- Tak, bardzo dobrze. – miauknęła kotka. - jeszcze trochę i będziesz pływać jak prawdziwy nocniak, o ile już tego nie robisz.
- Dziękuję. – miauknęła szylkretka. Pływając przy brzegu rozmyślała na temat tego całego chaosu, który wydarzył się ostatnimi czasy. Mama zabrała ich na zgromadzenie, ale nie poszło ono po myśli błękitnej kocicy. Musiała walczyć z wojownikami Klanu Nocy, do tego ten medyk którego już raz ona i jej rodzeństwo widzieli pogorszył sytuację. Czekoladowa Szylkretka właśnie z powodu obecności Muchomorzego Jadu unikała leża medyków jak ognia.
Do tego sprawa z Kminek i Krokus, ich kłótnia…córka Przepiórki dalej nie wiedziała co myśleć o zachowaniu biologicznej siostry, ani kogo popierać. Wiedziała, że to co mówiła liliowa nie było prawdą, ale i tak, to co powiedziała ostro mieszało Skowronkowi w głowie. No bo dlaczego? Po co? Jaki miała cel w mówieniu tak okropnych rzeczy o ich opiekunce? Krokus była strasznie wściekła na Kminek. Dlatego właśnie Skowronek nie wiedząc, po czyjej stanąć stronie powinna, przykleiła się do równie zdezorientowanej Deszczyk, obecnie Deszczowej Łapy. A potem…potem wydarzyła się jeszcze ta bójka, w której jej biologiczna siostra straciła swój ogon. Wszyscy twierdzili, że to Krokus jej go odgryzła, jako, iż bura miała reputację najagresywniejszego kociaka z całej ich piątki, ale czy na pewno była to ona? Pomarańczowooka znała w końcu cętkowaną od dziecka…wiedziała, że córka Sadu przed porwaniem była potulną, miłą koteczką, kochającą i wspierającą siostrą, może trochę nieśmiałą, czasem strachliwą, ale jednak. To była jej kochana siostrzyczka. Tak samo jak Kminek. Niedawno wydarzyło się jednak coś bardzo dziwnego, coś, co jeszcze bardziej przyspieszyło galop myśli w głowie córki Ćwikły.
Krokus zniknęła.
Po prostu rozpłynęła się w powietrzu. Wieczorem jeszcze była, Skowronek widziała, jak bura kładzie się do snu i zamyka swe miodowe ślipia. A rano…rano miejsce w którym spała było puste. Wraz z rodzeństwem przeszukali cały żłobek, potem poprosili jeszcze Ptasi Jazgot, która niechętnie przeczesała obóz z kimś jeszcze na prośbę kociąt. I nic. Zero śladu burej koteczki. To sprawiło, iż czekoladowa szylkretka stała się jeszcze bardziej podejrzliwa. Ewidentnie Krokus nie była lubiana w klanie, ani przez karmicielkę, ani przez Niezapominajkową Gwiazdę, albo jakiegokolwiek innego nocniaka. Co jeśli…jeśli ją…jeśli się jej pozbyli. Tak, pozbyli, bo że ją zabili to było coś, czego nie chciała nawet w myślach powiedzieć Skowronkowa Łapa. Zlikwidowali jeden problem, a zaraz mogą zabrać się za następne. Za Fiołka, za Deszczyk, a na końcu…może nawet za nią? Co prawda była grzeczniejsze niż jej brat czy cętkowana siostrzyczka, ale czasem dalej coś napomknęła, że wolała by być z Bylicą, choć starała się to robić rzadko i nie nachalnie, bo zauważyła, jak przez takie gadanie rybojady postrzegały kocięta srebrnej kocicy. Mimo to lubiła te koty, przynajmniej ich część. Zawarła nawet parę znajomości przez ten czas. Polubiła się np. z Godździkową Łapą. Uczeń również stracił kogoś w życiu. Stało się to podczas bitwy z Klanem Wilka i, o zgrozo, Klanem Burzy, z którego pochodziła ich matka. W walce jego rodzice najpewniej zginęli, podobny los mógł spotkać jego brata bliźniaka, Gerberową Łapę, którego niestety nie było z nimi na wyspie. Z tego co jej mówił, Goździk bez Gerbera czuł się niekompletnie, pusto. Samotnie. Ona czuła to samo. Miała rodzeństwo, ale…ale byli podzieleni. Istniała niewidzialna bariera, odgradzająca ich od siebie. Wcześniej Krokus i Fiołek, teraz już tylko ten drugi, z drugiej strony Kminek, kłamiąca rybojadom jak z nut, mimo iż jej rodzeństwo widziało po niej każde jej łgarstwo. A gdzieś z boku była ona…i Deszczyk, oczywiście. Siostrom tak jak Fiołkowi nie podobało się w Klanie Nocy, czasem nawet w sekrecie robiły coś przeciwko członkom, np. wyjmowały mech z posłania wojownikom, ale tak, żeby ci się nie skapnęli. Albo rozsypywały stos zwierzyny, lub chowały upolowane przez nocniaki ryby w nocy, kiedy to nikt ich nie pilnował tak bardzo.
Nagle jednak myśli o tym wszystkim zostały przerwane, kiedy to przez nie zagapiła się i wpadła po uszy do wody. Przerażona dopiero po chwili wynurzyła się, głośno oddychając i wypluwając wodę z pyszczka. Natychmiast wyskoczyła na brzeg kaszląc.
- Nic ci się nie stało? – spytała wojowniczka, podchodząc do niej, i klepiąc ją łapą po grzbiecie, by młodsza wykaszlała wodę, która wleciała tam, gdzie nie trzeba. – musisz być bardziej skoncentrowana podczas pływania. – miauknęła starsza, gładząc małą ogonem delikatnie po barku, próbując jakoś pocieszyć uczennicę, chociaż ta wcale owego pocieszenia nie potrzebowała. Potrzebowała odpowiedzi. Żeby ktoś ją nakierował. Pokazał, co robić dalej z jej życiem.
- Wraca-cajmy do obozu. – miauknęła ochryple z powodu resztek wody w pyszczku pomarańczowooka.
***
Fiołkowa Łapa.Teraz i brat zniknął.
Czy...czy to oni? A może po prostu zwiał? Ale…to samo było wcześniej…
Z Krokus.
Z jej kochaną Krokus.
Skowronek zjadała wróbla, który z jakiegoś powodu wcześniej usiadł na brzegu wyspy, co przypieczętowało jego los. Obok niej siedziała Deszczyk. Czekoladowa znajdowała oparcie w jednolitej córce Bylicy. Obie nie były pewne, co w około nich się działo. A co ważniejsze…
kątem oka szylkretka dostrzegła Kminkową Łapę. Uderzenie serca, może dwa, namysłu, i trąciła Deszczową Łapę ogonem. Starsza siostra spojrzała na Skowronek. Po chwili czekoladowa wyszeptała zielonookiej do ucha, o co chodziło, a następnie wskazała na brązowooką siostrę. Błękitna uczennica skinęła głową. Obie wzięły ostatnie kęsy ze swych obiadów po czym wstały na równe łapy i ruszyły w stronę liliowej siostry.
- Kminek…musimy porozma-
- Przepraszam was, ale wasza siostra jest teraz zajęta. Idziemy nad wodę trenować łapanie ryb. – jakby z ziemi wyrósł ogromny bury kocur, mentor liliowej. Deszcz jak i Skowronek skuliły się nieco, mimo przyjaznego tonu wojownika.
- D-dobrze. – miauknęły tylko, pośpiesznie odchodząc. Czekoladowa zerknęła jeszcze swym intensywnie pomarańczowym ślipiem na swą biologiczną siostrę, z którą na chwilę złapała kontakt wzrokowy. Kminkowa Łapa odwróciła jednak szybko głowę a następnie podążyła za mentorem, po chwili znikając z pola widzenia już i tak odwracającej się szylkretki.
***
- Psst, Skowronek? Skowronek!
- Co się stało? – spytała córka Ćwikły, ziewając.
- Nurt w rzece jest dzisiaj łagodny…możemy spróbować…-zaczęła szeptać niepewnie Deszczowa Łapa, po czym spuściła głowę. – no wiesz…
- M-masz namyśli… ucieczkę? – spytała niedowierzająca czekoladowa uczennica. – ale że teraz? I co z Kminek?
- Kminek mogła by nas wydać, i nici były by z tego wszystkiego – odparła ze smutkiem niebieska, spoglądając ukradkiem na śpiącą liliową. Kotka rzadko sypiała tak głębokim snem, normalnie to by się zaraz obudziła…jakby odczytując myśli pomarańczowookiej, Deszczyk dodała – wcisnęłam jej ziarenka maku do piszczki wieczorem. – powiedziała cichutko. – udało mi się ją wykraść z legowiska medyków…
- C-co…-miauknęła zdezorientowana Skowronkowa Łapa – od…od jak dawna to planowałaś…?
- Od dzisiejszego ranka. – wyszeptała zielonooka. – proszę… - powiedziała, dotykając łapki czekoladowej. – wiem, że to trudne…ale…ale…sama widzisz, co się dzieje. Rodzeństwo znika w mgnieniu oka bez śladu…my możemy być następne…
- A-ale co jeśli do-dobiorą się do Kminkowej Ł-łapy?
- Nie dobiorą się, jest lubiana. – miauknęła Deszczyk. – z ich perspektywy to przyszła lojalna wojowniczka, nie zrobią jej krzywdy.
- A…a co jeśli…jeśli jednak… - gardło pomarańczowookiej ścisnęło się. Stała przed niemożliwym wyborem. Biologiczna siostra, czy niebiologiczna, ale równie bliska? Proponująca jej powrót do ukochanej matki?
- K-kminek nie jest głupia…będzie ostrożniejsza niż reszta była…tak jak my. – miauknęła Deszczyk. – je-jeśli nie chcesz iść…to…to rozumiem…ale…ale nie wydaj mnie…prosz-
- Nie. – miauknęła niespodziewanie nawet dla siebie Skowronkowa Łapa. O dziwo pewnie.
- C-co? – spytała zaskoczona niebieska.
- Nie zostanę tu…Kminek, a raczej…K-k-k-kminkowa Łapa…wybrała swoją drogę…chce być rybojadem…więc może nim być – wyszeptała do siostry – ale my…my nie musimy. Chodźmy, wydostańmy się z tego okropnego miejsca. – powiedziała, dalej nie całkowicie pewna tego, co robi, jednak ze spokojem w głosie. – Teraz, albo nigdy. – powiedziała, po czym cichuteńko wstała. Spojrzała ostatni raz na liliową siostrzyczkę.
Do widzenia, Kminek. Oby było ci tu dobrze. Zasługujesz na to, co najlepsze.
***
Okazało się, iż Deszczowa Łapa zrobiła rozeznanie w terenie. Przez to, iż woda w rzece nieco opadła, spod niej zaczęły wystawać kamienie – bardzo pomocne w przeprawie. Co prawda poszczególne z nich były od siebie dość mocno oddalone…ale tyle to mogły przepłynąć. Gorzej było w kolejnym odcinku rzeki, gdzie już ich nie było, przez co nie będą miały dodatkowego wsparcia. Ale przynajmniej miały te głazy. Skały im sprzyjały, Matka Kamieni popędzała. Skowronek skoczyła do wody, razem z nią jej siostra. Kotki rozpoczęły przeprawę do pierwszego kamienia. Oby im się powiodło.***
Płynęły. Już bez wsparcia kamieni. Były w połowie najtrudniejszego odcinka. Jednak okazało się, iż nurt spłatał im „figla”. Niespodziewanie w trakcie sekretnej przeprawy wzmógł się. Skowronek próbowała walczyć. Ale była słabszą z ich dwójki. Co prawda wzmocniła się, bo jadła mimo wszystko więcej…ale to było i tak za mało. Za mało na to, co miało nadejść.Ogromna fala niespodziewanie zalała obie koteczki. Deszczowa Łapa wynurzyła się po chwili.
Ostatnim co usłyszała, było „Skowronek” nim jej uszy zostały całkowicie zalane przez wodę, tak samo jak oczy, co utrudniało małej widzenie.
Jej pomarańczowe ślipka pokryte delikatną mgiełką lekko uchyliły się. Dostrzegła matkę wychodzącą z kłody wraz z rodzeństwem.
-Mamo, chcę iść z wami! – miauknęła Skowronek, wstając na swych słabych łapkach. Chuda koteczka zaczęła iść w stronę reszty swej rodziny. - Nie Skowronku. – miauknęła stanowczo Bylica. – musisz odpoczywać.
- Ale…ale czuję się dobrze…na pewno lepiej niż wczoraj…-próbowała przekonać matkę czekoladowa.
- Dzieci, wyjdźcie na zewnątrz. – rzekła srebrna kocica. – idźcie tropić zwierzynę i ćwiczyć rozpoznawanie jej woni, zaraz was dogonię.- powiedziała, po czym podeszła do najmłodszej z całej piątki kociąt. Intensywne zielone oczy błyszczały mocno w cieniu ich schronienia. - Mamo…czemu nie mogę iść razem z resztą…-spytała smutno szylkretka, wbijając spojrzenie pomarańczowych niczym zachód słońca oczu w błękitną. Dostrzegła zmartwienie na jej pyszczku. Starsza głośno westchnęła, po czym usiadła i przysunęła do siebie córkę ogonem.
- Widzisz kochanie…jesteś chora. Ale to nie infekcja. To…to masz pewnie po matce- rzekła z żalem i bólem srebrna. – jesteś po prostu bardziej podatna na gorsze warunki. A ja nie jestem w stanie przynosić odpowiednio dużo jedzenia dla was wszystkich…jak tylko…jak tylko twoje rodzeństwo zacznie regularnie odnosić sukcesy, choćby i małe w polowaniu, albo jak zwierzyny więcej się pojawi…jeśli się pojawi… - ostatnie trzy słowa wypowiedziała starsza szeptem – poprawi ci się na pewno. I będziesz mogła trenować z nami częściej. – widząc smutek w ślipiach Skowronka, matka starła niewielkie łezki z futra córki Przepiórki, po czym dodała – ale spokojnie. Wiem, że jak tylko sytuacja z pożywieniem się polepszy, staniesz na łapy. Wiem, że sobie poradzisz. Nie dasz się zatrzymać temu. Wiem, że dasz radę. – miauknęła błękitna, po czym polizała córkę między uszami. - Wiem że dasz.
Już po chwili kita Bylicy zniknęła w wejściu do kłody.
„Dasz radę”
„Wiem że dasz”
Te wspomnienia dodały jej siły. Ciało Skowronkowej Łapy zaczęła przepełniać wola walki. Kotka mocno zaczęła machać w wodzie łapami, płynąc w stronę powierzchni.
- Skowronek! – usłyszała krzyk siostry, ewidentnie patrzącej na coś, co znajdowało się za nią. – Uważaj!
Kotka dostrzegła, iż coś płynie w ich stronę.
-Sz-szybko! – wycharczała, po czym zaczęła jeszcze mocniej machać łapami. To pewnie był ten słynny pstrąg kociojad! A może…może to przez niego Krokus zniknęła? Próbowała się wydostać i została zjedzona? Albo nocniaki rzuciły ją mu na pożarcie? Nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Machała szybko łapami, płynęła ramię w ramię z Deszczową Łapą. Da radę. Mama powiedziała, że da radę. A ona wierzyła swej matce.
Po chwili kotki wyskoczyły jak oparzone z wody na brzeg. Obie spanikowane spojrzały na toń wody. Tafla była przecinana przez płetwę grzbietową stwora, ale ten nie mógł ich dosięgnąć. Jedyne, co miał w swym arsenale teraz, to plaskanie ogonem po tafli wody ze wściekłości, iż obiad mu znowu uciekł.
- Dzisiaj nie będzie kota na śniadanie! Słyszysz! – wrzasnęła Skowronek w stronę rzeki.
- To…to teraz…
- Czas znaleźć mamę. – dokończyła szylkretka za niebieską siostrę, po czym razem z nią zatopiła się w leśną głuszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz