Zastrzygła uszami, niechętnie przenosząc wzrok na wspomnianą dwójkę. Teraz pozornie niewinnie bawili się w kącie żłóbka, choć podniesiony głos szylkretki i zbulwersowane piski rudzielca były sprzeczne jej oczekiwaniom.
— A były kiedykolwiek kłopotliwe? — spytała, choć prawdę sama doskonale znała. — No dobra, Diament... Diament to Diament, w jej temacie bywa różnie — westchnęła, zastanawiając się, skąd ten mały stworek wziął pomysł nasrania liderce do legowiska.
— Nie poznałem jej, ale słyszałem plotki, jak zostawiła Kamiennej Gwieździe prezent. Jest odważna, to trzeba przyznać. Wyrośnie na silną wojowniczkę — rzekł pocieszająco.
Tygrysia Smuga pożałowała, że już wcześniej pomyślała o tym zdarzeniu. Dla odmiany wolałaby usłyszeć, że jej potomek zrobił coś dobrego.
— Ah, ten prezent. — Skrzywiła się. — Nie wiem, skąd się w niej to wzięło, ale naprawdę, ja jej nie uczyłam takich zachowań. Tak, jest uparta, w tym nie ma nic złego. Mam tylko nadzieję, że wyrośnie z tak głupich pomysłów — oznajmiła.
Czarny pokręcił głową, uśmiechając się lekko.
— Ja jako kocię wymknąłem się na zgromadzenie. Też nie byłem święty. Teraz jednak słucham się poleceń i nie robię już niczego ryzykownego. Kot uczy się na błędach, a kocięta muszą wiele rzeczy przetestować, by odkryć, kim są — pocieszył ją.
Pamiętała, jak wielkie zamieszanie wynikło z jego udziałem. Mimo wszystko w jej oczach od zawsze był spokojny i miły, na pewno nie można go było porównać przez wzgląd na wybryki do Diament.
Przełknęła ślinę. Nie chciała się godzić z tym, że zapewne popełniła w jej wychowaniu błąd, pozwalając jej na zbyt dużo.
— Niby prawda, ale większość nie sprawia aż takich problemów wychowawczych. No i teraz nie mamy liderki tyranki, to jest trochę... Łatwiej — dodała, krzywiąc się na myśl, co mogłoby być, gdyby szylkretka rozrabiała tak przy poprzedniej władzy.
— Nie martw się. Gdy zostaną uczniami, będzie ci na pewno lżej. Mentorzy przejmą obowiązki wychowawcze, a ty zajmiesz się sobą — stwierdził.
Sama już zapomniała, że była zastępcą. Pokiwała głową.
— No tak — powiedziała. — Wolę mieć jednak na nie czasem oko. Martwię się, że sobie nie poradzą — przyznała, choć brak wiary we własne dzieci nie był raczej niczym dobrym.
— A coś cię niepokoi? Jelonek jest... nieco grubiutki, ale jak zacznie rosnąć, to na pewno to zniknie. A teraz, gdy jest głód to atut — palnął, co spotkało się z jej lekko skrzywionym spojrzeniem. — Diament jest silna, też raczej nie umrze. Znaczy... ugh... Nie martw się na zapas, bo stres szkodzi zdrowiu — dodał pospiesznie.
— Nie martwię się aż tak. Ale jeśli będzie tak utrudniać wszystkim życie dalej, to nie zdziwię się, jeśli Kamień będzie chciała ją kiedyś... wygnać — wykrztusiła z trudem.
Nie wyobrażała sobie takiej straty, ale była świadoma, że jeśli szylkretka nie przystopuje ze swoimi żarcikami, to czarnej puszczą nerwy i skończy się to tragicznie.
— Wyrośnie z tego. Jesteś dobrą matką, po prostu masz wiele na głowie. Tak się zdarza... — zawahał się, jakby chciał coś więcej powiedzieć, ale w końcu uciął ten temat. — A jak się czujesz? Ta Pora Nagich Drzew jest potworna. Mało co udaje się złapać — fuknął, patrząc z lekkim oburzeniem w stronę wyjścia, które w sporej mierze przysypane było białym puchem.
— Dziwnie. Niby bywało zimniej, ale dawno stos nie lśnił takimi pustkami. Myślałam wcześniej, by być z dziećmi do ostatnich chwil ich młodości, jednak czuję się źle z tym, że nie mam jak wspomagać klanu. Wkrótce wracam do aktywnych polowań. Będę szukać uparcie, chociażby dla nich — rzuciła z westchnięciem, spoglądając po raz kolejny na swoje pociechy.
<Węgiel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz