przed kłusownikami na terenach KW
Słyszeli już o klanach. Nie mieli jednak pojęcia, jakim rodzajem społeczności są. Widzieli wiele grup, mniejszych i większych, o różnych zasadach, których przestrzegali bardziej lub mniej, w zależności od miejsca. Dlatego też zjawili się na jednej z granic. Początkowo ich planem była sama obserwacja, by dowiedzieć się nieco więcej o każdej z grup, jednak głód im w tym przeszkodził. W ten sposób, przy granicy z Klanem Wilka, legł opierzony, czarny trup.
- Ej! Ty, tam! - usłyszeli warknięcie kota, który najwyraźniej nie miał zamiaru podchodzić zbyt blisko.
- Co ty sobie myślałaś?
Zamiast odpowiedzieć, na dźwięk obcego głosu odwrócili głowę, ciała nie ruszając z miejsca. Wpatrywali się tak, w ciszy, na dymnego wojownika, ze skamieniałym wyrazem pyska i szeroko otwartymi oczami, jeszcze z resztką krwi przy wargach. Przez gwałtowniejszy ruch, jedno z mniejszych piórek zwierzyny opadło w dół. Oh, oh. Co to, trafili na tubylca? Jednak? Co teraz, jak zareaguje? Czy się na nich rzuci, czy grzecznie odprawi? Aj, ile zabawy!
Dymny westchnął, po czym strzepnął krótkim ogonem i zbliżył się do kotki o jeszcze kilka małych kroków, dzięki czemu wyraźniej ją widział. Działało to również w drugą stronę. Marionetka mogła teraz dokładnie przyjrzeć się rysom pyska, mimice, mowie ciała. Jakby otwartą księgę czytała.
- Oddaj ptaszynę, a dam ci odejść w spokoju - powiedział szorstko, piorunując ich wzrokiem. - Inaczej będziemy rozmawiać w inny sposób.
Odwrócili się w bok, łapą zagradzając drogę do upolowanej zwierzyny, lekko przekrzywiając głowę, jakby z zaciekawieniem próbując rozszyfrować, jakiego kota ma przed sobą. Udawał twardego, a może taki był? Nie powinno się w końcu całkiem otwierać przy nieznajomych, to niedobrze, niedobrze!
-Czy jesteś szczęśliwy? - padło pytanie z ich pyska, z dziecięcą nutą ciekawości.
Kocur uniósł z zaskoczeniem brwi, nie spuszczając z niej wzroku. Ze zdenerwowaniem przycupnął na ziemi i podjął próbę owinięcia ogonem łap, co jednak niezbyt mu wyszło, zważając na długość kończyny. Odchrząknął niepewnie.
- Co proszę? - spytał, wygodniej usadawiając się na liściach.
- Czy czujesz, że twoje decyzje prowadzą cię dobrą drogą - kontynuowali, nie ruszając się z miejsca
- Czujesz do siebie żal? - przekręcili głowę na drugi bok - Do kogoś?
- Co ci łazi po głowie? - prychnął. Nie udało mu się jednak utrzymać na wodzy wyrazu twarzy tak jak myśli, więc jego pysk ozdobił niezrozumiały grymas. O, trafili. Żal, taka ciekawa emocja... a może odruch, naturalny dla prostych istot śmiertelnych, jak ta, którą mieli przed sobą. O, Marionetko, czy widzisz ten grymas? Czy należy to drążyć? Czy idziemy z naszymi słowami w dobrą stronę? Cicho, sza! Jeszcze spłoszymy... A może właśnie tak należy, żeby wypróbować? A jeśli się nie nadaje? Oh, kruczek nasz, rycerzyk by podpowiedział, lecz nie ma go z nami. Co za nieszczęście... Może czas improwizować? Znów chwila ciszy, podczas której postawa Marionetki nie zmieniła się nawet na sekundę. Jedynie sierść zmieniała położenie, poruszana wiatrem.
- Czy potrzebujesz pomocy? Czy potrzebujesz sojusznika?
- Nie? - odpowiedział z nutą wzgardy w głosie, ledwie powstrzymując się od chichotu. Niepewnie przesunął łapą po liściach i wyrył nią lekki okrąg.
- Jesteś pewna, że nie potrzebujesz medyka?
- Oh, nie - Buras znalazł się nagle przed Topielcem, wpatrując mu się w oczy, niezwykle blisko, niezwykle niekomfortowo, niemal cale od możliwego pocałunku, zetknięcia nosami. - Ale być może, będziemy potrzebować ciebie.
Rozmówca odskoczył szybko, gdy tylko pysk kota się przybliżył, a jego źrenice zwęziły się cienkie szparki.
- Jesteście nienormalni... - szepnął, coraz bardziej się odsuwając. Oh. Jednak spłoszyli. Może to jedna z tych dusz wrażliwszych... ale czym? Przecież nic takiego nie zrobili, czyżby przestrzeń osobistą, sobie owy młodziak cenił? Chociaż, młodziak? Ileż to, ciało ich śmiertelne, utknęło w wieku niewiele starszym. Mentalnie jednak, ile to już lat minęło, kiedy byli na tym świecie? Widzieli przecież, jego powstanie, kiedy wielki żółw stworzył życie, na skorupie ziemi ze swych martwych dzieci, widzieli nicość, kiedy jeszcze nawet wielki żółw nie istniał. Czymże przy tym, jest młodzieniec? Dzieckiem ledwie, pyłem marnym.
- Nie myślałeś, by stać się aktorem? - spytała, jakby zdziwiona, przykładając łapę do swojego pyska i oglądając, jak ten się odsuwa, całkiem ignorując komentarz - Lepszym, niż teraz? By dać się ponieść, poprowadzić, być niezawodną, piękną kukiełką w tym akcie ~ Czy nie brzmi to pięknie, czy nie fascynująco? - wyciągnęli przed siebie łapę, którą wcześniej dotykali swojego policzka, jakby czekając, aż Topielec ją chwyci, oddając mu swe życie.
- Wynoś się, demonie - wyszeptał kocur, trzęsącym się głosem i ledwo powstrzymywał wręcz kocięcy płacz. - Nie odbieraj mi duszy - jęknął i obronnym gestem wyciągnął przed siebie łapę. - N-nie chcę...
Marionetka po chwili ciszy z rozczarowaniem opuściła łapę i jeśli Topielec przyjrzałby się lepiej, mógł zobaczyć igrającą w ciemnych oczach ekscytację. Duszy? Demon? Oh, hahah, cóż za pomysł! Czyżby wierzyli w podobne rzeczy? Czy dla dymnego to również gra była? Czy chciał ich tym zafascynować, czy odpędzić? Odpędzić demona... tak, pięknie! Po ciele burego przeszły ciarki, wraz z pojawiającym się zadowoleniem.
- Popatrz, jaka piękna gra - szepnął, już po chwili, dosłownie na moment, ustrajając swój pysk w pusty uśmiech, który pojawiał się ciężko, jakby używając mięśni, które od dawna nie były ruszane. Szybko jednak zniknął. Chwilę potem, zniknęła również sama Marionetka, pozostawiając za sobą puste miejsce wypełnione piórami, w którym leżał upolowany wcześniej ptak. Jeśli natomiast pozostawiony sam sobie wojownik lepiej się przyjrzał, mógł zobaczyć, że jedno z piór nie należało do upolowanego zwierzęcia. Było bordowe, zabarwione zaschniętą cieczą. Być może, była to przestroga i być może, Topielcowy Lament mógł uznać to, za obietnicę powrotu. W końcu z jakiej racji, nasz podróżnik miałby zostawić tak smaczny kąsek dla kogoś innego? Bez rozwoju, bez oszlifowania? Szeroko otwarte, brązowe ślepia, na pewno będą od tej pory baczniej obserwować granicę z Klanem Wilka.
Słyszeli już o klanach. Nie mieli jednak pojęcia, jakim rodzajem społeczności są. Widzieli wiele grup, mniejszych i większych, o różnych zasadach, których przestrzegali bardziej lub mniej, w zależności od miejsca. Dlatego też zjawili się na jednej z granic. Początkowo ich planem była sama obserwacja, by dowiedzieć się nieco więcej o każdej z grup, jednak głód im w tym przeszkodził. W ten sposób, przy granicy z Klanem Wilka, legł opierzony, czarny trup.
- Ej! Ty, tam! - usłyszeli warknięcie kota, który najwyraźniej nie miał zamiaru podchodzić zbyt blisko.
- Co ty sobie myślałaś?
Zamiast odpowiedzieć, na dźwięk obcego głosu odwrócili głowę, ciała nie ruszając z miejsca. Wpatrywali się tak, w ciszy, na dymnego wojownika, ze skamieniałym wyrazem pyska i szeroko otwartymi oczami, jeszcze z resztką krwi przy wargach. Przez gwałtowniejszy ruch, jedno z mniejszych piórek zwierzyny opadło w dół. Oh, oh. Co to, trafili na tubylca? Jednak? Co teraz, jak zareaguje? Czy się na nich rzuci, czy grzecznie odprawi? Aj, ile zabawy!
Dymny westchnął, po czym strzepnął krótkim ogonem i zbliżył się do kotki o jeszcze kilka małych kroków, dzięki czemu wyraźniej ją widział. Działało to również w drugą stronę. Marionetka mogła teraz dokładnie przyjrzeć się rysom pyska, mimice, mowie ciała. Jakby otwartą księgę czytała.
- Oddaj ptaszynę, a dam ci odejść w spokoju - powiedział szorstko, piorunując ich wzrokiem. - Inaczej będziemy rozmawiać w inny sposób.
Odwrócili się w bok, łapą zagradzając drogę do upolowanej zwierzyny, lekko przekrzywiając głowę, jakby z zaciekawieniem próbując rozszyfrować, jakiego kota ma przed sobą. Udawał twardego, a może taki był? Nie powinno się w końcu całkiem otwierać przy nieznajomych, to niedobrze, niedobrze!
-Czy jesteś szczęśliwy? - padło pytanie z ich pyska, z dziecięcą nutą ciekawości.
Kocur uniósł z zaskoczeniem brwi, nie spuszczając z niej wzroku. Ze zdenerwowaniem przycupnął na ziemi i podjął próbę owinięcia ogonem łap, co jednak niezbyt mu wyszło, zważając na długość kończyny. Odchrząknął niepewnie.
- Co proszę? - spytał, wygodniej usadawiając się na liściach.
- Czy czujesz, że twoje decyzje prowadzą cię dobrą drogą - kontynuowali, nie ruszając się z miejsca
- Czujesz do siebie żal? - przekręcili głowę na drugi bok - Do kogoś?
- Co ci łazi po głowie? - prychnął. Nie udało mu się jednak utrzymać na wodzy wyrazu twarzy tak jak myśli, więc jego pysk ozdobił niezrozumiały grymas. O, trafili. Żal, taka ciekawa emocja... a może odruch, naturalny dla prostych istot śmiertelnych, jak ta, którą mieli przed sobą. O, Marionetko, czy widzisz ten grymas? Czy należy to drążyć? Czy idziemy z naszymi słowami w dobrą stronę? Cicho, sza! Jeszcze spłoszymy... A może właśnie tak należy, żeby wypróbować? A jeśli się nie nadaje? Oh, kruczek nasz, rycerzyk by podpowiedział, lecz nie ma go z nami. Co za nieszczęście... Może czas improwizować? Znów chwila ciszy, podczas której postawa Marionetki nie zmieniła się nawet na sekundę. Jedynie sierść zmieniała położenie, poruszana wiatrem.
- Czy potrzebujesz pomocy? Czy potrzebujesz sojusznika?
- Nie? - odpowiedział z nutą wzgardy w głosie, ledwie powstrzymując się od chichotu. Niepewnie przesunął łapą po liściach i wyrył nią lekki okrąg.
- Jesteś pewna, że nie potrzebujesz medyka?
- Oh, nie - Buras znalazł się nagle przed Topielcem, wpatrując mu się w oczy, niezwykle blisko, niezwykle niekomfortowo, niemal cale od możliwego pocałunku, zetknięcia nosami. - Ale być może, będziemy potrzebować ciebie.
Rozmówca odskoczył szybko, gdy tylko pysk kota się przybliżył, a jego źrenice zwęziły się cienkie szparki.
- Jesteście nienormalni... - szepnął, coraz bardziej się odsuwając. Oh. Jednak spłoszyli. Może to jedna z tych dusz wrażliwszych... ale czym? Przecież nic takiego nie zrobili, czyżby przestrzeń osobistą, sobie owy młodziak cenił? Chociaż, młodziak? Ileż to, ciało ich śmiertelne, utknęło w wieku niewiele starszym. Mentalnie jednak, ile to już lat minęło, kiedy byli na tym świecie? Widzieli przecież, jego powstanie, kiedy wielki żółw stworzył życie, na skorupie ziemi ze swych martwych dzieci, widzieli nicość, kiedy jeszcze nawet wielki żółw nie istniał. Czymże przy tym, jest młodzieniec? Dzieckiem ledwie, pyłem marnym.
- Nie myślałeś, by stać się aktorem? - spytała, jakby zdziwiona, przykładając łapę do swojego pyska i oglądając, jak ten się odsuwa, całkiem ignorując komentarz - Lepszym, niż teraz? By dać się ponieść, poprowadzić, być niezawodną, piękną kukiełką w tym akcie ~ Czy nie brzmi to pięknie, czy nie fascynująco? - wyciągnęli przed siebie łapę, którą wcześniej dotykali swojego policzka, jakby czekając, aż Topielec ją chwyci, oddając mu swe życie.
- Wynoś się, demonie - wyszeptał kocur, trzęsącym się głosem i ledwo powstrzymywał wręcz kocięcy płacz. - Nie odbieraj mi duszy - jęknął i obronnym gestem wyciągnął przed siebie łapę. - N-nie chcę...
Marionetka po chwili ciszy z rozczarowaniem opuściła łapę i jeśli Topielec przyjrzałby się lepiej, mógł zobaczyć igrającą w ciemnych oczach ekscytację. Duszy? Demon? Oh, hahah, cóż za pomysł! Czyżby wierzyli w podobne rzeczy? Czy dla dymnego to również gra była? Czy chciał ich tym zafascynować, czy odpędzić? Odpędzić demona... tak, pięknie! Po ciele burego przeszły ciarki, wraz z pojawiającym się zadowoleniem.
- Popatrz, jaka piękna gra - szepnął, już po chwili, dosłownie na moment, ustrajając swój pysk w pusty uśmiech, który pojawiał się ciężko, jakby używając mięśni, które od dawna nie były ruszane. Szybko jednak zniknął. Chwilę potem, zniknęła również sama Marionetka, pozostawiając za sobą puste miejsce wypełnione piórami, w którym leżał upolowany wcześniej ptak. Jeśli natomiast pozostawiony sam sobie wojownik lepiej się przyjrzał, mógł zobaczyć, że jedno z piór nie należało do upolowanego zwierzęcia. Było bordowe, zabarwione zaschniętą cieczą. Być może, była to przestroga i być może, Topielcowy Lament mógł uznać to, za obietnicę powrotu. W końcu z jakiej racji, nasz podróżnik miałby zostawić tak smaczny kąsek dla kogoś innego? Bez rozwoju, bez oszlifowania? Szeroko otwarte, brązowe ślepia, na pewno będą od tej pory baczniej obserwować granicę z Klanem Wilka.
<Topielec?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz