*wschód słońca po ataku lisów*
Otworzył oczy, a przynajmniej tak mu się wydawało. Zamrugał kilka razy, nie widząc specjalnej różnicy. Niejasne przeczucie ścisnęło jego żołądek w supeł. Ostatnie strzępy snu, z którego wróciła jego świadomość, ulatywały właśnie jak babie lato na wietrze. Pozostawiły po sobie tylko lęk i niesprecyzowane obrazy.
Coś nie dawało mu spokoju, coś, co stało się wcześniej. Przeszkadzało jak nieumyte przed spaniem futro, gdy budzi się następnego ranka. Czy o czymś zapomniał? Sięgnął do swoich wspomnień, ale natrafił na pustkę. Były pasmem luźno połączonych ze sobą dźwięków, emocji i obrazów, splatały się ze sobą, pozbawione chronologii. Nie ufał temu, co odnajdywał w swojej pamięci. Część z tych rzeczy… Czy spotkał ostatnio Kawkę? Wysilił pamięć. Rozmyte obrazy, śnieg, zimno… Ratował bratu życie, kiedyś, dawno temu… A później? Ta rozmowa, była jak cień, jak sen. Tak, to musiał być sen. Nie widzieli się od roku. Nie miał pojęcia, co się z nim stało, po tym, jak mu pomógł. Próbował go szukać, wyobrażał sobie, co mu powie, gdy się zobaczą, ale chyba nigdy się już nie spotkali. Chyba…
Jego pamięć działała coraz gorzej. Przeszłość była strumieniem, z którego nie potrafił wyłowić poszczególnych momentów. Dzieciństwo, życie w Klanie Wilka, pamiętał tylko pojedyncze obrazy, a później… Później było już tylko spotkanie Iskierki, narodziny ich dzieci i to cholerne legowisko starszyzny. I strzępy emocji, które nie wiązały się z niczym więcej. Do tego sny… coraz częściej nie potrafił powiedzieć, co zdarzyło się naprawdę, a co tylko w jego głowie. Z drugiej strony… Czy miało to jakiekolwiek znaczenie? Sny, jawa, jedno tak bardzo przypominało drugie, że czasem nie dostrzegał między nimi różnicy. Czasem… czasem wolał już śnić.
Poczuł się bardzo stary i samotny. Śmierć. Stąpała za nim jak cień…
Krzyki, strach, ból. Ucieczka. Ich warknięcia. Bał się, tak bardzo się bał.
Coś się stało. Księżyc, parę wschodów słońca temu, wczoraj? Coś… Szczeknięcia, ruda rozmyta sylwetka… Lisy.
Wszystkie włosy na jego grzbiecie stanęły dęba. Pamiętał. Lisy zaatakowały ich obóz. Coś ścisnęło go za gardło. Zraniły… Iskierkę. I Kalinkę. Zabiły mentorkę Truskawka. A on uciekał. Goniły go.
Drżał. Teraz już pamiętał, choć wolałby… Wolałby, żeby to był sen.
Zwinął się ciaśniej w kłębek. Czasem naprawdę wolał sny…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz