W Porze Zielonych Liści
“Sałatkowa Łapa… jedyna normalna z tego patrolu! Chyba będę skazana na trzymanie się blisko niej i z dala od tych dwóch żuczych bobków” pomyślała, wychodząc ze swojego legowiska, aby na obozowej polanie dostrzec świętą trójcę. Na jej pysku pojawił się grymas, którego nawet nie próbowała ukryć. Niechętnie podeszła do zgromadzonych kotów, gotowych już na patrol. Jako pierwszy ostre spojrzenie posłał jej bury kocur. Zalotka miała ochotę wystawić mu język albo opluć, ale to byłoby zbyt dziecinne zachowanie.
— Spóźniłaś się — stwierdził twardo. Jego głos był szorstki, a także w niewielkim stopniu zawiedziony. Zalotna Krasopani ze świstem wypuściła powietrze ze swoich płuc.
— Uwierz mi, ja też się cieszę na nasz wspólny patrol — miauknęła ironicznie i wyszczerzyła swoje ząbki w stronę wojownika. Nikły Brzask prychnął w odpowiedzi, ale nie raczył się odezwać.
— Ruszamy — nakazał nagle Blade Lico. Wszystkie koty odwróciły się w stronę wyjścia z obozu i marszem zaczęły zmierzać w jego stronę. Zalotna Krasopani miała ochotę dogryzać buremu kocurowi na każdym kroku, ale za każdym razem zaciskała zęby. Nie mogła wyjść na gorszą od niego, dokuczając mu jak mały, naburmuszony kociak. Cały czas tylko czekała aż Nikły Brzask sam jej podpadnie albo będzie zachowywał się niemiło, ale taki moment nie nastawał. Buras wyszedł na przód patrolu, przez co pomiędzy szylkretką a nim, było teraz kilka lisich ogonów odległości. Zalotna Krasopani prychnęła pod nosem i schyliła głowę, niechętnie podążając za przewodzącym Nikłym Brzaskiem.
— Najpierw przejdziemy się nad jezioro, tam zapolujemy — stwierdził Blade Lico, gdy wszystkie koty opuściły już obóz i oddaliły się od niego na odległość kilku długości drzewa. Zalotna Krasopani odwróciła głowę od reszty kotów i przewróciła oczami.
“Nad wodę im się zachciało!” pomyślała. Raczej niezbyt często odwiedzała tamte tereny, a poza tym to nie przepadała za bardzo za wodą. Kto wie, co się czai w jej odmętach?
“Nie będzie tak źle, skoro obóz leży blisko jeziora. Chyba że stwierdzą, że upolowana tam zwierzyna wciąż im nie wystarcza” westchnęła. Było dziś ciepło, więc powinno im się udać, zaopatrzyć w całkiem pokaźną sumę zdobyczy, ale skoro był tu Nikły Brzask, to pewnie dla niego nigdy nie będzie wystarczająco! Szylkretka już widziała jego zawiedzioną i wiecznie niezadowoloną minę. Słabo jej się robiło na samą myśl o słowach, które mógł na tym patrolu wypowiedzieć bury kocur.
— A później przejdziemy się do opuszczonego obozowiska — dodał Nikły Brzask.
“No proszę! Już się rządzi i wymyśla jakieś dzikie trasy” pomyślała. Już ją łapy bolały, a nawet nie odbyli jedną czwartą tego patrolu.
— To może później wrócimy już do obozu? — szylkretka zaproponowała, bojąc się o to, że jeden z nich może jeszcze wymyślić kolejne miejsce docelowe. Nikły Brzask odchrząknął.
— Nie. Potem udamy się nad granicę z Klanem Burzy i pójdziemy nią aż do granicy z Klanem Klifu. Dopiero potem wrócimy do obozu — mruknął, a w jego głosie było słychać dumę.
— Najlepiej jeszcze o Potworną Przełęcz zahacz! Upolujemy więcej zwierzyny, niż nam się w pyskach zmieści, a poza tym dziś nie odnawiamy oznakowań zapachowych, więc po co chcesz na siłę wybierać się nad granicę? — zaprotestowała. Cała czwórka kotów zatrzymała się w miejscu.
— Świetny pomysł! Właśnie tak zrobimy, udamy się nad Potworną Przełęcz — miauknął bury kocur. Szylkretka postawiła krok w jego stronę i wyszczerzyła kły. Miała ochotę rozerwać wojownikowi cały pysk i gardło, ale wiedziała, że teraz nie mogła. Nie przy Bladym Licu i Sałatkowej Łapie.
— Uspokójcie się! Zachowujecie się jak małe kocięta — wtrącił się Blade Lico. Zalotna Krasopani spiorunowała go wzrokiem.
— Ale natychmiastowa reakcja! Zdążyłabym go zrównać z ziemią, zanim ty w ogóle byś ten pysk otwarł — warknęła w jego stronę. Biały kocur zmarszczył brwi.
— Zaraz odeślemy cię do obozu, a tam Wieczorna Gwiazda wymierzy ci odpowiednią karę — zagroził. Wojowniczka parsknęła i zrobiła kilka kroków do tyłu, oddalając się od Nikłego Brzasku.
— Tylko się nie pozabijajcie. Klan liczy na to, że przyniesiemy im świeżą zwierzynę — mruknął.
“Ta zwierzyna zdąży już spleśnieć, zanim my ten patrol skończymy!” pomyślała. Na chwilę pomiędzy czwórką kotów zapadła cisza, którą w końcu przerwał Nikły Brzask.
— Nie ma co tu tak stać. Idziemy — rozkazał i zaczął iść w stronę jeziora, reszta kotów poszła w jego ślady. Jedynie Zalotna Krasopani na początku nie chciała go słuchać, a dopiero później zaczęła powoli się za nimi włóczyć. Szła na samym końcu, w odległości kilku zajęczych susów od przedostatniego kota, czyli Sałatkowej Łapy. Szylkretka wolała trzymać się z daleka od dwójki kocurów, bo sam widok ich futra zaczynał ją już irytować.
“Następnym razem nie pójdę na taki patrol. Wolę umrzeć niż drugi raz musieć spędzić tyle czasu z tak potworną ekipą!” westchnęła.
Koty po jakimś czasie dotarły wreszcie nad jezioro. Tu las zaczął się przerzedzać, a Zalotna Krasopani poczuła piach pod swoimi łapami. Był przyjemny dla jej poduszek, ale ciężko się w nim poruszało. Bieganie po nim byłoby trochę niewygodne, a tym bardziej polowanie na jakąkolwiek zwierzynę.
“Czy ktoś normalny w ogóle wybiera to miejsce na patrol?” zaczęła się zastanawiać. Jak już, musieliby wrócić w głąb lasu i dopiero tam spróbować swoich sił. Jak na razie Blade Lico i Nikły Brzask brnęli dalej, nie mówili nic o łapaniu zwierzyny. Nie próbowali nawet węszyć, może mieli jakiś spisek? Może wcale nie chodziło im o polowanie, a o to, aby biedna Zalotka zmarła z wycieńczenia? Tego już było za dużo!
— Ile jeszcze będziemy tak chodzić? Jest ciepło, zwierzyny wszędzie pełno! Nie musimy się nawet starać, wystarczy stanąć w pierwszym lepszym miejscu i zwierzyna zacznie nam się pchać do łap! — stęknęła, na co dwa kocury zatrzymały się jak wryte.
— Może i masz rac-
— Będziemy chodzić tyle, ile będzie trzeba — Nikły Brzask przerwał Blademu Licu. Biały wojownik wyglądał na zirytowanego, ale cały czas milczał. Zalotna Krasopani spojrzała na niego wyczekująco wzrokiem. Jeśli ktoś ma przemówić do rozumu temu upartemu kocurowi to tylko Blade Lico, który niestety… wybrał spokój. Po prostu przytaknął na słowa burasa, dlatego szylkretka postanowiła, że musi wziąć sprawę w swoje łapy.
— Żartujesz sobie, prawda? Marnujesz tym swój i mój czas, a także i czas Bladego Lica oraz Sałatkowej Łapy. To patrol łowiecki, a nie jakiś beztroski spacerek — prychnęła.
— Jak potrzebujesz przemyśleć jakieś głupie sprawy, to rób to w samotności, a nie teraz zawracasz dupę wszystkim naokoło — dodała, widząc, że nikt nie próbuje ją uciszyć. Nikły Brzask patrzył na kotkę z oczami, w których płonął żywy ogień. Atmosfera zaczęła się zagęszczać, aż w końcu buras napiął mięśnie i skoczył na Zalotkę. Wojowniczka przeraziła się tak nagłego ataku, przez co wydarła się na całe gardło. Grupa wron wzbiła się w powietrze, aż dało się słyszeć przeraźliwe krakanie. Nie minęła nawet chwila, a kotka poczuła, jak zanurza się w jeziorze. Jej pysk natychmiast został zalany przez wodę. Zaczęła panicznie przebierać łapami, próbując wydostać się na powierzchnię, aby zaczerpnąć trochę powietrza. Chciała krzyczeć, wyzywać i przeklinać Nikły Brzask, ale czuła jak jego łapy przyciskają ją do dna. To był istny koszmar. Zalotna Krasopani czuła, że powoli opuszczają ją już siły, a w płucach kończy jej się tlen. Właśnie wtedy bury kocur rozluźnił uścisk i cofnął się na brzeg. Szylkretka szybko wynurzyła się spod tafli wody. Była przerażona, jej serce zaczęło bić dwa razy szybciej niż wcześniej.
— Jesteś okropny! — wydyszała, wychodząc na brzeg, aby stanąć zaraz przed Nikłym Brzaskiem.
— Ty lisi bobku! Masz łasicze serce! Jesteś okrutny, mogłam przez ciebie umrzeć! — krzyknęła.
— Dobra, dosyć tej zabawy! Myślałem, że takie awantury są na poziomie żłobka i szybko to zrozumiecie. Najwidoczniej to trochę ciężkie do przyswojenia dla waszych mysich móżdżków — wtrącił się Blade Lico. Zalotkę zalała fala wstydu. Naprawdę poczuła się teraz jak skarcone kocię. Tak czy siak, Nikły Brzask powinien wstydzić się bardziej, w końcu to on był tu najstarszy.
— Nic jeszcze nie upolowaliśmy, nie możemy wrócić do obozu z pustymi łapami. Albo się uspokoicie i zaczniecie pracować, albo opowiem przywódczyni o wszystkim, co tu dziś odwaliliście — syknął. Z tyłu można było usłyszeć cichy chichot Sałatkowej Łapy. Biały kocur rzucił na nią okiem.
— A ty, Sałatkowa Łapo, wcale nie jesteś lepsza od nich. Z szacunku do moich nerwów mogłabyś zachować swoje zbędne reakcje dla siebie — miauknął ostro, na co czarno-biała kotka westchnęła.
— Niech ci będzie — mruknęła po jakimś czasie.
— Dobra. Zacznijmy już w końcu polować, zanim znowu coś odwalicie. Najlepiej by było, gdybyśmy po prostu się rozdzielili i zajęli swoimi sprawami. Macie tu za chwilę być z przynajmniej jedną ofiarą w pysku — zarządził biały kocur. Cała reszta przytaknęła mu głową i po chwili wszyscy rozeszli się w swoje strony.
“Obym tylko po drodze nie spotkała tego przegrywa” pomyślała.
“Rozerwałby mnie na strzępy! A potem wmówiłby innym, że to wina jakichś lisów, albo psów” założyła.
Kotka zaczęła chodzić po lesie, ale nie mogła skupić się na upolowaniu żadnej zwierzyny. Nie potrafiła nawet niczego wywęszyć, bo wszystkie zapachy myliły jej się od natłoku emocji. Każdy chłodny powiew powietrza przyprawiał ją o dreszcze, ponieważ jej futro całe było nasiąknięte wodą. Przez jej głowę przechodziło teraz kilkaset myśli, a przed oczami miała mroczki.
“Co tak właściwie stało się przed chwilą?” spytała samej siebie, siadając pod najbliższym krzewem, aby na chwilę odpocząć. Zgarbiła się i opuściła głowę.
“Jak jeszcze raz ten głupek mnie zaczepi, to tego surowo pożałuję! Powiem wszystkim, co ten lisi bobek odwala na co dzień! Dziwne, że jeszcze ani razu nie widziałam go z karnym imieniem, chyba najwyraźniej przy innych potrafi trzymać swoje emocje na wodzy” prychnęła, po czym odwróciła się w stronę jeziora. Niechętnie wstała i nieco spokojniejsza zaczęła wypatrywać ofiary. W końcu padło na wiewiórkę. Zalotna Krasopani na upolowanie tej wiewiórki użyła całej swojej dotychczas zdobytej wiedzy, ponieważ nie miała ochoty szukać następnej. Przyczaiła się na te rude stworzenie i szybko pozbawiła go życia, chcąc mieć już to z głowy. Po tym wzięła drobne zwierzątko do pyska i wróciła na miejsce spotkania. Siedział już tam Blade Lico, który nie raczył się odezwać. Oba koty siedziały w milczeniu, dopóki nie wrócił Nikły Brzask, a zaraz potem Sałatkowa Łapa.
— Ruszamy dalej — burknął Blade Lico i ponownie koty ruszyły w dalszą podróż.
W pewnym momencie Zalotce zaczęło już się nudzić. Szlajali się po terytorium już od jakichś dobrych dwóch godzin i wcale im się nie nudziło! To był skandal, ale nikt nie miał odwagi narzekać. Nawet gdzieś tam kątem oka szylkretka dostrzegła jak Sałatkowa Łapa coraz wolniej i sztywniej stawia swoje kroki. Na pewno bury kocur robił to wszystko specjalnie, aby celowo uprzykrzyć życie Zalotnej Krasopani, ale w takim razie, po co wkręcał też w to wszystko niewinne koty? Czym mu zawinił Blade Lico, czy właśnie wspomniana przed chwilą uczennica? To nie mogło tak dłużej wyglądać, dlatego wojowniczka w pewnym momencie zwolniła kroku i dorównała Sałatkowej Łapie. Gdy już znajdowała się tuż obok niej, stanęła jej przed pyskiem i zmusiła do zatrzymania. Czarno-biała kotka westchnęła głośno, po czym zmarszczyła brwi.
— Rusz się z drogi — otrzymała w odpowiedzi od zmęczonej chodzeniem kotki. Zalotna Krasopani pokręciła powoli głową.
— Ja tylko próbuję ci pomóc! — szepnęła w stronę kotki, gorączkowo szukając wzrokiem Bladego Lica i Nikłego Brzasku. Szylkretowa kotka miała w planach zwiać z patrolu i wrócić do obozu albo tylko na chwilę odpocząć i potem do nich wrócić. Dwa kocury nie mogły ich teraz przyłapać, bo pewnie kazaliby im wracać na swoje miejsca, a wtedy nici z ucieczki.
— Niby w jaki sposób pomóc? Jak na razie to mi przeszkadzasz — odparła Sałatkowa Łapa poirytowanym głosem i tupnęła przednią łapą, robiąc krok do przodu. Wojowniczka uśmiechnęła się w stronę kotki.
— Nie chciałabyś się stąd wyrwać? Jak na razie nie zapowiada się na to, aby patrol miał się w najbliższym czasie skończyć, a widzę, że już ci łapy odpadają — mruknęła, próbując brzmieć bardzo przekonująco. Czarno-biała kotka zamyśliła się na chwilę, wciąż patrząc na Zalotkę ze zmrużonymi oczami.
— Wcale nic mnie nie boli! — stwierdziła po jakimś czasie. Twarz szylkretki nieco zrzędła.
— Nie daj się prosić — wojowniczka odparła krótko. Na licu Sałatkowej Łapy zagościł zadziorny uśmiech.
— No dobra, ale jak chcesz to zrobić? Przecież się skapną, że zniknęliśmy — spytała, unosząc jedną brew do góry. Szylkretka obejrzała się dookoła, po dwóch kocurach nie było już żadnego śladu.
— Powiemy, że się zgubiłyśmy i postanowiłyśmy dokończyć patrol same — zaproponowała. Taki plan wydawał się nawet dobry jak na pierwszy lepszy, tylko pewnie Nikły Brzask i Blade Lico nie przyjęliby takiej wymówki z uśmiechem.
— A może masz jeszcze jakiś pomysł? — spytała Sałatkowa Łapa. Szylkretka zamyśliła się na chwilę, zaczynając skrobać coś w ziemi.
— Tak właściwie to nie bardzo. Może powiemy, że coś nas zaatakowało? Albo, że spotkaliśmy jakiegoś samotnika na terenach i poszliśmy go przepędzić? — mruknęła po jakimś czasie. Wszystkie propozycje wydawały się dla niej głupie, ale niemniej głupsze niż idea niekończącego się patrolu.
— Tylko wtedy… cóż, chyba musielibyśmy zrobić sobie kilka zadrapań, co chyba nie jest warte tego skróconego patrolu — westchnęła. Sałatkowa Łapa też zdawała się myśleć nad jakimś mądrym planem, ale nie było to łatwe, szczególnie z takimi zrzędami na karku.
— No cóż, chyba będzie najlepiej, jak wybierzemy ten pierwszy sposób — stwierdziła Sałatkowa Łapa. Zalotna Krasopani przytaknęła głową.
— Chodźmy, musimy stąd zwiać, zanim zaczną nas wołać, lub, co gorsza, szukać — miauknęła, wstając i zaczynając szybko przeciskać się przez krzaki. Starała się obrać taką trasę, na której będzie miała pewność, że nie spotka ani Bladego Lica, ani Nikłego Brzasku.
— Nie śpiesz się tak! Łapy mnie już bolą przez ten patrol, a ty jeszcze chcesz biegać! — usłyszała gdzieś za sobą. Trochę się zdziwiła, Sałatkowa Łapa musiała być dosyć daleko.
— Sałatkowa Łapo, gdzie jesteś? — szepnęła, rozglądając się po lesie. Wśród drzew nie mogła jednak dostrzec swojej towarzyszki.
— Sałatkowa Łapo! — krzyknęła po jakimś czasie. Jakimś cudem nie potrafiła wyłapać jej zapachu, co bardzo ją niepokoiło. W odpowiedzi nie dostała nic, no może oprócz ćwierkania ptaków.
“Co jest! Gdzie ona zniknęła?” pomyślała. Jej ogon delikatnie drgał z poddenerwowania.
— Nie żartuj sobie, Sałatko! Wcale mnie to nie śmieszy! — warknęła, kręcąc się w miejscu.
— Wiesz co? Ja stąd zwiewam, nie wiem jak ty! — stwierdziła, wbijając pazury w ziemię. Zacisnęła zęby i ostatni raz rozejrzała się po lesie, ale wciąż nie dostrzegła czarno-białej kotki.
“Znajdzie drogę do obozu… Mam nadzieję” westchnęła i zaczęła powolnym krokiem snuć się w miejsce docelowe.
“Oby tylko nie wróciła na patrol i o wszystkim im opowiedziała. To byłby mój koniec!” przeraziła się. Przyspieszyła nieco, chcąc już wygodnie ułożyć się w swoim posłaniu i usnąć, aby zapomnieć o wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło. Miała już serdecznie dość tego dnia, niech na wieki wieków pozostanie on przeklęty i niech nigdy się nie powtarza.
Zmartwiona kotka wkroczyła do obozu. Burego ani białego kocura tu nie było, zresztą czarno-białej kotki także. Ciekawe gdzie się podziali? Teraz Zalotna Krasopani nie miała ochoty o tym myśleć, dlatego po prostu udała się w stronę legowiska. Łapy stawiała bardzo ciężko i nieporadnie, a głowę miała opuszczoną.
— Zalotko! — usłyszała czyjś głos, a właściwie nie czyjś, lecz Prążka. Postawiła uszy do góry, a na jej pysku zagościł ciepły uśmiech. Odwróciła się w stronę srebrnego kocura i jedynie usiadła na ziemi, czując, jak łapy pulsują jej ze zmęczenia.
— No hej, jak się dziś czujesz? — spytała. Uczeń rozsiadł się obok niej.
— Dobrze, ale to nieważne
— A ty nie powinnaś być teraz na patrolu? — spytał. Serce szylkretki zabiło mocniej i odruchowo zaśmiała się nerwowo.
— Być może… — westchnęła wstydliwie. Gdyby tylko nie miała futra, pewnie cała zrobiłaby się czerwona.
— To dlaczego tu jesteś? Coś się stało? — kocur spytał, w jego głosie słychać było troskę. Wojowniczka oparła łeb na jego barku, zadowolona z faktu, że Prążkowana Łapa się o nią martwi.
— Właściwie… to tak
— Najpierw wpadłam do wody i prawie się utopiłam! Ale to był sam początek patrolu, więc nie mogłam po prostu wrócić do obozu, więc poszłam polować dalej — mruknęła. Pominęła moment, w którym to Nikły Brzask trzymał ją siłą pod wodą. Nie chciała z tego robić niepotrzebnej awantury.
— No, a poza tym trwał trochę za długo. Pomyślałam, że dobrym pomysłem będzie się z niego wyrwać… — przyznała się. Czuła się jak największy głupek.
— Teraz chyba tego żałuję. Chciałam wkręcić też Sałatkową Łapę, ale ona zgubiła się po drodze. Próbowałam ją odszukać, ale ona po prostu przepadła!
— Mam tylko nadzieję, że nie wróciła do reszty patrolu i nie powiedziała im o tym wszystkim! — westchnęła. Prążkowana Łapa położył ogon na jej plecach, na co Zalotna Krasopani podniosła głowę.
— Jestem pewny, że nic poważnego się nie stanie. Nie mogą cię przecież wyrzucić z klanu za to, że zmęczyłaś się po kilku godzinach nieustannego chodzenia i polowania! — stwierdził, próbując dodać swojej przyjaciółce otuchy. Wojowniczka polizała go kilka razy za uchem.
— Ty zawsze wiesz jak mi pomóc. Co ja bym bez ciebie zrobiła! — zaśmiała się. Srebrny kocur odwrócił się od niej, widocznie zawstydził się od jej pochwały. Przez moment oba koty siedziały w milczeniu. Zalotna Krasopani nagle poczuła silny stres, ale nie wiedziała z jakiego powodu. Wbiła pazury w ziemię, starając się nieco uspokoić. Z tyłu głowy miała wrażenie, że zaraz stanie się coś złego. Nie mogła odeprzeć od siebie tej myśli, a była zbyt przestraszona, żeby miauknąć cokolwiek do Prążkowanej Łapy.
— Chyba… chyba idą — wydukała po jakimś czasie. Uczeń zwrócił głowę w jej stronę, na jego pysku widniało zakłopotanie.
— Słucha–
Do obozu weszły nagle dwa kocury. Jednym z nich był, oczywiście, Blade Lico, a drugim, nikt inny, jak sam Nikły Brzask. Biały kocur szybko skierował się w stronę legowiska wojowników i tylko na chwilę zatrzymał się obok Zalotki. Nie powiedział nic jednak, a tylko ruszył dalej i zanurzył się w półmroku legowiska. Zaraz potem szylkretka skrzyżowała wzrok z burasem.
— Co ty tu robisz! — krzyknął w jej stronę. Zalotka najeżyła sierść na karku.
— Prążku, proszę, trzymaj mnie — szepnęła mu do ucha, jej głos cały drżący z emocji. Wojowniczka podniosła się z miejsca, gdy tylko Nikły Brzask zaczął zbliżać się w jej stronę. Starała się wyglądać na dumną i odważną, ale nie mogła ukryć faktu, że łapy się pod nią uginały.
— Słucham? Masz jakiś problem? — spytała, jej głos był całkiem wypruty z emocji, na co sama się zdziwiła. Spodziewała się tego, że będzie brzmieć jak mały, przerażony kociak. Nikły Brzask zatrzymał się kilka lisich ogonów od szylkretki. Wyglądał na wykończonego patrolem.
— Później pogadamy — prychnął niechętnie, po czym ominął Zalotkę i, tak samo jak Blade Lico, wszedł do legowiska.
npc: Blade Lico, Nikły Brzask, Sałatkowa Łapa, Prązkowana Łapa (Kita)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz