- Czemu tam wskoczyłaś? - miałknęła łagodnym, lecz poważnym tonem kotka. - Czemu nie otworzyłaś pyska i nie powąchałaś powietrza? Przecież uczyłam cię o tym.
Jaskółcza Łapa westchnęła.
Bo… bo… nie pomyślałam… - szepnęła do Lśniącej Szadzi kotka, lecz nagle coś w niej rozgorzało, jakby lawa w wulkanie - A co?! Nawet błędu nie mogę przez przypadek zrobić?! A ty byłaś idealna, gdy byłaś uczennicą?!
Niesłusznie obrażona Jaskółcza Łapa, odsunęła się od mentorki. Patrzyła się w drugą stronę. Wyszczerzyła kły, na wszystko, co ją przyciągało, żeby nie zrobić tego samego błędu co wcześniej. Lecz nagle poczuła ogromne poczucie sumienia, i jej złośliwość ustąpiła myślami o przeproszeniu Lśniącej Szadzi i smutku. Jaskółcza Łapa odwróciła głowę w stronę szylkretowej kotki oraz spoglądnęła na nią błagalnym wzrokiem, mimo że wiedziała, że kotka patrzy w inną stronę.
- Lśniąca Szadzi, przepraszam… - Widząc, że mentorką odwraca głowę w jej stronę, kontynuowała z widoczną skruchą w głosie. - Nie miałam na myśli tego, co powiedziałam i przemyślałam to… Czy mi wybaczysz?
- Oczywiście Jaskółcza Łapo, ale przysięgnij mi, że nigdy już nie będziesz podważać mojego zdania i będziesz się mnie słuchać, dobrze? - zamruczała mentorka.
- Przysięgam - szczerze mruknęła młoda kotka, spoglądając w oczy Lśniącej Szadzi.
Kotki przybliżyły się do siebie i tak razem doszły na miejsce.
Jaskółcza Łapa spoglądnęła w ziemię i zobaczyła wejście do tunelu, w którym miała nauczyć się nawigować.
- Oto są tunele - miąłknęła Lśniąca Szadź, stojąc na przeciwko swojej uczennicy - Tu nauczysz się nawigować w tunelach. Będziesz musiała nauczyć się orientacji oraz będziesz musiała używać swojego umysłu, i intuicji. Idź przede mną i śmiało prowadź. Żeby zdać, musisz w krótkim czasie wyjść innym wyjściem. Powodzenia.
Jaskółcza Łapa z nastroszoną sierścią, zanurzyła się zgrabnie w wejściu do tunelu. Z każdą chwilą, gdy szła w głąb, zaczęło się ściemniać. W ciemności czuła ciepły oddech szylkretowej kotki. Uczennica gwałtownie zahamowała, gdy dotarła do pierwszego rozwidlenia. Były tam trzy wejścia. Otworzyła szeroko pysk i wciągnęła do niego powietrze. Nic nie czuła, oprócz zapachu ziemi. Więc kotka strzeliła i wybrała ten po prawej.
A co jeśli to zły tunel? Jak się zawrócę, skoro Lśniąca Szadź jest za mną? - zdenerwowała się w myślach kotka, lecz zaraz się uspokoiła. - Co może się przecież stać? Cofniemy się do początku, i nic się nie stanie.
Jaskółcza Łapa czuła, jak coraz bardziej się ściany zwężają, lecz jeszcze nie dotykały jej futra. Powąchała uważnie duszne powietrze, i poczuła tylko stary zapach królika, który pewno kiedyś tędy przechodził. Kroczyła uważnie rozglądając się na wszystkie strony, czy nie ma więcej rozwidleń lub jakichś zwierząt, lub kotów. Jej mentorka szła za kotką krok w krok i zatrzymywała się, gdy tylko czarna kotka się zatrzymywała. Jaskółcza Łapa znalazła mały kamyczek i kopała go, gdy tylko miała go pod swoją puchatą łapą. Jej żółte ślepia, co chwilę oglądały się, czy Lśniąca Szadź wciąż za nią idzie, lecz i tak nic nie widziały, bo było tak ciemno. Za chwilę zahamowały ostro - kolejne rozwidlenie. Były dwa tunele. Czarna kotka szeroko otworzyła pysk, by zaczerpnąć powietrza. Nie czuła nic a nic. Zawiodła się, bo też nie widziała ani blasku światła z żadnym z tunelów. Z cichutkim jęknięciem zawiedzenia, zastanawiała się, gdzie pójść. W końcu, wybrała lewy i wcisnęła się tunel.
Mam nadzieję, że idę dobrze… - zamruczała zdeterminowanie uczennica - bo przecież muszę!
Stąpała ostrożnie łapa za łapą, uważając, że idzie dobrze. Zaczęła trochę dyszeć, bo z każdym jej krokiem, stawało się coraz bardziej duszno. Po chwili, skakała już coraz większymi susami. Szła coraz głębiej i głębiej, aż doszła do następnego rozwidlenia. Były tam dwa przejścia. Otworzyła szeroko pyszczek i z uradowaniem poczuła zapach świeżego powietrza w prawym tunelu, oraz zobaczyła w nim błysk światła. Po uderzeniu serca zaczęła biec w stronę światła. Aż potykała się o nogi, ale biegła wciąż. Gdy wynurzyła się z wyjścia, zaczął ją razić blask słońca. Podniosła łapę i ze skrzywionym pyskiem zasłoniła łapą twarz.
- Udało ci się, zaliczam ci - zamruczała Lśniąca Szadź. - Świetnie ci poszło.
Słysząc pochwałę mentorki, Jaskółcza Łapa zarumieniła się.
- Dziękuję! I jeszcze raz przepraszam za to, co mówiłam wcześniej… Naprawdę nie miałam tego na myśli. - Spuściła zawstydzona głowę.
- Nic nie szkodzi. Może i powinnam dać ci karę, ale tego nie zrobię. Jesteś jeszcze młodą uczennicą i masz dopiero sześć księżyców, więc cię rozumiem. A teraz nie myślmy o tym i chodźmy do „obozu”.
Wdzięczna szylkretowej kotce, szczęśliwa spokojnie szła obok niej. Nie mogła się doczekać jak zostanie wojowniczką i przez całą drogę myślała: „ciekawe jak się będę nazywać i kiedy zostanę wojowniczką! Może jak wrócę? A może jeszcze będę musiała czekać setki księżyców? Może Jaskółcze Pióro? A może Jaskółcze Życzenie? A co jeśli Jaskółcze Ziele? A co jeśli po mamusi, Jaskółcza Puszcza? A może…”
Wrócili do „obozu”. Jaskółcza Łapa pierwsze co zrobiła to poszła do swojej mamy, Puszczowej Łapy, i opowiedziała jej o całym treningu.
[941 słów, nawigacja w tunelach]
[przyznano 19% + 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz