Spaliły mu się uszy. Jak to możliwe, że w tych przeprosinach musiało być aż tyle drwiny skierowaną w jego stronę?! Czy on nie rozumiał, że nie był już kotką?! To było takie upokarzające! Może i nie pachniał już jak kocur, jednak nie zamierzał pozwalać na to, by ten dzieciak nazywał go tak podle. Wcale nie był delikatnym kwiatkiem! To, że miał łzy w oczach i czuł, że zaraz się poryczy, nic nie zmieniało! To te głupie emocje!
- Kochanie? - zwrócił się do niego partner. - Widzisz jak ładnie cię Leśna Łapa przeprosił?
Tak... Bardzo ładnie... Nie potrafił jednak zaprzeczyć. Nie, gdy Czarnowron wręcz chciał, by się pogodzili. Bał się co by było, gdyby mu się teraz zbuntował!
- N-niech będzie... - prychnął pod nosem, bo już powoli miał dość siedzenia tu z tym bachorem. - I nie jestem damulką - poinformował kociaka. - Jestem kocurem i nazywam się teraz Zwęglony Kamień.
- Ta... - mruknął, by zaraz przenikliwym spojrzeniem pożreć kocura w całości. - Właśnie widzę.
Co za demon, a nie kot! Spiął się pod tym spojrzeniem, po czym po prostu wyszedł, nie mogąc już dłużej tego wytrzymać.
***
*jeszcze za kary Pożara*
Jego powrót w to miejsce, nie był zbyt miły. Nie podobał mu się pomysł, by tu wracać i przysłuchiwać się szkoleniom tych dwojga. Pszczółka ostatnio bardzo wyprowadził go z równowagi, a smak tego co zrobił mu partner, karząc za naskarżenie na jego ucznia, był potworny. Nie powiedział jednak o tym incydencie Kamień, bo jego partner nie był zadowolony z jego poprzednich słów. Nie chciał go denerwować. Już nigdy w życiu. Te upokorzenie ciągnęło się za nim niczym cień. Więc nie mając wyboru, wszedł smętnie do środka, siadając gdzieś z boku, by nie zawadzać im w nauce.
- Dzień dobry, Czarnowronie - zamruczał z zadowoleniem rudy, widząc swojego mentora w żłobku. - Tobie też dzień dobry, Węgielku - posłał kocurowi zbyt miły uśmiech.
Skrzywił na to pysk.
- Tak... Dzień dobry - mruknął pod nosem, mając nadzieję, że ta nauka szybko się skończy, a on będzie mógł wrócić do swoich obowiązków.
- Oh, jesteśmy nie w humorze? - Pszczółka uniósł brwi z niewinnym wyrazem pyska. - A cóżesz się stało?
Spiął się. Nie zamierzał zwierzać się temu potworowi z tego co go spotkało. Czarnowron wolał pewnie, by to pozostało pomiędzy nimi. To nie było coś, czym należało się chwalić.
- Nie twoja sprawa. Zajmij się nauką, bo będziesz do tyłu i nie zostaniesz wojownikiem - miauknął, kierując wzrok w inną stronę, by nie skupiać się na tym podłym rudzielcu.
- Teraz cię to martwi? Nie wtedy, jak z płaczem jak jakiś lamus, poszedłeś lizać dupsko Kamień, żebym dostał tą karę? - zaczął z wyższością i przesłodzonym tonem głosu, jakby mówił do jakiegoś kociaka, by w ostatnich słowach wyrwało się warknięcie. Wziął głębszy wdech, uspokajając się. - Przepraszam, poniosło mnie.
Położył po sobie uszy. Co on miał do niego i jego relacji z liderką? Traktował ją jak matkę. Nawet przez chwilę nią była, gdy Zajęcza Gwiazda wmówił mu, że jest jej synem.
- Nie płakałem i nic jej nie lizałem. Zasłużyłeś na karę, to była tylko sprawiedliwość - prychnął. - I nie, nie martwi, możesz gnić sobie jako uczeń nawet do końca życia. Nie chcę po prostu cię widywać. I dobrze, że przepraszasz. - dodał na koniec.
- Tak, tak, wszyscy wiemy, że nic z tego nie robiłeś - Wywrócił oczami z uśmieszkiem, zupełnie ignorując środek jego wypowiedzi. - Widzisz? Przepraszam. Nie tego chciałeś? W każdym razie, chciałem powiedzieć, że może czas zapomnieć o tym całym zajściu sprzed paru księżycy, co? - zamruczał, z przyjacielskim wyrazem pyska.
Rzucił mu nieufne spojrzenie. A co to miało znaczyć? Przez ten czas zmądrzał? A może knuł coś okropnego, co zniszczy go na zawsze? Czarnowron widząc to, trącił go ogonem.
- Widzisz? Chcę się z tobą pogodzić. Zrozumiał swój błąd, kochanie.
Rzucił partnerowi szybkie spojrzenie, po czym skupił ponownie wzrok na tym diable. Bił się przez chwilę z myślami, nie wiedząc czy się na to zgodzić. Czy były jakieś plusy tej sytuacji? Nie miał pojęcia.
- Węgielku... - Rudzielec nie odpuszczał, próbując go do tego przekonać.
Westchnął, widząc jego wzrok, który był zbyt stanowczy, by mu się oprzeć.
- Możemy spróbować - w końcu odpowiedział kociakowi z niesmakiem.
Pszczółka zamrugał parę razy zdumiony, jakby nie wierzył własnym uszom, po czym uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Patrz, Węgiel, teraz możemy być kumplami - zamruczał, szturchając go łokciem. - Aż tak ciężko było?
Uśmiechnął się do niego krzywo i nadal niechętnie. Tak. Było ciężko. Nie podobało mu się to. Nie chciał być z nim żadnym kumplem!
- Tak... było bardzo ciężko. - miauknął.
- Cieszę się, że się pogodziliście - powiedział Czarnowron, liżąc go w policzek. - Czyli nasza nauka szacunku zakończyła się sukcesem. Czyż to nie wspaniałe?
- Tak... bardzo wspaniałe... Ale i tak musi się uczyć... - dodał, chcąc by partner skupił się na Pszczółce.
- Oh, muszę? Przecież nauka Czarnowrona przyniosła efekty. Zaprzyjaźniłem się z nierudym. Czy to już nie podstawa szacunku? Umieć znaleźć wspólny język z gor... innym kotem? - zamruczał. - Chyba, że podważasz kompetencje swojego partnera?
Zamrugał zdziwiony, czując nadchodzący stres. Nie podważał jego kompetencji! A co jeśli ten pomyśli to samo i będzie chciał ponownie go ukarać? Musiał to szybko wyjaśnić, póki miał szansę!
- Ja... nie.... Chodzi o to, że musisz uczyć się dalej, by zostać wojownikiem... - sprostował.
- Może jakbym normalnie trenował te półtora księżyca co tu siedzę, przez mojego przyjaciela, to bym już był wojownikiem... Właśnie, stary, trochę kicha z tą karą, nie? Teraz, skoro się kumplujemy... nie należą mi się przeprosiny za tę akcję? - mruknął, niby "od tak", oglądając pazury u uniesionej łapy.
- Nie będę cię przepraszał. To była kara, byśmy byli kwita - uświadomił mu to. - Tak jak twój ojciec i matka dostali za znęcanie się nad nierudymi. Jest w tym sprawiedliwość. - trwał przy swoim uparcie.
<Pszczółko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz