Rudzik niepewnie rozglądał się po otoczeniu. Ta cisza była stresująca i niezręczna. Żałował, że ich rozmowa zeszła na temat Klanu Burzy. Choć nie tylko oni byli ich oprawcami na wojnie, tak ta druga strona nie zaszła mu aż tak bardzo za skórę. Wilczaki były dziwne i to już pojął dawno. Nie wiedział, od kogo wyszła inicjatywa zaatakowania ich, ale nie wątpił, że ci byli łasi na dodatkowe tereny.
Poza tym nie miał znajomych wśród nich. A patrząc na tych pierwszych, w głowie wciąż przelatywały mu wspomnienia z Rozżarzonym Płomieniem. Niegdyś był pewny, że dla kocura zrobiłby wszystko. Tęsknił za ciepłem rudego futra przy swojej mordce, za każdą okazaną czułością i liźnięciem w czubek głowy. Nie tylko miłe słówka padające z pyska Burzaka były dla niego błogosławieństwem. Kiedyś wystarczyło mu chociażby zwykłe „hej”, aby łapy miękły mu z wrażenia.
Te myśli zaczynały go dobijać. Skrzywiony otrzepał się, próbując przepędzić je ze swojej głowy.
— Umm, ładny księżyc o tej porze, prawda? Taki jasny. — Podjął się desperacko rozmowy, gapiąc się na wyjątkowo rozgwieżdżony nieboskłon.
Spostrzegł, że i czekoladowy podnosi wzrok ku górze.
— Tak. Bardzo ładny. Możemy tu się zatrzymać, jak chcesz — mruknął. — A jak ty... się trzymasz, po wiesz czym? — spytał, co zbiło rudego z tropu. Ledwo co obiecał sobie nie myśleć o tym.
— Dobrze. Nie mam takiego wstrętu do wody jak ty, po prostu wmawiam sobie, że sam się prawie utopiłem podczas pływania, a nie, że to wina jakiegoś psychola — odparł.
Za bardzo kochał zanurzyć się w rzece bądź jeziorku, aby teraz pozwolić sobie na wykluczenie tej czynności z życia. Duszczenie się nie było niczym przyjemnym i wręcz czuł panikę na wspomnienie tak długich chwil bez możliwości zaczerpnięcia oddechu, ale starał się nie łączyć tego wspomnienia z wodą.
— To ciesz się. Ja nie umiem o tym tak myśleć — westchnął żółtooki, spuszczając wzrok na własne łapy. — Ciągle go widzę. Nie chcę odejść. To jak niekończący się koszmar.
Rudzik nie dopytywał, o kogo chodzi. Domyślał się, że w związku z tematem Rybka obawiał się Zajęczej Gwiazdy.
— Może zwalczysz to kiedyś, a paskudne uczucie minie — podsunął, choć w pocieszaniu był kiepski. — Wiesz, masz teraz Bławatkowy Potok, na pewno ci pomoże ci to wszystko przeżyć. Jak chcesz, to też możemy się przejść czasem nad rzekę — zaproponował niepewnie. — Pokażę ci na nowo dobre strony wody.
— Dziękuję — odparł krótko. — Postaram się to zwalczyć. Jeżeli tego nie zrobię, Krucza Gwiazda mnie wygna. Nawet jak nie chcę... muszę wejść do wody. Ale na to jeszcze za wcześnie... może kiedyś — gdybał.
— Możesz próbować sobie wmówić, że wody w Klanie Burzy są po prostu inne, w sensie, że gorsze. My mamy świetne rzeki, w których żaden Nocniak się nie utopi — zapewnił, co brzmiało raczej jak pocieszenie dla naiwnego kocięcia, aniżeli dorosłego wojownika z prawdziwą traumą.
— Magiczna rzeka? — zdumiał się. — To... to brzmi nieprawdopodobnie...
— Może "magiczna" to złe określenie zważywszy na to, że Krucza mówi tak o swoich bachorach — mruknął, uśmiechając się delikatnie. — Po prostu może spójrz na to z innej strony. Klan Nocy to inne miejsce, bezpieczniejsze, tu się wychowywałeś i tu od zawsze było bezpiecznie. Nie licząc Kruczej, to dalej jest.
Czekoladowy zamyślił się na moment, a nim zdążył coś powiedzieć, Rudzikowy Śpiew ziewnął szeroko.
— Przepraszam, chyba jednak jestem trochę zmęczony — wymamrotał. — Powinienem jednak wrócić do obozu i trochę się przespać — dodał, patrząc na niego przepraszająco, bo w końcu skrócił ich wspólny, nocny wypad.
Poza tym nie miał znajomych wśród nich. A patrząc na tych pierwszych, w głowie wciąż przelatywały mu wspomnienia z Rozżarzonym Płomieniem. Niegdyś był pewny, że dla kocura zrobiłby wszystko. Tęsknił za ciepłem rudego futra przy swojej mordce, za każdą okazaną czułością i liźnięciem w czubek głowy. Nie tylko miłe słówka padające z pyska Burzaka były dla niego błogosławieństwem. Kiedyś wystarczyło mu chociażby zwykłe „hej”, aby łapy miękły mu z wrażenia.
Te myśli zaczynały go dobijać. Skrzywiony otrzepał się, próbując przepędzić je ze swojej głowy.
— Umm, ładny księżyc o tej porze, prawda? Taki jasny. — Podjął się desperacko rozmowy, gapiąc się na wyjątkowo rozgwieżdżony nieboskłon.
Spostrzegł, że i czekoladowy podnosi wzrok ku górze.
— Tak. Bardzo ładny. Możemy tu się zatrzymać, jak chcesz — mruknął. — A jak ty... się trzymasz, po wiesz czym? — spytał, co zbiło rudego z tropu. Ledwo co obiecał sobie nie myśleć o tym.
— Dobrze. Nie mam takiego wstrętu do wody jak ty, po prostu wmawiam sobie, że sam się prawie utopiłem podczas pływania, a nie, że to wina jakiegoś psychola — odparł.
Za bardzo kochał zanurzyć się w rzece bądź jeziorku, aby teraz pozwolić sobie na wykluczenie tej czynności z życia. Duszczenie się nie było niczym przyjemnym i wręcz czuł panikę na wspomnienie tak długich chwil bez możliwości zaczerpnięcia oddechu, ale starał się nie łączyć tego wspomnienia z wodą.
— To ciesz się. Ja nie umiem o tym tak myśleć — westchnął żółtooki, spuszczając wzrok na własne łapy. — Ciągle go widzę. Nie chcę odejść. To jak niekończący się koszmar.
Rudzik nie dopytywał, o kogo chodzi. Domyślał się, że w związku z tematem Rybka obawiał się Zajęczej Gwiazdy.
— Może zwalczysz to kiedyś, a paskudne uczucie minie — podsunął, choć w pocieszaniu był kiepski. — Wiesz, masz teraz Bławatkowy Potok, na pewno ci pomoże ci to wszystko przeżyć. Jak chcesz, to też możemy się przejść czasem nad rzekę — zaproponował niepewnie. — Pokażę ci na nowo dobre strony wody.
— Dziękuję — odparł krótko. — Postaram się to zwalczyć. Jeżeli tego nie zrobię, Krucza Gwiazda mnie wygna. Nawet jak nie chcę... muszę wejść do wody. Ale na to jeszcze za wcześnie... może kiedyś — gdybał.
— Możesz próbować sobie wmówić, że wody w Klanie Burzy są po prostu inne, w sensie, że gorsze. My mamy świetne rzeki, w których żaden Nocniak się nie utopi — zapewnił, co brzmiało raczej jak pocieszenie dla naiwnego kocięcia, aniżeli dorosłego wojownika z prawdziwą traumą.
— Magiczna rzeka? — zdumiał się. — To... to brzmi nieprawdopodobnie...
— Może "magiczna" to złe określenie zważywszy na to, że Krucza mówi tak o swoich bachorach — mruknął, uśmiechając się delikatnie. — Po prostu może spójrz na to z innej strony. Klan Nocy to inne miejsce, bezpieczniejsze, tu się wychowywałeś i tu od zawsze było bezpiecznie. Nie licząc Kruczej, to dalej jest.
Czekoladowy zamyślił się na moment, a nim zdążył coś powiedzieć, Rudzikowy Śpiew ziewnął szeroko.
— Przepraszam, chyba jednak jestem trochę zmęczony — wymamrotał. — Powinienem jednak wrócić do obozu i trochę się przespać — dodał, patrząc na niego przepraszająco, bo w końcu skrócił ich wspólny, nocny wypad.
<Rybko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz