Dzień nie zanosił się na nic nadzwyczajnego. Leżał w kryjówce, unikając Krokus i jej zajęć w terenie. Nie chciał skończyć ponownie poobijany, bo tej wroniej karmie coś odwali. Jakby nie mogła zająć się swoimi bachorami, a go zostawić w spokoju. Wolał robić to na co miał ochotę, czyli doszkalać się w polowaniu, a nie wąchać kolejne chwasty. Nie mógł znieść myśli, że jego rolą będzie babranie się w ziółkach. Nie wykarmią go, gdy przyjdzie co do czego zwłaszcza, że pragnął innego życia. Brakowało mu tej wolności, jaką miał sprzed porwania. Może i było ciężko, bo nikt za niego nie przynosił jedzenia, lecz decydował o własnym losie. Teraz nie za bardzo miał jak. Mając na głowie te dwie, czuł się okropnie inwigilowany.
Jego wzrok skierował się na Blankę, która ukrywała się nieporadnie przed Bylicą. Starsza kocica miała niedługo przyjść po nią, by ją szkolić. Głupota. Te jej zardzewiałe stawy, nie powinny już funkcjonować. A zresztą... Mało co go to obchodziło. Zdechnie tak czy siak. Nie potrafił jednak ukryć głupiego uśmieszku, który cisnął mu się na pysk, gdy widział jak bengalka panikowała. To oczywiście była jego zasługa i jedyna rozrywka w tej dziurze, na jaką mógł sobie pozwolić.
Pokuśtykał powoli do kotki, której ogon wystawał z jej wspaniałej kryjówki w kartonie. Musiała usłyszeć jego kroki, bo zamarła, sądząc zapewne, że przyszła po nią srebrna.
- Jak ja cię znalazłem, to ona tym bardziej - prychnął w jej stronę.
Blanka od razu rozluźniła się, słysząc jego głos. Wyjrzała pyszczkiem na zewnątrz, posyłając mu zaniepokojony wzrok.
- To co mam zrobić? - zapytała, jakby miał rzucić jej jakąś pokrzepiającą radą.
Wzruszył ramionami.
- I tak nie odwleczesz tego co cię czeka - stwierdził, nie poprawiając jej humoru.
Te jej smutne oczka go bawiły. Przez te księżyce jakie spędziła u nich, już nie wyglądała jak pieszczoszek. Chociaż dbała o futro, to było zakurzone i śmierdziało. W zasadzie to dzięki niemu, zdobyła swój smrodek, jak wepchnął ją ostatnio w cuchnące resztki. Ta jej nieuwaga jeszcze ją zgubi, lecz jak na razie była dla niego bardzo korzystna. Dzięki niej mógł wysmarować ją błotem i patrzeć jak krzywi ten swój uroczy nosek.
- Dwunożni! - zawołała tak nagle, z wielką radością, że go w pierwszej chwili wmurowało.
O co tym razem jej chodziło? Znów tęskniła za swoim poprzednim życiem i dostała majaków? Prychnął pod nosem. Co za żałosna istota.
- Daj sobie spokój. Nie wrócisz do nich, bo Bylica cię rozszarpie - przypomniał jej o tym.
- Nie - Kotka pokręciła głową, po czym obróciła jego głowę wprost na makabryczną scenę.
Osz cholera. Zamarł, czując jak strach wypełnia każdy skrawek jego ciała. Wielkie istoty złapały szamoczące się kocięta Krokus, pakując je do plastikowych pudeł. Popchnął Blankę, wpychając się z nią do kartonu, czując jak serce zaraz wyskoczy mu z piersi. Nie, nie, nie. Nie mogli ich znaleźć! Zabiją ich! Zakopią żywcem, tak jak jego rodzeństwo! Jego oddech stał się bardziej urwany, a uszy położyły. Wczepił się w futerko Blanki, modląc się do księżyca o ratunek.
- Ci - szepnął do bengalki, która już chciała coś powiedzieć.
Kroki tych potworów rozbrzmiewały w okolicy. Usłyszał okropny wrzask. Czy to Bylica? A może Krokus? Zabili je? Nie chciał tak skończyć! Niech odejdą! Niech tu nie zaglądają! Mieli szansę to przetrwać!
- Mogą nam pomóc - szepnęła mu na ucho, po czym zrobiła krok w stronę wyjścia.
Nie! Co za mysi móżdżek! Rzucił się za nią, chcąc powstrzymać przed zdradzeniem ich kryjówki, ale przez jego kulawość, wywrócił się na jej grzbiet, przez co poturlali się pod łapy tych bezwłosych istot. Widząc ich dwoje, od razu złapali ich za kark i wrzucili do jednego pudła. To działo się tak szybko, że ledwo to zarejestrował! Czuł się ponownie jak w pułapce. Czekając na swoją kolej, podczas gdy Dwunożni zabawiali się z jego rodzeństwem. Chciało mu się ryczeć i wyć. A to wina... Blanki! Jak mogła! Przecież to nie są dobre istoty! Teraz ich zamordują!
- Zabiją nas... - mamrotał pod nosem.
Dawna pieszczoszka posłała mu zmartwione spojrzenie.
- Nie zabiją. To taka klatka - starała się go uspokoić. - Zabiorą nas do mojego domu! - ćwierkała radośnie.
Głupia! Już nigdy nie zobaczy żadnego domu. Wbił się w kąt więzienia, przerażony jak nigdy. Świat się kołysał, gdy nieśli ich do potwora. Umrą. To zaraz. Jeszcze chwila. Z oka pociekła mu łza. To był ich koniec!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz