Zastanawiała się, co mogła znaczyć ta nagła, niewidzialna fala, która zaatakowała je. Pamiętała, że na początku było tak spokojnie, ale strasznie cicho. A potem… nie mogła oddychać. Coś ją ścisnęło za gardło. Nie wiedziała, z której strony nadszedł atak. I… niebo się jakby oddaliło. A gwiazdy z niego zniknęły. I to najbardziej przerażało asystentkę medyczki, która ledwo się powstrzymywała przed jeżeniem sierści z niepokoju w powrotnej drodze do obozu.
Spróbowała kawałek po kawałku zinterpretować sen i połączyć go z wizjami z ostatnich księżyców. Niewidzialna fala musiała oznaczać atak ze strony, której Klan Klifu najmniej by się spodziewał. A może chodziło o dwunożnych, którzy ostatnio tak bardzo hałasowali na Złotych Kłosach?
Uznała, że lepiej będzie, jeśli na razie nie będzie się jakoś specjalnie przejmować snem, potem jeszcze porozmawia z Ćmim Księżycem oraz innymi medyczkami i wtedy trochę więcej na ten temat pomyśli.
***
Podając nieco skromną porcję kocimiętki Śliwowej Ścieżce, któremu od jakiegoś czasu kaszel mocno dokuczał, zastanawiała się, czy w jej klanie nie wybuchła przypadkiem jakaś epidemia. Choroba kocura nie zachowywała się, jakby miała zaraz ustąpić, wręcz przeciwnie, zdawała się nasilać z każdym dniem. Liściaste Futro nie była pewna, co w takiej sytuacji ma robić. Nie chciała zużyć wszystkich ziół na jednego kota, ale wiedziała, że później zwalczenie choroby może się okazać jeszcze trudniejsze. Poprosiła Przyczajoną Kanię, aby na razie zwolnił kocura z wojowniczych obowiązków, żeby ten miał szansę odpocząć i zregenerować siły, które pomogą mu organizmowi zwalczyć wszelkie zarazki. Miała też oko na Gasnący Promyk, która także nieco pokasływała. Miała nadzieję, że to tylko drobne przeziębienie, ale w razie czego także i jej podała trochę leczniczych roślin. Martwiła się o swoją siostrzyczkę. To jedyna, która jej została. To znaczy, Księżycowy Blask wciąż żyła, ale ona znajdowała się w Klanie Nocy. Bardzo by chciała ponownie mieć kontakt z całą swoją rodziną, także z rodzicami, o których stanie nie miała żadnego pojęcia.
***
TW: wydrapanie oka
Liściaste Futro otworzyła oczy, rozglądając się z paniką po legowisku medyków, w którym się znajdowała. Przez chwilę nie wiedziała, co się dzieje, ale szybko uświadomiła sobie, że to, co przed chwilą przeżywała, to tylko sen. Odległe wspomnienie, które nagle do niej wróciło. Była strasznie zła na siebie. Gdyby tylko zareagowała szybciej… to się mogło nie wydarzyć. Nocny Kwiat wciąż mogła mieć obydwa oczy, być cała i zdrowa, a tak to…
Tak dawno nie myślała o swojej przyjaciółce. Nie chciała tego przed sobą przyznawać, ale zapomniała o niej. Jak mogła? To prawda, miała wiele spraw na głowie, ale Nocka prawdopodobnie wciąż tkwiła samotnie w Gnieździe Dwunożnej. Listek obiecała jej przecież, że jeszcze się kiedyś zobaczą, a więc musiała dotrzymać obietnicy, ale jak mogłaby to zrobić? Musiała zająć się swoim klanem. Wszystko byłoby lepiej, gdyby Nocny Kwiat urodziła się w Klanie Klifu. Miałaby o wiele przyjemniejsze życie.
Ta myśl sprawiła, że w głowie Listek zakiełkował pewien nowy, niezbyt mądry, ale jednak pomysł. A gdyby Nocka była w Klanie Klifu? Wystarczyłoby, że ktoś by ją przyprowadził. Na przykład pewna asystentka medyczki, która niedawno mianowała swoją uczennicę i ta mogłaby ją z powodzeniem zastąpić na krótki okres. Nie, to był bezsensowny pomysł. Ale kotka nie widziała lepszego. Wiedziała, że musi coś zrobić w sprawie swojej przyjaciółki, ale bała się konsekwencji. Srokoszowa Gwiazda na pewno się nie zgodzi. Ale… przecież nie musiała mu o niczym mówić. Ale wtedy byłby bardzo zły, a Liściaste Futro wolała uniknąć konsekwencji, zwłaszcza że już kiedyś uciekła z klanu, właśnie na tym zgromadzeniu, na którym Nocny Kwiat straciła oko. No ale… obietnica to obietnica. Trzeba było jej dotrzymać. A kotka obecnie nie widziała lepszego momentu na wymknięcie się z obozu.
Wyszła z legowiska medyków. Zaczynało już świtać. Wojownicy zebrani wokół Przyczajonej Kani dzielili się na grupki, które pewnie miały być patrolami. Kotka uznała, że przed wyruszeniem na wyprawę porządnie się naje, aby mieć dużo siły. Nie wiedziała przecież, ile czasu jej zajmie odnalezienie przyjaciółki.
A więc wzięła ze sterty zdobyczy mysz i pochłonęła ją szybko. Następnie skinąwszy głową Paprociowemu Zagajnikowi, którego właśnie mijała, wyszła z obozu i skierowała się w kierunku siedliska dwunożnych.
Zeschła trawa wydawała się bardzo szczęśliwa, kiedy była lekko wilgotna przez ciężką mgłę, która wisiała nieruchomo nad ziemią i utrudniała kotce widoczność. Tak samo wszystkie drzewa i krzaki musiały być mocno zadowolone, jednak Liściaste Futro nie była. Widziała zaledwie do długości lisa dookoła siebie, a wszystkie dźwięki, jak i zapachy zdawały się przytłumione.
Wiedziała, że aby dostać się do Siedliska Dwunożnych, musi przebyć długą drogę, a w dodatku przejść przez Złote Kłosy. To ją dosyć mocno niepokoiło, przez tę ilość dwunożnych i potworów ostatnio często się tam znajdujących. W dodatku ta mgła, która wszystko utrudniała, ograniczała pole widzenia… Miała nadzieję, że niedługo się rozwieje.
Truchtając w milczeniu przez terytorium Klanu Klifu, rozmyślała. A miała nad czym myśleć. Po pierwsze, czy uda jej się odnaleźć Nocny Kwiat? Ostatnio się widziały w gnieździe tej dwunożnej, która je wpuściła do środka na tym pechowym zgromadzeniu. Ale czy jej przyjaciółka nadal tam była? I czy Liściaste Futro pamiętała, jak się tam szło? Odróżni to jedno gniazdo od innych, które były praktycznie takie same?
Po drugie, jak zareagują Srokoszowa Gwiazda i reszta klanu? Co Listek miała im powiedzieć? Że to była wojowniczka Klanu Wilka czy że to zwykła samotniczka? Nie miała pojęcia. Uznała, że ustali to z Nocką.
***
Po długiej drodze dotarła do Siedliska Dwunożnych. Na szczęście Złote Kłosy udało jej się przebyć bezproblemowo, tak samo, jak całą resztę trasy. Teraz wystarczyło jeszcze tylko znaleźć gniazdo przyjaznej, starszej dwunożnej. Spróbowała sobie przypomnieć drogę, którą przemierzała wtedy, na tamtym zgromadzeniu. Na pewno długo szła Drogą Grzmotu, taką niezbyt ruchliwą… Rozejrzała się. Nie widziała nigdzie takiej. Była też przekonana, że nie wchodziła zbyt głęboko do Siedliska, a więc na razie zaczęła iść obrzeżem z nadzieją, że może niedługo znajdzie jakiś trop, który wskazałby jej, gdzie teraz ma podążać.
***
Wieczorem, kiedy słońce zachodziło już za horyzont, Liściaste Futro nareszcie odnalazła Drogę Grzmotu, która wydawała jej się znajoma i popędziła nią najszybciej, jak potrafiła. Po jakimś czasie, kiedy miała poczucie, że serce tak szybko bije jej w piersi, że zaraz wyskoczy i że jej poduszeczki łap chyba pościerały się aż do krwi, zdyszana i przemęczona, ze straszliwie bolącymi kończynami stanęła przed Gniazdem Dwunożnych, od którego dało się wyczuwać delikatny zapach Nocnego Kwiatu. Rozejrzała się, zastanawiając się, jak może wejść do środka, kiedy w przezroczystym otworze w ścianie gniazda zauważyła Nockę, która nieruchomo siedziała i obserwowała gwiazdy. Ogon Listek z nadzieją się podniósł i lekko nim zamachała, aby zwrócić na siebie uwagę przyjaciółki. Nagle poczuła ukłucie w brzuchu, którym były rozpacz i wyrzuty sumienia. No tak, przecież stała od złej strony. W takiej pozycji Nocny Kwiat nie mogła jej zauważyć. Ogon niebieskiej kotki z żalem opadł, ale po chwili potrząsnęła głową i zamiauczała najgłośniej, jak potrafiła, stając na tylnych łapach, a przednimi uderzając w ścianę gniazda dwunożnej.
< Nocko? >
Wyleczeni: Śliwowa Ścieżka, Gasnący Promyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz