Ciepłe słońce zbudziło ją ze snu. Rozciągnęła się i ziewnęła, wychodząc z legowiska. Czuła zapachy wielu kotów. Naprawdę wielu. Klan Burzy zdążył się nieźle rozrosnąć.
Westchnęła i usiadła na nagrzanej ziemi, gdy usłyszała za sobą kroki.
— Idź na patrol łowiecki. Możesz wziąć kogoś ze sobą, jeśli chcesz. — prychnęła Splątane Futro.
Trochę się zmieniła, od kiedy została zastępcą. Była mniej wybuchowa i opryskliwa niż wcześniej. Czarną aż to dziwiło. Pewnie nie chciała popełnić jej błędu. Rasistka. Taka sama jak Piasek czy Rozżarzony Płomień. Skinęła jednak tylko głową, wiedząc, że póki co była bezsilna.
Wizja patrolu jej się podobała. Jak najbardziej. Nie zamierzała dłużej grzać dupska w obozie. Potrzebowała chwili samotności, by przetrawić ostatnie zdarzenia.
Krok za krokiem zbliżała się do wyjścia z obozu. Nie chciała nikogo zapraszać na patrol. Tym razem chciała pobyć sama. Tylko ona i zwierzyna. Poczuła, jak rześkie powietrze uderza w jej twarz. Otworzyła pysk, wchłaniając zapachy.
— Spójrz na te rozległe tereny, Kamienna Łapo. Spójrz na to, co jest wokół ciebie. Co czujesz?
— Króliki. — prychnęła zielonooka. — Tylko króliki.
Zamknęła oczy. Jakby znów był tutaj jej mentor.
Zdziwiła się, gdy Zwęglony Kamień stał się Zwęgloną Pszczółką. Mentor nigdy jej nie mówił, że czuł się bardziej kotką. W jej głowie pojawiało się coraz więcej wątpliwości. Zmienił się, od kiedy tutaj wrócił. Może przybił go faktz że w Klanie wciąż panowała dyskryminacja?
Idąc tak i wchłaniając zapachy, nawet nie spieszyła się z polowaniem. Dopóki do jej nozdrzy nie dotarł intensywny zapach, który dobrze znała. Zapach samotników. Najeżyła się, odsłaniając kły, gdy dostrzegła niebieską samotniczkę, która także pokazała jej szereg ostrych zębów. Zielonooka rzuciła się na nią, skacząc w jej stronę z napiętymi mięśniami łap i wysuniętymi pazurami. Obie kotki potoczyły się przez trawę. Raz to czarna była na wygranej pozycji, raz to samotniczka. W końcu Kamiennej Agonii udało się ją pochwycić i przycisnąć do ziemi.
— Czemu kręcisz się tak blisko terenów Klanu Burzy? Nie powinno cię tu być! — warknęła i rozszerzyła oczy, gdy zdała sobie sprawę, kim była nieznajoma. — S-szepcząca Dusza?
— Czemu kręcisz się tak blisko terenów Klanu Burzy? Nie powinno cię tu być! — warknęła i rozszerzyła oczy, gdy zdała sobie sprawę, kim była nieznajoma. — S-szepcząca Dusza?
- Blisko, nie na nich, Kamienna Agonio! - odwarknęła Bylica, zdenerwowana tym, że dała się powalić. - złaź ze mnie!
Czarna posłusznie zeszła, wciąż zaskoczona.
— Myślałam, że już dawno nie żyjesz. I... Ty mówisz? — rzuciła, chowając pazury.
- Nie żyję? Mam 85 księżyców, nie sto. - miauknęła spokojniej Bylica, wstając. - gadam, ale rzadko. Przynajmniej nie w Klanie Burzy, przepełnionym... ach, nie ważne. - mruknęła, liżąc się po klatce piersiowej z nerwów.
— Ej, teraz jest trochę lepiej. — mruknęła czarna, także siadając i oplatając ogonem swoje łapy. — To znaczy, było. Zajęcza Gwiazda mianował mnie na swoją zastępczynię, ale ostatnio... Powiedzmy, coś się spieprzyło. Teraz to Splątane Futro jest na mojej pozycji. — prychnęła. — Wciąż są rasiści, ale nie jest tak źle jak za czasów Piaskowej Gwiazdy. Dużo się działo przez ten czas.
- Spolotka? - miauknęła zdziwiona - ugh, chętnie bym jej pyskiem wyszorowała błoto - mruknęła - nieźle walczysz poza tym. I na twojej pozycji? Zostałaś zastępczynią wcześniej? Gratulacje! - wymruczała staruszka.
— Dziękuję — odparła Kamienna Agonia w kierunku starej znajomej. — Wciąż jest okropnie, ale nie mogę zostawić mojego domu. Nie mogę zostawić braci. Tylko oni mi pozostali po rodzinie, której Piasek oczywiście musiała się pozbyć — warknęła z wściekłością. — Nie jest ci tęskno do Klanu Burzy? Mimo wszystko?
- Trochę. Do wkładania Dzikiemu Gonowi śniegu w legowisko - zachichotała - a co tam u mojej famili? Żyją? - spytała, starając się ukryć zmartwienie - a Narcyzowy Pył? Jelonek? - spytała. - jak się miewają?
Zacisnęła zęby. Nie chciała zasmucić dawnej wojowniczki Klanu Burzy, ale co innego mogła zrobić? Musiała być z nią szczera.
— Przykro mi — powiedziała tylko. — Narcyz umarł ze starości, ale był szczęśliwy. Umarł u boku mojego dziadka, swojego ukochanego. A Jelenie Kopytko... Nie żyje. Zmarł na wojnie. — westchnęła. Pierdolona Piaskowa Gwiazda oczywiście musiała posłać nierudych na mięso armatnie. JEJ CIOCIĘ. Przez kretyńską Piasek zmarła NIEBIAŃSKI KWIAT. — Ale przynajmniej Dziki Gon i Słonecznikowa Łodyga wciąż żyją. Mają się dobrze, chociaż Dziki zdążył stracić łapę.
Kotka nieco się zasmuciła.
- Szkoda że na niego i przyszła pora, ale przynajmniej umarł ze starości.... - słysząc informację o Jelonku zamarła - wojna?! - miauknęła głośno - cholerne nocniaki! Nie dość że mi wcześniej kociaki porwali to jeszcze to!
Nie do końca obwiniała za te straty Nocniaków. Oni tylko się bronili. To Piaskowa Gwiazda musiała wymyślić sobie takie gówno i poświęcić bliskich. Zaskoczyła się jednak na informacje o kociakach.
— Masz kocięta?
- Tak. Są dość młode. Mają 10 księżycy. Na szczęście czwórka z nich uciekła od tych jadących rybą gnojów - miauknęła - niestety jedna z nich została tam, ale niech ma, to jej wybór.
— Nie spodziewałam się, że masz kocięta. — stwierdziła zgodnie z prawdą. — Ja też mam swoje. Chociaż nigdy ich nie planowałam... Nie w ten sposób. — wysunęła pazury na samą myśl o tym, co uczyniła jej Piaskowa Gwiazda.
- Przykro mi, że cię to spotkało. Niech ten kto ci to zrobił cierpi za to wieczności - miauknęła - ja też nigdy się nie spodziewałam, że się ich dorobię, aż do pewnego momentu... - tu zatrzymała się, po czym zmieniła temat - Nocniaki panoszą się na terenach, więc odeszliśmy z ich pobliża- mruknęła
— Och. Rozumiem. — odparła. — Cóż, życzę wam powodzenia. I tobie w wychowaniu swoich dzieci. Mam nadzieję, że wyrosną na dobrych samotników. Masz doświadczenie z klanu, więc pewnie będą silniejsze. — miauknęła. — Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że kiedykolwiek cię spotkam. Już byłabym mniej zdziwiona widząc Wiewiórczego Pazura na oczy... Właśnie. On i Drżąca Ścieżka zostali wygnani. Ciekawe, gdzie teraz przebywają i czy wciąż żyją. Ostatnio też umarł Bycza Szarża. — prychnęła na myśl o kocurze. — Nie jestem w stanie mu wybaczyć. Przyniósł moją matkę pod łapy Piaskowej Gwiazdy i pozwolił, by pozbyła się jej jak pchły. Nie powinna była wyganiać cię z klanu.
— Zaraz, zabili Króliczy Sus? - spytała zaskoczona. — wiedziałam, że tam się działo wiele złego, ale nie wiedziałam, że zrobili coś twojej matce.
Wysunęła pazury.
— Tak! — warknęła, czując jak z jej oczy płyną zły. — Piaskowa Gwiazda zamordowała ją na moich oczach! A potem... Potem nierudzi ginęli w niewyjaśnionych okolicznościach. Kolejny plan Piasek by nas zastraszyć. I jednym z tych nierudych był mój ojciec. Skrzywdziła też mojego brata, zrobiła mu bliznę na całe życie. Skrzywdziła też mnie — powiedziała, nie wspominając, że chodziło jej o gwałt. Z goryczą w głosie zbliżyła się do niebieskiej, opierając czarny łeb na jej ramieniu. Zazwyczaj nie lubiła się przytulać, ale teraz naprawdę czuła, że tego potrzebowała. — Skrzywdziła wszystkich. Całą moją rodzinę.
Widząc smutek czarnej kotki, Bylicy zrobiło się jej bardzo żal. Kiedy Kamień oparła na niej swą głowę, Bylica owinęła wokół niej swój długi ogon, po czym zaczęła uspokajająco mruczeć
— Tak mi przykro...gdybym tam była, to chętnie bym ją za to wypatroszyła. — miauknęła. Nie wspomniała jednak o tym, że miała już pewne doświadczenie w patroszeniu wrogów. — to okropne, co cię spotkało... — przytuliła Kamień. — jesteś silna, sam fakt że nadal tu stoisz po tym wszystkim to potwierdza.
— Tak. Zajęcza Gwiazda się jej pozbył, a ja mu w tym pomogłam. — miauknęła. — Chodzi o to, że ona wciąż jest w Klanie Burzy. Nie tak dosłownie, ale wciąż... dyskryminacja wciąż istnieje, wciąż jest wiele kotów, które ją popierają i nie wiem czy to się skończy... Kiedykolwiek. Może umarła, ale to co wprowadziła do klanu nie znikło i nie zapowiada się, żeby w bliskiej przyszłości tak się stało — westchnęła, wtulając się w futro samotniczki. Nie chciała jej mówić całej prawdy. Mimo wszystko nie potrafiła jej na tyle zaufać. Nienawidziła Piaskowej Gwiazdy. Była wściekła i rozpierała ją gorycz. Zrobiłaby wszystko, by się na nią zemścić. Za wszystkich, którzy stracili przez nią życie, zdrowie czy psychikę. Za Wilczą Zamieć. Za Sasankowy Kielich. Za Królik i Świerszcza. Za ciocię. Za brata. Za każdego nierudego, czy nawet rudego służącego jako pionek w jej okropnej brutalnej grze.
— Niestety, koty mają tendencję do podążania za nie tym, co trzeba - miauknęła cicho starsza - pewnie jednym z tych rasistów jest Żar, ten dzieciak Pszczelego Pyłku. Mały demon jeden. Rudym to na łapę, więc nie będą się buntowali. Zabawne, Moja matka i babka były szylkretami, bracia są rudzi, tylko ja nie mam ani kapki tego koloru, ale to dobrze. Przynajmniej się tak nie rozleniwiłam za czasów Piasek, której ideologia powinna gryźć piach razem z nią.
— Moja cała rodzina jest nieruda. I jestem z tego dumna — miauknęła, zgadzając się z kotką. — Teraz w Klanie Burzy większość to rudzielce. A Żar... Ostatnio, o dziwo, się skruszył. Przez jego niedoszłą miłość. — prychnęła, wywracając oczy. — Zaatakował mnie i groził życiem Wilczej Zamieci, ale jego dawny partner przekonał go do zmiany zdania. Zdradziłam mu coś, czego nie powinnam mu mówić.
Zdziwiona kocica odmiauknęła:
— Ciekawe. Dobrze mu tak, lisi bobek z niego. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży. I chciałam, abyś wiedziała, że mimo wszystko życie samotnika nie jest takie złe. Jest się wolnym jak ptak, niektórzy nawet żyją w mniejszych czy większych grupkach. Na przykład ja, z gromadką kociaków — rzekła, starając się pocieszyć kotkę — jeśli będziesz chciała, to zawsze jesteśmy otwarci na nowego członka grupy. A jak nie chcesz, to pamiętaj, że zawsze służę radą i pomocą. W końcu mimo wszystko część z tych kotów to moja rodzina, nie chcę, żeby cierpieli, albo podążali za głupimi ideami kolorystycznymi.
— Dziękuję. Chyba jednak pozostanę przy klanie. Urodziłam się tu i nie chcę go zostawiać aż do końca mojego życia. Nie mogę zostawić go, gdy najbardziej potrzebuje kogoś, kto jeszcze nie stracił łba przez rasizm. — prychnęła. — Jednak chętnie kiedyś odwiedzę ciebie i twoje dzieci. Ale od razu mówię, że kiepska ze mnie matka. Nie mam doświadczenia w opiekowaniu się młodymi.
— Ja też nie miałam — miauknęła — ale dzieci potrafią być fajne, można się z nimi bawić. Za wiele dorosłych kotów jest sztywnych. — rzekła. — a, i co z Jeżową Ścieżką? Żyje cz-czy też przeszedł na tamten świat?
— Umarł... Nie tak dawno. Teraz naszą medyczką jest Wiśniowa Iskra. Na razie nie ma ucznia, ale nie trzeba się martwić. Jest młoda, więc nie grozi nam zostanie bez medyka. — stwierdziła. — Dzieci to jednak... Nie dla mnie. Po tym wszystkim co przeżyłam chyba wydoroślałam z zabaw. Nie potrafię rozmawiać z dzieciakami, bo nie można z nimi rozmawiać na trudne tematy. Ale wciąż mam w sobie tego ducha, jak za czasów uczennicy. — zaśmiała się cicho.
— Szkoda, że Jeżyk nie żyje... a moje dzieciaki to nietypowe kocięta, porwanie odbiło chyba na nich piętno — miauknęła — nawet kiedyś walczyły z jednym samotnikiem, jeszcze przed incydentem z rybojadami. Chciał zabić moją córkę, zaatakowałam go, a potem nagle z drzewa zeskoczyły moje dzieci i go podrapały.
— Widać, że są odważne. To dobrze o nich świadczy. I o tobie też. — miauknęła. — Jak sobie radzicie z leczeniem, bez medyka?
- Wiesz, Jeżyk mi trochę pokazał. - miauknęła - sama też trochę się nauczyłam od jednej uzdrowicielki. Byłam też w siedlisku dwunogów, nie wyobrażasz sobie, jakie rośliny tam mają! Ogromne kwiaty, niektóre miały czerwone liście, a inne wyglądały jak zielone skały z kolcami...
— Nie sądziłam, że takie w ogóle istnieją — zdziwiła się. — To aż... Dziwne. Podróżujecie tak daleko, odkrywacie nowe rzeczy. My tylko siedzimy i... Jakoś to mija. Czas leci tak szybko. Ledwo byłam uczennicą, a tutaj już ponad sześćdziesiąt księżyców na karku...
— Nie sądziłam, że takie w ogóle istnieją — zdziwiła się. — To aż... Dziwne. Podróżujecie tak daleko, odkrywacie nowe rzeczy. My tylko siedzimy i... Jakoś to mija. Czas leci tak szybko. Ledwo byłam uczennicą, a tutaj już ponad sześćdziesiąt księżyców na karku...
- A co ja mam powiedzieć? Jestem stara - miauknęła, śmiejąc się - niektórzy w moim wieku pewnie są już w starszyźnie
Uśmiechnęła się lekko.
— Po tym wszystkim, co każdy z nas przeżył, po tych tragediach i brutalności... Nie wiem, czy jestem w stanie wierzyć, że Klan Gwiazdy chce dla nas dobrze. Staram się, ale nie potrafię. Niby widzą co się tu dzieje, a siedzą na dupach i nie reagują. — westchnęła. Jastrząb mówił jej, że liderzy nie otrzymują żyć, a kamienie w obozach tak naprawdę należą do Mrocznej Puszczy. — Życie to wieczny cykl. Rodzimy się w klanach i umieramy w klanach. Nowe pokolenia przejmują stery. I tak ciągle.
- Ja odkąd pamiętam, wiedziałam, że z Gwiezdnymi jest coś nie tak. Mają żyjących pod ogonem, póki ci się nie buntują. Mówi się, że są święci, ale to też kiedyś były koty takie jak my, śmierć nie daje im jakiejś wielkiej mądrości. Ale faktycznie, ostatnimi czasy coś jest z nimi nie tak. Na jednym zgromadzeniu w końcu z nieba spadał deszcz krwi i martwe ptaki. To nie ich styl.
— Pamiętam je. — przytaknęła. — Coś złego się tu dzieje i nietrudno to zauważyć. Skoro są tak dobroduszni, dlaczego niby nam nie pomagają? Dlaczego nie zesłali piorunów na Piaskową Gwiazdę, cokolwiek? Dlaczego moi rodzice z Klanu Gwiazdy wciąż mnie nie odwiedzili? Wszystko to nie ma sensu. Nie wiem już, w co powinnam wierzyć. — westchnęła. Mroczne propozycje Jastrzębiej Gwiazdy wcale nie ułatwiały jej zadania.
<Bylico?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz