– Masz jakiś… Plan? – spytał Piórolotek, a Karaś cicho westchnęła, nie wiedząc co odpowiedzieć. – Ostatnio na zgromadzeniu jakaś kotka cię szukała, znalazła cię?
– Masz na myśli… Północ? – zerknęła na byłego mentora niepewnie. – Nie wiedziałam, że się poznaliście… To moja przyjaciółka, często spędzamy razem czas na zgromadzeniach – wyznała. – Jest bardzo energiczna, przyjacielska, pozytywnie nastawiona do życia i świetnie spędza mi się z nią czas… Tak jakbym na chwilę mogła zapomnieć o wszystkim, odpocząć i po prostu czerpać przyjemność z życia… – zamilkła, trochę zawstydzona tym, że się tak rozgadała. No ale to w końcu była Północ, kotka którą Karaś zawsze wspominała z uśmiechem. Poprzednie pytanie kocura odłożyła sobie gdzieś w głębi umysłu, mając nadzieję że wymyśli lepszą odpowiedź mając więcej czasu.
– Nie jestem pewien, czy tak się nazywała... ani czy się przedstawiała. Szczerze powiedziawszy, niezbyt pamiętam – przyznał przepraszająco – Ale taka czarna... z przejaśnieniami popielatymi. Nie pamiętam koloru oczu. Chyba w ciemnych tonacjach? Ale z opisu raczej pasuje.
– To ona! – Machnęła ogonem z entuzjazmem. – Ma zielone oczy, ale na tle czarnej sierści to faktycznie czasem wydają się ciemniejsze. I jest super, mówię ci. Gdyby tylko była u nas w klanie wszystko byłoby inaczej, bo Północy to nawet Srocza Gwiazda by nie przegadała – oznajmiła całkowicie pewna siebie. Dopiero po chwili radość w jej oczach przygasła, a wzrok skierował się gdzieś na bok: – Plan, plan… Nie mam planu… Myślałam, że to wszystko będzie dużo prostsze.
Nie chciała mówić wprost, że obecna sytuacja już od dawna ją przerasta i przygniata, ale była pewna, że Piórolotek i tak częściowo o tym wie i ją rozumie. Dzielili podobną wrażliwość i podobne zaparcie w wierze, że kiedyś wszystko może się ułożyć, a przynajmniej że świat powinien był w ten sposób funkcjonować.
– Cóż, zawsze możemy poczekać aż coś się samo wydarzy – Kocur oddalił poważniejszy temat lekko, beztroskim tonem. – W końcu albo się coś stanie, albo wszystko się uspokoi, aż w końcu wszyscy zapomną o problemach. A wtedy... hm, zostaje nam improwizacja? – zakończył poprawiając się na liściach. – Ale to dobrze, że sobie znalazłaś przyjaciółkę! Zawsze jakieś urozmaicienie i pozytywne emocje.
Uśmiechnęła się, otulając się delikatnie ogonem. Pewnie niedługo będą musieli wracać, ale póki jeszcze są tutaj… Mogą udawać, że problemy nie istnieją i cieszyć się swoim własnym towarzystwem.
***
Straciła Kazarkę i Cyrankę. W kwestii pierwszej z kuzynek mogła mieć jeszcze nadzieję, że odnalazła szczęście, nawet jeśli nie z ojcem swoich kociąt, to chociaż ze swoim dzieckiem, które postanowiła zabrać ze sobą, wygnana z klanu. Cyranka jednak… Została bestialsko zamordowana przez lisy, w najbardziej okrutny, możliwy sposób. Karaś widziała to, co po niej pozostało i ten widok zmroził jej żyły i został z nią na długo, gdy zamykała powieki. Jej kuzynka nie zasługiwała na taki koniec, ledwo co zaczęła się godzić z utratą łapy i próbować wrócić do funkcji wojowniczki… Księżycowy Blask i Poranny Ferwor, jej wujek, również nie zrobili niczego złego, aby zasłużyć na tak okrutną śmierć… Gdzie był Klan Gwiazd? Cieszyła się, że chociaż Piórolotkowy Trzepot wrócił cały, jednak wydawał się kompletnie przybity tym co widział i zaczął unikać wszystkich bliskich kotów. Żałowała, że nie została posłana na ten felerny patrol. Nie wiedziała, czy gdyby tam była mogłaby coś zdziałać i uratować choć jedno życie więcej, ale część jej ciała ogarniała czysta wściekłość na myśl, że nie mogła w żaden sposób pomóc. Czy życie w klanie naprawdę było bezpieczniejsze niż samotnicze? Bliskie jej koty były na patrolu z samą zastępczynią, a jakoś nie była w stanie ich uratować. Taki właśnie był sens wybierania na zastępcę kota nie najsilniejszego tylko o odpowiednim kolorze futra i odpowiedniej rodzinie. Pazury Karaś same wysuwały się i wciskały w ziemię gdy tylko o tym myślała, nie powiedziała jednak niczego na głos, co mogłoby obwinić Tuptającą Gęś. Zbyt przejęta była stanem matki, która śmierć brata przyjęła tak źle, że zaczęło się mówić w klanie o jej przejściu do starszyzny oraz wycofaniem swojego byłego mentora.
Niespodziewanie po kilku dniach Piórolotek zaczął się zachowywać jak wcześniej, zagadując ją o piszczkę, którą jadła na śniadanie i wydając się całkiem zrelaksowany.
– Była całkiem smaczna…? – wyjąkała nie wiedząc co się stało i czego się spodziewać.
– To dobrze, cieszę się! – Piórolotkowy Trzepot machnął luźno ogonem. – A nie widziałaś gdzieś może Cyranki? Tak się składa, że miałem iść z nią na patrol…
Karaś znieruchomiała z przerażenia, patrząc na mentora szeroko otwartymi oczami.
– C-cyranki…? Ale o-ona… Ona nie żyje, Piórolotku, nie ma j-jej już – udało jej się wyjąkać, z trudem przełykając ślinę.
Ten jednak machnął ogonem jakby zniecierpliwiony:
– Nie powinnaś żartować w ten sposób, Karaś. To nie jest śmieszne. Poszukam jej sam.
I odszedł, tak jakby nie wydarzyło się nic szczególnego.
Karaś stała jeszcze długo w tym miejscu, starając się pozbierać. Czuła, że z psychiką Piórolotka stało się coś przerażającego i cholernie się tego obawiała.
***
Kolejne dni nie przyniosły wcale poprawy. Piórolotkowy Trzepot zachowywał się beztrosko, nie opuszczał jednak obozu i co gorsza… Albo się Karaś wydawało, albo rozmawiał ze zmarłymi kotami. Próbowała go delikatnie przekonać do wizyty u medyczek, ale ten reagował zdziwieniem na każdą sugestię, że coś jest nie tak. Przestała uświadamiać go o tragedii, która się wydarzyła, bo do kocura i tak nic nie docierało. Karaś czuła się zdołowana ilekroć na niego patrzyła.
– Piórolotkowy Trzepocie? – Zapytała nieśmiało, gdy kilka dni później odważyła się do niego podejść, gdy był sam.
Kocur spojrzał na nią pytająco.
– Ja… Chciałabym odejść, wiesz… Z Klanu Nocy.
– Oh.
Karasiowa Ławica nie była pewna jak odczytać jego wyraz pyszczka i poczuła się jeszcze gorzej.
– Mówię poważnie, Piórolotku, ja… Nie czuję się tu dobrze już od tak dawna, mam wrażenie, że marnuję swoje życie, a Klan Nocy nawet nie zapewnia nam szczególnego bezpieczeństwa, patrząc na te wszystkie tragedie… Chcę spróbować przekonać Skrzelika, żeby ze mną poszedł i znaleźć jakieś bezpieczniejsze miejsce, w którym wszyscy go będą akceptować i w którym będziemy szczęśliwsi… Znaleźć nowy dom.
Ucichła, czując w sobie mnóstwo emocji. Bała się krytyki, bała się tego, że odchodząc może zranić byłego mentora jeszcze bardziej. A mimo wszystko, po tym co spotkało Cyrankę, Księżycowy Duch i Poranny Ferwor czuła się zmotywowana do opuszczenia Klanu Nocy jak nigdy wcześniej.
[1086 słowa]
<Piórolotkowy Trzepocie? Karaś przyszła się pożegnać…>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz