- Idziesz ze mną, Brzęczkowym Trelem i Kurzą Pogonią na patrol. - powiedział bury wojownik tym swoim jak zawsze spokojnym głosem. Gronostajowa Bryza nie raz podziwiała w duchu jego opanowanie. Jej samej czasami trudno było utrzymać emocje na wodzy.
- Jasne, kiedy wyruszamy i gdzie idziemy? - spytała, podnosząc się z posłania i otrzepując futro z kawałków wrzosów, które się wplątały w jej poczochraną sierść podczas snu. Chciała wiedzieć, czy zdąży się lepiej wyszykować, czy musi już iść, żeby na nią nie czekali.
- Już niedługo. Skierujemy się w kierunku granicy z Klanem Nocy. - odpowiedział Kukułcze Skrzydło i wyszedł z legowiska wojowników. Słowo „niedługo” w sumie nie dawało jej zbyt dużo, ale pomyślała, że pewnie nie ma czasu na ociąganie się, chociaż nawet nie zamierzała tego robić. Na szybko przylizała futro kolejno na piersi, brzuchu, grzbiecie, łapach, ogonie i łapą umyła pysk. Wraz z wiekiem, coraz bardziej robiła się spokojniejsza i nie marnowała czasu na głupoty. Co z tym się wiązało, zaczynała dokładniej porządkować sierść, bo nagle tak jakoś wygląd zaczął robić dla niej znaczenie. Przeciągnęła się i wyszła szybkim krokiem na polanę. Stanęła obok Kukułczego Skrzydła i Brzęczkowego Trelu. Ucieszyło ją to, że nie była ostatnia. Reszta czekała jeszcze na Kurzą Pogoń, przyjaciółkę Gronostaj. Gdy ta przyszła do nich, wyruszyli.
***
Minęło trochę czasu, zanim dotarli do granicy z terytorium Klanu Nocy. Kukułcze Skrzydło, bo to on prowadził patrol, mimo, iż był mniej doświadczony od Kury i Gronostaj, rozdzielił zadania. Każdy miał samodzielnie sprawdzić pewną część terenu, oznaczyć nowe granice i wrócić do miejsca, gdzie się rozdzielili. Tam też mieli się spotkać. Gronostajowa Bryza pokiwała od razu głową i skierowała się do wskazanego przez Kukułcze Skrzydło miejsca. Ostatnio wszystkie obowiązki wykonywała najlepiej, jak potrafiła. Głównie po to, żeby pokazać innym, jak dobrą jest wojowniczką mimo swojego wieku. Obwąchała kępy wrzosu, zauważając z irytacją, że od pewnego czasu boli ją gardło. Właściwie to od rana, ale teraz mocniej. Trudno jej się przełykało ślinę. Potrząsnęła głową. Powinna skupić się na patrolu.***
Nic ciekawego nie widzieli, może oprócz stada gęsi. Gronostajowa Bryza po powrocie, wzięła królika ze stosu zdobyczy i skierowała się w kierunku legowiska starszych. Było tam tłoczno. No tak, ostatnio dużo wojowników przeniosło się do starszyzny, jednak ona nie miała zamiaru tego robić. Czuła się na siłach, aby dalej polować i walczyć dla swojego klanu. Zobaczyła burego kocura i rudą kotkę, jej rodzeństwo. Podeszła do nich i położyła królika pomiędzy posłaniami.- Hej. - miauknęła niepewnie. Czuła się dziwnie skrępowana. Kiedyś spędzała z nimi więcej czasu, a teraz… chyba się trochę zmienili, przynajmniej Tropiący Szlak się zmienił. Pamiętała, że jako kociak był miłym łobuziakiem, a teraz… Widziała, jak był niemiły dla Piaskowej Zamieci, gdy ten był jeszcze uczniem, a przecież rudy nic nie zrobił. – Przyniosłam dla was królika, chcecie?
***
Była głodna, ale nic nie zjadła. Za bardzo ją gardło bolało. Wyszła z legowiska starszych wciąż o pustym brzuchu, mimo, że miała nadzieję na wspólny posiłek z rodzeństwem. A skończyło się tak, że oni jedli, a ona siedziała obok, niezdolna nic przełknąć. Spojrzała w górę, na niebo. Dochodziło wysokie słońce. Usiadła przed legowiskiem wojowników i uporządkowała dokładnie futro. Wcześniej nie miała na to czasu, a jednak chciała dobrze wyglądać. Jeszcze by ktoś pomyślał, że jest już za stara, żeby się umyć porządnie, a tak nie było. Zobaczyła swoją uczennicę, Małą Łapę rozmawiającą z innymi uczniami. Wstała i podeszła do niej, aby wziąć ją na trening. Planowała dzisiaj dla niej ważną umiejętność, interwały biegowe. Miała tylko nadzieję, że tak jak w przeciągu ostatniego księżyca nie wróci do obozu cała spocona i że będzie miała jeszcze na coś siłę…***
Ściemniało się. Poszła jeszcze na patrol myśliwski, więc mogła uznać ten dzień za całkiem pracowity i trochę męczący. Byłaby całkiem zadowolona, że już niedługo będzie dzielenie się językami, a potem spanie, ale w tym dniu jej myśli krążyły tylko wokół dwóch rzeczy. Gardło, brzuch, gardło, brzuch i tak w kółko. Prawie nie mogła przełknąć śliny przez ten okropny ból, więc nic nie zjadła od rana, więc skręcało ją od środka. Była teraz Pora Opadających Liści, więc Gronostaj była przyzwyczajona do jedzenia przyzwoitych posiłków. Nie do końca jej się to podobało, ale chyba musiała pójść do Rumiankowego Zaćmienia i poprosić go o pomoc. Może jakieś zioła jej pomogą… Weszła do legowiska medyków. Była tam Margaretkowa Łapa. Wojowniczka opowiedziała jej o bólu gardła i trudnościach przełykania. Nie była pewna, czy uczennica jest dobrze wyszkolona i czy na pewno się nie pomyli, ale starała się tego nie okazywać. Jednak trzeba było przyznać, że miód to co dostała jej pomogło. Zwłaszcza miód, ten pyszny miód…Wyleczona: Gronostajowa Bryza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz