie były ze sobą bliżej. Mogła jej powiedzieć o praktycznie wszystkim. Teraz dzieliła je ogromna bariera. Niewidoczna dla innych. Zgrywały idealną przyjaźń, ale sama Narcyzowa Łapa nie sądziła, że to pociągnie jeszcze długo. Zależało jej na Sójczym Szczycie, były w końcu dobrymi przyjaciółkami, od żłobka. A jednak coś nie pozwalało czuć się Narcyzowej Łapie swobodnie.
— Hej, wszystko dobrze? — odezwała się niepewnie Sójczy Szczyt.
— Myślę.
— Filozofujesz? — miauknęła żartobliwym tonem.
— Może.
— Heh...
— Co lobicie? — podszedł do nich mały zgred. Jakby wybawienie z tej drętwej rozmowy. Jelenia Łapa, mianowany niedawno.
— Plotkujemy tak sobie. — wzruszyła ramionami. Że też obiecała, że będzie przyjaciółką kota, co nawet "r" nie potrafi wymówić...
<Jelonek?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz