*dawno temu, dłuuugo przed wymarszem*
Gęsia Łapa pierdolnął z całej siły w powalony pień drzewa, który porósł już mchem. Z pyska ucznia wydobył się wrzask, gdy jego kości trzasnęły pod wpływem siły upadku. Oderwana od pnia sosny gałąź gruchnęła wprost na tylną łapę ucznia, który siłą woli powstrzymywał łzy, by tylko nie zrobić z siebie pizdy przed idolem.
Dysząc ciężko, zsunął się niemalże bezwładnie na ziemię, gdy mroczki zatańczyły mu przed turkusowymi ślepiami. Krew zabrudziła jasne, niemalże białe srebrzyste futro, kapiąc również na trawę.
— Kurwa, kurwa, kurwa... — syczał szpetnie, próbując się podnieść. Uczeń wydał z siebie głośne stęknięcie, gdy postawił prawą, tylną łapę.
— Gęsia Łapo! — Chłodny Omen pomógł mu utrzymać równowagę, by ten nie wyrżnął się na pysk, tracąc równowagę. Kończyny drżały mu, gdy tylko próbował się poruszyć. — Uważaj, masz złamaną łapę... — prychnął na słowa ulubionego idioty. Nie mniej, zrobiło mu się ciepło na serduszku, że ten tak się o niego martwi. Powstrzymał się, żeby tylko nie wtulić pyska w miękkie futro przy Mrocznej Gwieździe.
— A pierdolisz, czuję się świetnie, jak zawsze — obruszył się, natychmiast napinając mięśnie i ruszając przed siebie, byleby tylko udowodnić temu półgłówkowi, że przecież nic sobie nie złamał. Oj, jakże się mylił. Niemalże zaraz po odsunięciu się od boku rudego, wyrżnął pyskiem prosto w grunt, sycząc wściekle, zaraz jednak mu przeszło gdy tylko zobaczył kość wystającą z jego prawej, tylnej nogi.
— Co do- — sapnął, czując jak robi mu się gorąco.
— Chłodny Omenie, zabierz go do obozu, już. Złamanie otwarte nie może być bagatelizowane — skinął łbem. Dopiero słysząc polecenie lidera, posłusznie wrócił do obozu.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz