Samotne patrole były tym, czego nieraz najbardziej potrzebowała. Możliwość ucieczki od klanowych problemów i zgiełku, który panował w obozie, była wręcz kojąca dla jej duszy. Żadnych krzyków, żadnych kłótni i brak oznak znienawidzonego przez nią rasizmu. W tym momencie otaczała ją jedynie cisza, nawet szum wiatru wydawał się niemy, kiedy powoli przemierzała trawiaste tereny. Starała się wyłapać jak najwięcej szczegółów ze swojego otoczenia. Piękno przyrody było niesamowite, a podziwianie jej tylko wzmacniało jej aktualny stan. Niczym się nie przejmowała, a jej myśli nie były pochłonięte troskami.
Zatrzymała się dopiero wtedy, gdy prócz woni kwiatów, kolejny zapach podrażnił jej nozdrza. Tym razem mniej przyjemny, wręcz obcy i wzbudzający niepokój. Wyprostowała się, starając się objąć wzrokiem jak największy obszar i wypatrzeć potencjalne zagrożenie. Coś zdecydowanie było nie tak i nie mogła tego pozostawić bez upewnienia się, że na terenach klanu nie kryje się żadne niebezpieczeństwo.
Korzystając ze zmysłu węchu, ruszyła w stronę źródła zapachu, który stawał się intensywniejszy z każdym krokiem. Miała nadzieję, że nic nie wyskoczy jej niespodziewanie na łeb. Zdecydowanie była zbyt młoda, by umierać. I wciąż żyła ze zbyt dużym poczuciem braku spełnienia.
W końcu spostrzegła nieznajomą sylwetkę. Nie wiedziała, czy to kwestia umaszczenia, czy brudu na ciele, ale sierść kotki posklejana była od błota i pokryta w dodatku piaskiem.
Ruda rzuciła krótkie ostrzeżenie. Nie lubiła przemocy fizycznej, więc miała nadzieję, że ten ktoś odpuści sobie walkę. Załatwią to szybciej w sposób pokojowy, niż jakby miały rzucić się sobie do gardła. Zresztą, jej wystarczyło krwi i śmierci po ostatniej wojnie. Nie chciała nigdy więcej widzieć jakiegokolwiek trupa.
— Tygrysia Smugo?
Osłupiała. Dawno nikt tak nie wybił jej z rytmu, jak ta zdziczała samotniczka teraz. Skąd znała jej imię? Spięła się, starając się, chociaż z zewnątrz zachować spokój. To spotkanie nie podobało jej się coraz bardziej.
— Kim jesteś? — dopytywała.
— Poznajesz mnie? — Nieznajoma postawiła jeszcze jeden krok w tył. — Ryś?
Burzaczka ponownie zdrętwiała, słysząc jej słowa. To nie było możliwe, by jej dumna siostra, wojowniczka Klanu Klifu, zapuściła się do takiego stanu.
— Nie podszywaj się pod nią — syknęła ciszej, starając się wypatrzeć jakiekolwiek znaki rozpoznawcze na ciele kotki. Rzeczywiście, ciemna warstwa na jej ciele to tylko brud, futro pod nią wydawało się jaśniejsze. Czy jednak była to kremowa barwa, którą tak dobrze zapamiętała?
— Nie mogę podszywać się pod samą siebie — odparła ostrzej, na co Tygrys drgnęła.
Teraz ten głos zdecydowanie zdawał się bardziej znajomy. Silny, a nie zmęczony i pozbawiony sił jak ten, którym za pierwszym razem wypowiedziała jej imię.
Oczy... Te błękitne, jasne ślepia, wpatrujące się w nią wyczekująco. Widziała je już, raz, na tym jednym zgromadzeniu. Nie dało się ich wyprzeć z pamięci.
— Udowodnij to — nakazała, choć jej ciało samo zdradzało, że powoli ulega i zaczyna wierzyć. Rozluźniła się, a mimo to wciąż nie spuszczała wzroku z intruza.
— Jak? — mruknęła. — Naprawdę mnie nie poznajesz? — westchnęła.
Tygrysia Smuga zawahała się. Może jej się zdawało, ale słyszała pewien zawód w jej głosie, przez co — pomimo tego, że wciąż nie była pewna, czy to jej siostra — poczuła wstyd.
— Sama nie wiem — palnęła, co było głupie, ale tylko to przyniosła jej ślina na języku. — Jesteś... Masz te oczy, tę posturę, ten sam głos... — wymieniała, przyglądając się dalej — ale twoje futro...
— Wiem, jest brudne — przerwała jej.
— Coś się stało w Klanie Klifu, że tak wyglądasz? — zapytała, powoli akceptując fakt, że to Rysi Puch. — Potrzebujecie pomocy? Poza tym... Co ty tu robisz? Przyszłaś, by mnie spotkać, czy twoje cele są jednak inne i powinnam się obawiać?
Mimowolnie kącik jej pysk drgnął. Serce zabiło mocniej, gdy po raz kolejny powtórzyła sobie w głowie, że nie jest sama na tym świecie. Ma kogokolwiek w rodzinie, na kim jej zależy.
<Ryś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz