W tym czasie Krokus nic nie robiła. Sparaliżowana, uczepiona gałęzi jak rzep, przerażona kulka patrzyła na to wszystko swymi miodowymi ślipiami, w których gromadziły się łezki. Mimo to bura nie wydawała z siebie żadnego dźwięku. Była iście przerażona, strach złapał ją w swe kleszcze, a serce biło tak szybko, jakby zaraz miało wyskoczyć z kotki.
Potem stało się coś, czego zdezorientowana, przestraszona i najeżona kotka się nie spodziewała.
Trójka jej rodzeństwa skoczyła na napastnika. Deszczyk już po chwili wylądowała na ziemi, Fiołek i Kminek zeskoczyli z napastnika. A wtedy Bylica go zaatakowała. Do nozdrzy cętkowanej dotarł metaliczny zapach szkarłatnej cieczy, która obryzgiwała szyję i pysk jej matki, kiedy ta zabijała samotnika. Już po chwili ciało opadło na ziemię. Matka sprawdziła, czy Deszczyk nic nie jest, a potem kazała burej i Skowronek zejść z drzewa. Jak gdyby nigdy nic. Jakby właśnie nie wydarzył się koszmar Krokus. Jakby dopiero co nie zabiła napastnika, który nieomal przyprawił jej najstarszą córkę o zawał serca.
Bura posłusznie zeszła z drzewa wraz ze Skowronek, po czym usiadła i zaczęła słuchać wykładu matki, uspokajając się przy tym. Potem nagle pojawiła się inna samotniczka, okazało się, iż srebrna kocica znała ją, więc nie było powodów do obaw. Żółtooka dziwiła się, że nie zeszła tam na zawał. Na pewno zapamięta to na całe życie. Mama miała rację, kiedy mówiła o tym, że lisy mogą ich pożreć.
Kiedy doszła już do siebie, całą swą uwagę skupiła na słowach starszych kocic. Nagle dostrzegła, iż Kminek zamyśliła się i mruknęła coś cicho do siebie. Krokus dostrzegając to dała delikatny kuksaniec w bok liliowej siostrzyczce. Była ciekawa, o czym brązowooka rozmyślała.
– Co tam myślisz?
– Się tak zastanawiam… – zaczęła jednolita – Myślisz, że jakby poświęcić go kamieniom, zesłałyby nam ptaki do zjedzenia? Przejechać – wskazała łapą po części ciała umarlaka, którą miała na myśli, wciąż nie dotykając go – tu o, żeby wyszły mu te organy… możemy wtedy je pooglądać… zobaczyć dokładnie co się gdzie mieści… i może coś zjeść!
Oglądnęła się na Bylicę, która musiała je słuchać, bo miała skierowane uszy w ich stronę.
Szok odbił się w ślipkach Krokusu. Nie docierało do niej do końca co mówiła siostra. A raczej ta ostatnia część najbardziej. Coś zjeść? Czy ona miała na myśli jedzenie organów tego kota czy też ptaków które mogą im teoretycznie zesłać skały?
- Hmmm….. – usłyszała mruknięcie matki, przez co skupiła na niej swój wzrok. A co ona o tym myślała? – Sądzę, że to nie głupi pomysł. Rozprujemy go, obejrzycie sobie wnętrzności, a potem oddamy części kamieniom. Ptaki zwabione potencjalnym pożywieniem przylecą. Lisy mogły by też…ale jeśli będziemy uważać…hmmm…. – zamyśliła się starsza.
- Mym zdaniem to dobry pomysł. – miauknęła Safona.
- W takim razie postanowione. – rzekła Bylica, wstając. – czas poświęcić go kamieniom.
<Kminek?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz