Zatrzymali się na postój. Mieli spędzić tutaj czas do samego rana, więc po treningu, Kamienna Gwiazda dała mu wolne, by nieco odpocząć przed dalszą podróżą. Nie zrobił tego jednak, szybko umykając przed wzrokiem reszty. Po głowie chodziło mu to, co działo się w jego życiu. Udawanie dobrego syna przed mamą i kumpla przed znajomymi, było męczące. Dlatego samotny spacer, by uporządkować sobie w głowie to wszystko, był dla niego zbawienny i idealny.
Odszedł kawałek, wdychając świeże powietrze. Cisza wręcz relaksowała. Przymknął oczy, krocząc tak przed siebie, aż nie ocknął się z letargu, zrozumiawszy, że trochę go poniosło. Nie powinien przecież aż tak daleko się oddalać! Jeszcze się zgubi, a wtedy liderka jak nic oberwie go ze skóry! Rozejrzał się na boki, ale nie dostrzegł nic podejrzanego. Pewnie niedaleko znajdował się Klan Klifu. Byłby problem, gdyby ktoś go tutaj nakrył. Co jeśli pomyślą, że węszył i zaatakują? Cofnął się ostrożnie, wyczuwając że z czymś się zderzył. Odwrócił się nagle, strosząc na grzbiecie sierść, a widząc radosne spojrzenie obcej kotki, wmurowało go w ziemię.
- Cześć! Co tu robisz? - zapytała, a on otwierał i zamykał pysk, niczym ryba wyjęta z wody.
Jak?! Skąd?! Właśnie o tym myślał i jego pech najwidoczniej był tak ogromny, że to naprawdę się stało! Nie wyglądała jednak agresywnie. Widział, że była szylkretką, więc zaliczała się do gwiazdek. To chyba dobrze... Może go nie zdradzi swojemu liderowi i nie będzie miał na karku problemów. Na to liczył.
- Masz problemy z oddychaniem? Potrzebujesz pomocy? - dodała, patrząc zaraz na niego z troską.
Nadal się na nią gapił, próbując zrozumieć co do niego mówiła. Pokręcił szybko głową czując, że tylko bardziej się pogrążał swoim zachowaniem.
- Nie... Nie trzeba... Zaskoczyłaś mnie po prostu. Kim jesteś? - zapytał, rozglądając się na boki. Kotka jednak była tu sama. I na całe szczęście. Pachniała odmiennie niż Burzak, a raczej bardzo jak Klifiak, więc nie mogła być samotniczką. Wydawała się też nieco starsza od niego.
- Aksamitna Łapa, a ty? - przedstawiła się.
- Ja jestem, Jelenia Łapa. Nie chciałem nachodzić waszego klanu. Zamyśliłem się... - zaczął się tłumaczyć. - Proszę nie mów nikomu. Moja mentorka oberwie mnie z sierści! - Posłał jej błagalne spojrzenie.
Już czuł na karku ten gniew czarnej. Ukarze go, jak nic. Skończy z powrotem w żłobku, gdzie będzie przynosił wstyd swojej matce, tak jak Leśna Łapa. Jego los leżał teraz w łapach tej uczennicy.
<Aksamitko?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz