– To dziwne, że jej już nie ma… – wymruczała Nenufarowy Kielich, przyglądając się swojemu odbiciu w rzece – Chciałam ją zapytać o jeszcze tyle rzeczy! Przegapiłam masę okazji, martwiąc się, że ją niepotrzebnie obciążę, a teraz…
– Nie obwiniaj się – rzuciła w odpowiedzi orientalka, owijając ogon wokół boku starszej – Nie mogłaś wiedzieć, że tak szybko odejdzie. Nikt nie mógł.
Bura oparła cały swój ciężar na barku wojowniczki. Ich spojrzenia spotkały się w rzecznym odbiciu, rozmywanym co jakiś czas przez przepływające żyjątka.
– Myślisz, że to był przypadek? – spytała niespodziewanie, marszcząc nos – Przecież Strzyżykowy Promyk wcale nie była taka stara! Co jeśli… Co jeśli to Różana Woń zapragnęła sięgnąć po władzę i coś jej zrobiła? Często mówiła, że nie może doczekać się mianowania, a ono nigdy nie nadchodziło, aż-
– Nenufarowy Kielichu – wcięła się jej chłodnym tonem towarzyszka, wyrywając przy tym z wiru myśli.
Żółtooka drgnęła, z zawstydzeniem kładąc po sobie uszy. Zsunęła się wzdłuż ciała kocicy, kończąc z pyskiem przy ziemi.
– Przepraszam. – miauknęła ze szczerą skruchą – Nie powinnam była tak mówić. Różana Woń może nie być najserdeczniejszym kotem, jakiego dane mi było poznać, i potrafi czasem pozrzędzić, ale nie jest zła. Nie byłaby zdolna do… Morderstwa. Jest dobrą medyczką! – tłumaczyła Nena, aż w końcu z głośnym warknięciem, skierowanym do siebie, schowała pysk w łapach – Nie wiem co we mnie wstąpiło. Nie powinnam nikogo oskarżać o coś takiego. To okropne. W dodatku, przecież ona jest dla ciebie jak siostra, wychowałyście się razem… – wraz z coraz większą realizacją ciężaru, jakie niosły ze sobą wcześniej wypowiedziane słowa, Nenufara wydała z siebie głośny, sfrustrowany furkot.
Łaciata westchnęła, kładąc jedną z łap na głowie leżącej nad wodą towarzyszki. Wieczorny wiatr zawiał, czochrając futro na jej policzkach i mierzwiąc ogon.
– Wiem, że nie miałaś na celu obrażenia jej. Nie chowam do ciebie urazy. Znam Różę od dzieciństwa i mogę poręczyć, że mimo jej wad i gderliwości, nie jest zbrodniarką. Wiele jej można zarzucić, ale nie to. Doceniam, że w porę zdałaś sobie sprawę ze swoich słów – pocieszyła przyjaciółkę – Ściemnia się. Powinnyśmy już wracać do obozu, nim zapadnie zupełny mrok.
Wojowniczka rozejrzała się po okolicy, jak gdyby dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak długo już odpoczywały na brzegu jednej z otaczających Klan Nocy wysp. Wstała leniwie na równe łapy.
– Masz rację. Wracajmy.
***
Kiedy obie kocice dotarły do obozu, było już ciemno, a niebo okryło się gwiezdną powłoczką. Nieliczne koty krzątały się w kątach obozu, kończąc kolację czy dzieląc języki przed snem. Nie wszyscy jeszcze zdołali przyzwyczaić się do skracającego się dnia. Nimfie Zwierciadło wbiła swój wzrok w legowiska medyka, z którego właśnie wychodził Sumowa Płetwa. Jego ogon był ciasno owinięty pajęczyną, przez którą prześwitywała zielonkawa maź.– Nie idziesz? – rzuciła Nenufara, obracając się do kotki, która nadal stała na środku obozu.
– Pójdę jeszcze do Różanej Woni i Zimorodkowej Łapy. Zaraz do ciebie dołączę – odmiauknęła w odpowiedzi, a widząc zmartwione spojrzenie przyjaciółki, dodała: – Nie przejmuj się. Nic mi nie dolega. Chcę po prostu sprawdzić, czy wszystko u nich w porządku.
Uspokojona wojowniczka skinęła głową, odbiegając w stronę legowiska wojowników.
– Ała!! – usłyszała, jeszcze zanim przekroczyła próg lecznicy – R-Różana Wonio, mogłabyś być nieco delikatniejsza… – dodał znajomy, tym razem spięty głos.
Tuż za baldachimem z paproci, kryła się Kotewkowy Powiew, z wykrzywionym w dyskomforcie pysku, podczas gdy medyczka zaglądała jej do ucha. Z pyszczka Nimfy uciekł cichy pomruk rozbawienia, co zwróciło uwagę wszystkich zebranych.
– Nimfa! – pisnęła piastunka, spoglądając na nią – Nie mów, że tobie też się coś stało…
– Nie, Kotewkowy Powiewie. Całe szczęście w tym sezonie jestem zdrowa. – odpowiedziała, uśmiechając się do byłej opiekunki.
Czarno-biała już chciała coś dodać, kiedy Różana Woń wcisnęła jej coś trawiastego do ucha. W legowisku rozległ się nieprzyjemny syk, należący zarówno do pacjentki, jak i do Nimfiego Zwierciadła, która od obserwacji działań księżniczki, aż sama musiała machnąć uchem, by usunąć otulający ją dyskomfort.
– Gotowe – Różana Woń wyszczerzyła ząbki, stukając ciotkę w policzek. Obróciła się w stronę koleżanki, a jej mina zrzedła – Oh, Nimfo… W końcu przyszedł ktoś, z kim mogę szczerze pogadać. Siadaj, siadaj. Ja muszę jeszcze to sprzątnąć – mruknęła, wskazując ogonem na rozsypane medykamenty.
Niebieskooka, zgodnie z poleceniem medyczki, zajęła miejsce na jednym z wolnych posłań, niedaleko piastunki, która z bólem przecierała swoje ucho.
– Oho, słuchaj, świeża historia. Wczoraj odwiedziła mnie Krabowe Paluszki. Klanie Gwiazdy, jak usłyszałam, co jej dolega, to myślałam, że padnę i nie wstanę! Niby Nocniak z krwi i kości, wody w bród z każdej strony, rzeka głęboka na cztery koty, a ta się odwodniła! – parsknęła, uderzając gwałtownie jednym z trzymanych liści w grunt – O, a taka Nartnikowy Czułek, niby nic, niby tylko wybity bark, a jak się przyjrzałam… Przodkowie trzymajcie mnie! Musiałam jej dać maść łagodzącą i zalecić przemywanie oczu codzienne, bo białka to miała czerwone jak mak w rozkwicie! Nie wiem, co ona wyprawia, ale zdecydowanie jej to nie służy… A taka Bratkowe Futro to… – paplała, przerzucając roślinki z kupki na kupkę.
Podczas gdy Różana Woń kontynuowała swą przejmującą opowieść, skupioną na prychaniu na współklanowiczów, Kotewkowy Powiew przysunęła się bliżej wojowniczki.
– Wiesz, może chciałabyś odwiedzić mnie jutro w kociarni? A bardziej Mżawkę niż mnie. Młoda jest, a już przywiązana do kociarni. Przyda się jej jakieś inne towarzystwo poza mną, medyczkami i Wodnikowym Wzgórzem – zasugerowała Kotewkowy Powiew
– Postaram się – odpowiedziała po chwili namysłu Nimfa.
<Mżawko? Odwiedzę cię o poranku :3>
Wyleczeni: Bratkowe Futro, Sumowa Płetwa, Nartnikowy Czułek, Krabowe Paluszki, Kotewkowy Powiew
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz