— Nie możesz — westchnęła, krusząc marzenia kociaka — Mżawka to moje imię… Może Mewa?
Maluch zmarszczył swoje śliczne ślepka. Nie rozumiało czemu nie mogło nosić imienia takiego samego jak ich ulubiona mama. Przecież chciało być tak super jak ona. Więc dlaczego nie.
— Mamoo... — jęknęło niezadowolone. — A Mżawunia...?
Oczy kotki śmiesznie się przewróciły. Bagietka odchyliło zdziwione tym łebek. Mama była chora?
— Bagietko, to wciąż to samo imię.
Kocię niezadowolone nadymało poliki. Ogon uderzył o ziemię. Odwróciło się zadkiem do matki. Niech odczuje oburzenie buzujące w tym drobnym ciele.
— Bagietko...
Kociak nie słuchał. Przecież nawet nie wiedziało czym był bocian czy jakaś mewa. Nazwy te brzmiały jak błotniste kałuże. Nie tak cudownie jak imię mamy.
— A co to ten bocian? A mewa? — zaczęło niepewnie, wciąż naburmuszone.
Kotka usiadła obok nich i otuliła kocie ogonem. Przytuliło się do boku matki, lecz nadal unikając jej spojrzenia. Niech sobie nie myśli, że już jej wybaczył.
— To ptaki. Szybują po niebie. I są biało-czarne. Zupełnie jak ty.
Bagietka zainteresowane uniosło nieco ogonek. Mama musiała to zauważyć, bo postanowiła kontynuować.
— Bociany żyją przy łąkach i bagnach. Mają długi czerwony dziób...
— Nie chce. Nie chce. — pisnęło niezadowolone. — Ja nie mam długiego czerwonego nosa. — argumentował.
Kotka spojrzała na nich zaskoczona. Na uderzenie serca zamyśliła się, marszcząc nieco swoją mordkę. Bagietka zaciekawiony stanem kotki obserwował ją bacznie. Przynajmniej przez chwilę. Kolorowy robaczek przemknął im pomiędzy łapami sprawiając, że zyskał on uwagę kocięcia. Próbowało złapać kolorowe stworzonko. Lecz nie doceniło prędkości maleńkiej istoty.
— Bagietko...?
Żółte ślipka niepewnie spojrzały na mamę. Nieco zdezorientowane uniosło brew pytająco. Niebieska uśmiechnęła się.
— To może Mewa? Jest na tą samą literkę co moje imię. — miauknęła.
Był to sensowny argument. Przynajmniej w łebku Bagietki. W końcu im bardziej podobne do imienia mamy tym bardziej super jak ona będzie. Podeszło do kotki, czekając na ciąg dalszy opowieści. Kotka jednak zdawała się nie być przygotowana na ten ciąg wydarzeń.
— Na dodatek... — zaczęła. — Mewy są ściśle powiązane z mżawką.
— Naprawdę??
— Tak... Naprawdę. Ten delikatny deszcz stanowi w ich życiu bardzo ważną funkcję...
— Jejku! Ale super. To chce. Mogę być Mewą. — ogłosiło dumnie, wpatrując się w kotkę.
Niebieska uśmiechnęła się z ulgą.
— Cieszę się. W takim razie przekaże to Sroczej Gwieździe.
* * *
Bagietka siedziało w progu kociarni. Robiło się coraz zimniej. Listki zmieniały kolorek na drzewach. Kocie obserwowało to z zainteresowaniem. Ciekawe czy ono także zmieni kolorek swojego futerka. Bacznie śledziło postępowania zmiany kolorystyki sierści u obcych im wojowników, lecz ci zawodnie pozostawali przy swej oryginalnej barwie.
— Mewo? Mewo? — usłyszało głos matki.
Kotka znajdowała się na środku obozowiska i patrzyła w ich stronę. Wciąż nawoływała kogoś, choć kontakt wzrokowy przy tym zachowany sprawiał, że czuło się nieco nieswojo.
— Mewo!
Lekko drygnęło, lecz dalej biernie obserwowało kotkę. Zaczęła zmierzać w ich stronę. Bagietka przechyliło lekko łebek. Może któreś z kociąt Stokrotki miało tak na imię. Rozważania przerwała mu sylwetka kotki nad nimi.
— Mama! — pisnęło zadowolone, wtulając się w kotkę.
Wojowniczka otuliła ich ogonem, lecz była jakaś sztywna. Aż tak zmarzła na dworze? Dobrze, że jednak nie wychodziło na zewnątrz.
— Wołałam cię. — upomniała ich, spoglądając na kociaka.
Bagietka zmarszczyło brwi.
— Naprawdę? A nie szukałaś jakiejś Mewy?
<Mamuś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz