Sześć księżyców bez wypowiedzenia słowa do kogokolwiek dorosłego. To wcale nie było tak straszne, jak się wydaje. Uniknęła w ten sposób wielu głupot. Nigdy nie musiała się tłumaczyć, większość brała ją po prostu za niemą. A to z automatu zwalniało ją z wielu zajęć, których nie lubiła - jak na przykład rozmawiania z innymi kotami. Albo tłumaczenia, dlaczego wpatruje się w to piórko tak intensywnie. Takie życie to sielanka. Cieszyła się, że jako małe, niemyślące chuchro nigdy jej się nic nie wymsknęło. To potęgowało cały efekt. Dodatkowo miała bardzo fajne rodzeństwo, w odróżnieniu do młodszych bachorów w kociarni, którym nie raz trzeba było przetrzepać futra, żeby nauczyły się, kto tu rządzi i kogo się mają słuchać. Ta dzisiejsza młodzież...
Obecnie ona, Łezka i Deszczyk czekali na ceremonię. Toń niekoniecznie chciała zostawać uczennicą - oznaczałoby to utratę kocięcych przywilejów, jak jedzenie ze stosu kiedy się chce, czy zawsze ciepłe i bezpieczne legowisko. A przy okazji jeszcze generowało to pewien problem. Albowiem skoro dostanie mentora, to ciężej będzie się do niego nie odezwać. No chyba, że załapie za pierwszym razem aluzję, że niebieska kotka nie gada i już. To było jak najbardziej możliwe, a nawet dla niej najlepsze. Nie miała pewności, do czego wykorzysta jeszcze swoje wieczne milczenie, ale z pewnością jej się ono kiedyś przyda.
Tej zimnej nocy Deszczyk i Łezka jeszcze spali. I dobrze. Lubiła ich, ale niekoniecznie byli jej do szczęścia potrzebni. Niebieskooka odsunęła się powoli od matki i spokojnym krokiem wyszła z kociarni. Wszyscy spali, a ona była ostrożna - było więc łatwo. Stanęła w miejscu, gdzie ścieżka była wydeptana, a śniegu nie było wcale. Rozejrzała się po zmorzonym snem obozie. Księżyc był już sporo dalej, niż w czasie swojego górowania. Często wychodziła po nocach, aby zwyczajnie posiedzieć sobie w ciszy, o którą w kociarni było ciężko. Lubiła takie wyjścia. Rzadko kiedy jej ktokolwiek przeszkadzał, większość kotów już zauważyła, że to ta, co nie mówi. Dlatego też kompletnie nie spodziewała się, że ktokolwiek mógłby się tu pojawić.
Obecnie ona, Łezka i Deszczyk czekali na ceremonię. Toń niekoniecznie chciała zostawać uczennicą - oznaczałoby to utratę kocięcych przywilejów, jak jedzenie ze stosu kiedy się chce, czy zawsze ciepłe i bezpieczne legowisko. A przy okazji jeszcze generowało to pewien problem. Albowiem skoro dostanie mentora, to ciężej będzie się do niego nie odezwać. No chyba, że załapie za pierwszym razem aluzję, że niebieska kotka nie gada i już. To było jak najbardziej możliwe, a nawet dla niej najlepsze. Nie miała pewności, do czego wykorzysta jeszcze swoje wieczne milczenie, ale z pewnością jej się ono kiedyś przyda.
Tej zimnej nocy Deszczyk i Łezka jeszcze spali. I dobrze. Lubiła ich, ale niekoniecznie byli jej do szczęścia potrzebni. Niebieskooka odsunęła się powoli od matki i spokojnym krokiem wyszła z kociarni. Wszyscy spali, a ona była ostrożna - było więc łatwo. Stanęła w miejscu, gdzie ścieżka była wydeptana, a śniegu nie było wcale. Rozejrzała się po zmorzonym snem obozie. Księżyc był już sporo dalej, niż w czasie swojego górowania. Często wychodziła po nocach, aby zwyczajnie posiedzieć sobie w ciszy, o którą w kociarni było ciężko. Lubiła takie wyjścia. Rzadko kiedy jej ktokolwiek przeszkadzał, większość kotów już zauważyła, że to ta, co nie mówi. Dlatego też kompletnie nie spodziewała się, że ktokolwiek mógłby się tu pojawić.
<zapraszam kogokolwiek wink wonk>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz