Chłodna noc koiła nerwy szarganej kotki. Cisza powoli rozlegała się po polanie. Przepełnione energią kocięta spały smacznie przy rodzicielkach przegapiając wędrówkę księżyca po niebie. Wojownicy wracali do swoich legowisk rozmawiając pomiędzy sobą. Szum rozmów pomału cichł.
— Brałaś udział w wojnie?
Zjeżyła się, słysząc czyjś głos za sobą. Położyła uszy, czując przyspieszające serce. Nienawidziła tego. Tego stanu. Tej bezsilności i przerażenia. Szylkretka podeszła do niej. Kroczyła pewnie. Z dumą. Jej chłodny wzrok zlustrował ją krótko. Z obrzydzeniem. Napotkawszy się z nią spojrzeniem szybko negatywne emocje zniknęły z ślepi nieznajomej. Zmarszczyła brwi, próbując ukryć rosnący w niej lęk. Kiwnęła lekko łbem.
— Ja też. — wyznała kotka. — Stąd tu się znalazłam... Jak pewnie się domyślasz. Lecz nie to tutaj się liczy. Widzisz, sęk w tym, że ktoś z waszych zabił moją matkę. Nie żebym była jakoś do niej przywiązana czy coś, ale no wiesz. Samo w sobie to takie średnie.
Nie wiedziała do czego dążyła nieznana kotka. Próbowała wstać i odejść, lecz bura zagrodziła jej przejście.
— Wyglądasz na samotną. I słabą. Może się zaprzyjaźnimy? — zaproponowała, uśmiechając się pogodnie. — Ty pomożesz znaleźć mi mordercę matki, a ja dotrzymam ci towarzystwo, co ty na to?
Pasikonik nie była pewna, jak zareagować na to. Dawniej parsknęłaby śmiechem, wymijając kotkę. Lecz teraz żołądek ściskał ją na samą myśl o konsekwencjach tego. Nie znała jej. Nie wiedziała, jak daleko się tamta posunie. Jak bardzo walnięta była.
— Prócz palców język ci tam też odgryźli? — mruknęła zniecierpliwiona, zerkając na łapę uczennicy.
— Ja też. — wyznała kotka. — Stąd tu się znalazłam... Jak pewnie się domyślasz. Lecz nie to tutaj się liczy. Widzisz, sęk w tym, że ktoś z waszych zabił moją matkę. Nie żebym była jakoś do niej przywiązana czy coś, ale no wiesz. Samo w sobie to takie średnie.
Nie wiedziała do czego dążyła nieznana kotka. Próbowała wstać i odejść, lecz bura zagrodziła jej przejście.
— Wyglądasz na samotną. I słabą. Może się zaprzyjaźnimy? — zaproponowała, uśmiechając się pogodnie. — Ty pomożesz znaleźć mi mordercę matki, a ja dotrzymam ci towarzystwo, co ty na to?
Pasikonik nie była pewna, jak zareagować na to. Dawniej parsknęłaby śmiechem, wymijając kotkę. Lecz teraz żołądek ściskał ją na samą myśl o konsekwencjach tego. Nie znała jej. Nie wiedziała, jak daleko się tamta posunie. Jak bardzo walnięta była.
— Prócz palców język ci tam też odgryźli? — mruknęła zniecierpliwiona, zerkając na łapę uczennicy.
Szylkretka prychnęła cicho, rozpaczliwie rozglądając się za kimś, kto mógłby przerwać tą interakcje. Para żółtych ślepi spojrzała na nią. Pasikonik uciekła wzrokiem. To był jeden z ostatnich kotów, których zbawienie potrzebowała. Jego potomek.
— Wszystko w porządku, Pasikonikowa Łapo? — miauknęła Sowia Łapa, podchodząc do kotki.
— Wszystko w porządku, Pasikonikowa Łapo? — miauknęła Sowia Łapa, podchodząc do kotki.
Odwróciła wzrok. Bura szylkretka też postanowiła się zmyć. Wymamrotała coś pod nosem i odeszła ku legowisku uczniów.
— Ładną mamy noc. — mruknęła biała, wbijając spojrzenie w gwiazdy.
Pasikonik nie odpowiedziała. Spojrzała jedynie na rozgwieżdżone niebo niczym tamta.
— Ładną mamy noc. — mruknęła biała, wbijając spojrzenie w gwiazdy.
Pasikonik nie odpowiedziała. Spojrzała jedynie na rozgwieżdżone niebo niczym tamta.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz