— Co? Że ja? Och biedne stworzenie. Myślałaś, że pozwolę, by ten nierudy rządził nami? Byś ty została liderką? Skontaktowałem się z nią i jest. Moja babcia. Czy to nie cudowne? Dopiero po jej śmierci się tego dowiedziałem, a to oznacza, że pokłada we mnie nadzieje. Nie zawiodę jej. A ty... ty nie wygrasz. A teraz leć płakać z powrotem w mech, nim moje pazury się nie wysuną - zagroził, obserwując kotkę z wyższością.
Więc to przez niego. Więc to on zwołał ją na ten świat. Syknęła, kładąc uszy. Nie miała zamiaru udawać. To jego wina. Nie spodziewała się, że Piasek zdradziła się również jemu. Ale był przecież jej ukochanym oczkiem w głowie.
— Twoja ukochana Piaskowa Gwiazda mnie zgwałciła — warknęła, z coraz większą ochotą, by rozszarpać go na strzępy. — Żeby zrzucić mnie z pozycji zastępcy. Oczywiście. Tak, masz rację, Żar, mam kocięta z Zajęczą Gwiazdą, ale to nie on siedzi w tym ciele. Naprawdę popierasz kogoś, kto robi takie rzeczy? — wrzuciła wszystko na jednym tchu. — Wiem. Wiem o tym, że Piaskowa Gwiazda przejęła ciało Zajęczej Gwiazdy. Sama mi to powiedziała w kociarni. I wiesz co? Była głupia, że to zrobiła — fuknęła, jeżąc się na całym ciele. — Zresztą nawet, gdyby mi tego wtedy nie wyjawiła... Domyśliłabym się. Ona nie zachowuje się jak Zając. Nawet nie próbuje udawać. Robi to samo co wcześniej i oczekuje innych skutków. Że wszyscy usiądą na dupie i nie będą się buntować. Jak możesz popierać kogoś takiego? Nie jesteś dobrym kotem, jesteś wyprany z uczuć tak samo jak ona
— Jesteśmy rodziną, więc czego oczekujesz? Opiekowała się mną lepiej niż matka. Twoje słowa mają mnie ruszyć? Nie bądź śmieszna. Oczywiście, że popieram. Zrobiłbym jako lider dokładnie to samo!
Zesztywniała. Był zniszczony do cna. Przez nią. I uważał, że to co robi jest dobre.
— Nie — wyharczała. — Ty po prostu za nią ślepo podążasz. Za kimś, kto mordował niewinne koty. Widziałeś tyle okropnych rzeczy, które zrobiła i wciąż nie masz nic przeciwko? Zamordowała moją matkę na moich oczach. Opętała lidera, wykorzystała mnie, dyskryminowała koty przez jakiś idiotyczny kolor futra, zbeszcześciła czyjeś ciało... Mogłabym wymieniać bez końca. To jest tyranka, nie liderka — miauknęła. Był taki sam jak ona. Zupełna imitacja Piaskowej Gwiazdy. — Ona sprowadzi ten klan na dno!
— Oj nie popłacz tutaj się. — prychnął. — Popierałem ją wtedy i będę i teraz. Myślisz, że nawrócisz mnie? Ale słodkie, że pomimo tego co ci zrobiłem, nadal próbujesz.
— Nie próbuję cię nawracać, mówię ci prawdę, którą odrzucasz — warknęła, czując jak jej kończyny zaczynają drżeć, a oczy łzawić. Nie potrafiła już dłużej tak rozmawiać. — Nie widzisz tego, co zrobiła? Ile kotów skrzywdziła? Jesteś ślepy. Tak samo jak ona.
Wysuwała i wsuwała pazury. Nienawidziła ich wszystkich. Nie chciała się na to zgadzać.
— Ja też skrzywdziłem wiele kotów. Nie powiesz, że nie. Ty i Tygrysia Smuga jesteście siebie wartę. Mówi się coś do was, a wy nadal swoje. Nie. Pomogę. Ci. Zrozum to wronia strawo. Brzydzę się twoim wyglądem i żałosnością. Gdybym miał wybór, to pewnie bym was wszystkich wybił, bo jesteście tylko dla nas problemem.
— Do ciebie nic nigdy nie dotrze. Idziesz śladami tyranki i nie widzisz w tym nic złego! — w końcu nie wytrzymała. Wysunęła pazury, dając mu prosto w pysk. Wszyscy zobaczą. Wszyscy pożałują swoich plugawych czynów. Klan Burzy nigdy nie miał tak wyglądać. I nie zamierzała pozwalać na to by tak było. Wszyscy się mylili. Myśleli, że cokolwiek osiągną, a byli tylko pionkami w jej niekończącej się rozgrywce.
Złapał się za policzek, po którym spłynęła krew. Z jego gardła wydobył się warkot, a kły wysunęły. Rzucił się na kotkę, zwalając ją złap.
— Jak śmiałaś mnie uderzyć?! Naprawdę chcesz przejść na tamten świat, co?! Może ja mam cię teraz zgwałcić? Czy wtedy zrozumiesz, że ze mną się nie zadziera wronia strawo?!
Nastroszyła futro.
— Tylko spróbuj, plugawa ruda istotko — prychnęła, mrużąc oczy i rzucając mu wyzywające spojrzenie. — I tak byś tego nie zrobił, wszyscy to wiemy. Nie żałuję, że cię uderzyłam i chętnie zrobiłabym to jeszcze milion razy.
Zdziwiła się, gdy rudy faktycznie złapał ją za kark i zaczął wynosić z obozu z zaskakującą siłą. Wysunęła pazury, uporczywie szurając nimi po gruncie. Jej oczy rozszerzyły się. No chyba nie zamierzał....?
— Puszczaj — syknęła. Nie znowu. Nie kolejny raz.
Wydał gardłowy pomruk zmieszany ze śmiechem, ciągnąc ją poza obóz i dopiero tam puszczając.
— Oj nie bój się. Wolałem to zrobić bez świadków — miauknął, po czym walnął ją w pysk.
Wysunęła kły, kładąc uszy.
— Nie zbliżaj się do mnie!
— Nie bój się. Nie zamierzam skazić siebie twoją osobą. Nie pociągasz mnie aż tak. Co innego sprawienie ci bólu — uśmiechnął się, atakując kotkę.
Odskoczyła, mierząc go czujnym wzrokiem. Wiedziała. Wiedziała, że by się nie odważył.
— Jestem od ciebie starsza i dużo bardziej doświadczona. Naprawdę chcesz w ten sposób rozstrzygać spór? — parsknęła. Nie pogardziłaby okaleczeniem perełki Piaskowej Gwiazdy. Nawet jeśli to miałoby oznaczać dla niej karę. Już niejedną przechodziła.
— Owszem. I nie afiszuj się tak. Jesteś starsza, ale leżałaś całe księżyce rycząc, a ja wypracowałem masę mięśniową, którą możesz mi tylko pozazdrościć. Nie wygrasz ze mną. — zamruczał. — Lepiej już zacznij błagać o litość.
— Dobry sposób dowartościowania się. Pewnie przez to, co ostatnio przechodziłeś? — miauknęła, uśmiechając się zadziornie. Czuła, jak ten sam duch zza uczniowskich czasów do niej wraca. — No wiesz, ostatnio chodziłeś taki zmizerniały... Chyba nie tylko ja tutaj ryczałam. Co cię tak przybiło, Żar? Może ktoś bliski cię opuścił... Znowu?
Drgnął, patrząc na nią w szoku. Zawarczał, opuszczając uszy
— Nieprawda! Wypluj te słowa! Nic nie wiesz!
Wysunęła brodę do góry. Czyżby trafiła w czuły punkt?
— Tak, Żar, dobrze wiem. Wszyscy których kochasz opuszczają cię tak łatwo jak cię poznają. Może jesteś niewystarczający? Może każdy kto pozna twoją osobowość już nigdy więcej do ciebie nie wraca? Współczuję ci. Twój kochanek pewnie już nigdy do ciebie nie wróci. — rzuciła i podeszła jeszcze krok bliżej, by całkowicie go pochwycić.
— Zamknij się! Nic nie wiesz! — zaskomlał, cofając się o krok. — On wróci! Kocha mnie! Będziemy razem, nic nas nie rozdzieli, żaden parszywy nierudy! Wymordujemy was!
Uśmiechnęła się, czując, że ma go w garści. Tak jak wtedy, gdy po ciężkim polowaniu uporczywie trzymała przy sobie swoją zwierzynę, nie chcąc jej oddać rudzielcom.
— Kocha cię? Wygląda na to, że nie. Po takim czasie już by do ciebie wrócił i zaczął znowu z tobą rozmawiać. Ale jak widać... Jesteś dla niego okropnym partnerem, prawda? — mruknęła kokieteryjnie. Czuła się jak potwór, manipulując jego uczuciami, ale robiła dokładnie to co on wobec niej. On i Piaskowa Gwiazda. I wszyscy. Zasługiwał na to. Robiła to w samoobronie. Miała prawo. — Ale któż może się dziwić... Nawet ojciec się do ciebie nie przyznał. Może zawodzisz wszystkich wokół siebie? Pewnie Piaskowa Gwiazda także się od ciebie odwróci, kiedy przyjdzie co do czego.
W oczach zebrały mu się łzy, które gwałtownie przełknął. Rzucił się na kotkę, wbijając ją w ziemię, szczerząc kły nad jej pyskiem.
— Jesteś tylko paskudną nierudą. Nic nie wiesz. To przez Tygrysią Smugę. Myśli, że ja i ona jesteśmy parą. To przez nią. Zabiłbym ją... bardzo mnie kusi, ale się powstrzymuje dla babci. A ojca mam gdzieś. Nie obchodzi mnie on, nigdy nie obchodził. A babcia nie opuści mnie. Nie zrobiła tego po swojej śmierci i nie zrobi teraz. Nie dam jej powodu, czaisz?
Zauważyła łzy. Uśmiechnęła się, rzucając mu długie spojrzenie.
— Ach tak? Bo dotąd byłeś silny i nic nie powodowało u ciebie płaczu. A wiesz... Piaskowa Gwiazda nienawidzi słabości. Rozmawiałam kiedyś z jej synem. W przeciwieństwie do Wiewiórczego Pazura on okazywał słabość. Odrzuciła go, zresztą sam możesz to wywnioskować po tym, że po moim dziadku na zastępcę wybrała właśnie Wiewióra, a nie jego. A teraz ty, ten sam Rozżarzony Płomień płacze... Piasek zobaczy twoje łzy i cię porzuci tak samo. Już Pokręcony Łeb polubi bardziej. Zresztą to ją ustanowiła zastępcą, a nie ciebie. Powoli się ciebie pozbywa.
Docisnął bardziej łapę do jej ciała. Mogło to wydawać się dwuznaczne, ale w tej chwili naprawdę ledwo panował, by nie odgryźć jej języka.
— Nie jestem słaby! —wydał z siebie piskliwe chrząknięcie zmieszane z warkotem, by pokazać, że nie był słaby. — Splątane Futro... ona... była wybrana, bo była starsza. Dlatego. To było jeszcze przed nim... Nie jestem słaby. Za to ty tak. I wcale... nie płaczę. Nie przy kimś takim jak ty!
— Widziałam dobrze twoje łzy. Przecież wyszkoliłeś już dwóch uczniów, więc mogła wybrać ciebie, a tego nie zrobiła. — dodała. — może potrzebujesz przytulenia, co, Żar? Ale od Piasek go nie dostaniesz. Ona na ciebie patrzy pod względem tego jak bardzo jesteś użyteczny. — rzuciła.
— Nie potrzebuje żadnego... tulenia, jasne? - zacisnął pysk, że aż mu chrupnęło w szczęce. — Mówisz tak, bo zazdrościsz, że mam kogoś kto jest potężny i wpływowy i nie miesza mnie z błotem jak ciebie. Zazdrościsz, że nie jesteś ruda. A ja nie przejmę się twoim kłapaniem języka, bo nie jesteś tego warta. Nie zranisz mnie. Jestem od ciebie silniejszy.
— Jestem dumna, że jestem nieruda. Tak jak cała moja bliższa rodzina. — odparła pewnie, nie odwracając od niego wzroku. — Wolę być nieruda i sama walczyć o swoje prawa, niż ruda i nie robić nic oprócz grzania swojego tyłka i bycia zaślepionym manipulacją Piaskowej Gwiazdy. — zamilczała na chwilę. — Zraniłam cię, nawet jeśli próbujesz temu zaprzeczać. Widziałam twoje łzy. Czemu się ich boisz? Bo boisz się odrzucenia? Nawet nie wiesz, ile razy ja płakałam. I uważałam to za coś złego — parsknęła. — Nie widziałam u ciebie nawet żadnego znaku przejęcia, gdy zamordowałam twoją matkę. Żadnych łez. Jedynie gniew. Coś nas jednak łączy, nie sądzisz? — rzuciła. Nawet jej się nie śniło odwracać wzroku.
Wmurowało go.
— Jak to... zamordowałaś mamę? — rzucił w eter, zmieniając od razu całą swoją pozycję. Sierść zjeżyła mu się aż po koniuszek ogona, a z gardła wydobył warkot. Wbił coraz bardziej zaślepione wściekłością oczy w czarną. — ZABIŁAŚ JĄ?! CHYBA ŚNISZ, ŻE JESTEŚMY PODOBNI. ZAMORDUJE CIĘ. Ale powoli. Będę rozrywać cię i jadł byś czuła jak najwięcej bólu! — wrzasnął, wbijając kły w jej łapę.
Syknęła i zaczęła kopać go mocno tylnymi łapami, by go z siebie zrzucić.
— Tak. To ja to zrobiłam — warknęła. — I nie żałuję! I tak jej nie doceniałeś. Co się zresztą dziwić. — splunęła.
Był psychopatą. Wariatem. Jak mógł tak mówić? Jak mógł tak postępować?
Wrzasnął gardłowo, plując krwią z jej łapy.
— KOCHAŁEM JĄ! TO BYŁA MIMO WSZYSTKO MOJA MAMA! CHCIAŁEM ZNALEŹĆ MORDERCĘ I GO ZABIĆ! OBIECAŁEM JEJ TO! I TERAZ TO ZROBIĘ! ZABIJĘ CIĘ!
— ZŁAŹ ZE MNIE — wrzasnęła, wysuwając pazury i osłaniając się nimi, wymachując nimi na oślep. — Zrobiłam to co Piaskowa Gwiazda zrobiła z moją matką! Pszczoła na to zasługiwała! Zdemoralizowała moje rodzeństwo!
— TO CZEMU ZABIŁAŚ MOJĄ MATKĘ, A NIE JEJ?! ONA NIC NIE ZROBIŁA! ZAJĘŁA SIĘ TWOIM RODZEŃSTWEM, A MOGŁA JE PORZUCIĆ, BY UMARŁY Z GŁODU! — wrzeszczał, odbijając jej ciosy, nie dając jej możliwości ucieczki - MYŚLISZ, ŻE MI SIĘ TO PODOBAŁO? ŻE MIAŁA INNE DZIECI? I TO NIERUDE?
— Zrobiła to na polecenie Piaskowej Gwiazdy, nie z własnej woli! — wrzasnęła, zaczynając wić się jak dżdżownica, byle uniknąć Żara. — ZNISZCZYŁA ICH. WPLOTŁA DYSKRYMINACJĘ W ICH UMYSŁ. MIAŁAM PRAWO SIĘ ZEMŚCIĆ ZA KRÓLICZY SUS. OKO ZA OKO, ZĄB ZA ZĄB!
— ZARAZ JA CI DAM OKO ZA OKO, ZĄB ZA ZĄB. —Wgryzł się ponownie w jej łapę.
— PUSZCZAJ MNIE! POMYLIŁO CI SIĘ COŚ, PSYCHOPATO? — zasyczała. Podniosła drugą łapę i zaczęła drapać jego pysk, by przestał ją szarpać. — ODERWIESZ MI JĄ!
Puścił jej łapę.
— I bardzo dobrze! To chcę zrobić! Byś tu zgniła! - zasyczał. — A jak nawet uciekniesz to Piaskowa Gwiazda cię dopadnie. Dostaniesz wyrok śmierci
— Nie! — warknęła. — W twoich snach! Piaskowa Gwiazda nic mi nie może zrobić! To ona zasługiwała na śmierć! Nie powinno jej tu być!
— Ale jest! A ty się wkopałaś! Dlatego pożegnaj się z życiem!
— Powinieneś mi dziękować, że podałam ci prawdę na tacy! To było dawno! Wieki temu!
— ZABIŁAŚ MI MATKĘ I MAM CI DZIĘKOWAĆ?! ŚNISZ! MOŻE ZABIĆ MAM W ZAMIAN KOGOŚ CI BLISKIEGO? WILCZĄ ZAMIEĆ?
Zesztywniała, słysząc jego słowa.
— N-nie waż się jej skrzywdzić — wysyczała, wbijając w niego wzrok zielonych ślepi.
— Daj mi więc coś w zamian. Coś co sprawi, że ci wybaczę. Bo jak nie... to zabije ją... w zamian za oszczędzenie twojego życia.
— A co takiego chcesz w zamian? — miauknęła, czując jak serce bije jej szybko jak nigdy dotąd. Nie powinna była tego mówić.
— Chcę... — zawahał się. — Chcę Rudzika... — miauknął powoli się rozluźniając. — Chcę by mnie kochał i mi wybaczył. To chcę. Najbardziej na świecie niż zabicie ciebie.
— Jak ja mam do cholery sprawić, by cię znowu pokochał? — syknęła. Gdyby była człowiekiem, już dawno by pobladła. Co jeśli on skrzywdzi Wilczą Zamieć? Nie przebaczyłaby sobie tego. Nie mógł. Nie mógł jej zabić.
— NIE WIEM. NIE OBCHODZI MNIE TO. — warknął. — To moje żądanie.
— Nienawidzę cię — rzuciła, wbijając pazury głęboko w glebę. — Zginiesz w Mrocznej Puszczy tam samo jak Piaskowa Gwiazda. Wszyscy co do jednego pożałujecie — warknęła. — Zrobię to, ale nie dla ciebie. Tylko dla Wilczej Zamieci.
— I nawzajem. Dla ciebie też tam jest miejsce, Kamień — miauknął schodząc z niej.
Wzięła głęboki wdech, gdy w końcu z niej zszedł. Spojrzała na swoją zakrwawioną łapę. Mało brakowało, a pewnie z całej tej złości oderwałby jej ją całkowicie. Rzuciła mu ostatnie spojrzenie. Mieszankę gniewu, szoku i przerażenia.
* * *
Rozżarzony Płomień zaprowadził ją tam, gdzie właśnie odpoczywał w samotności jego partner. Siedział, wbijając wzrok gdzieś w przestrzeń.
— Tam jest. Ciągle mnie odgania — Żar machnął ogonem. — Do dzieła. Zrób to co obiecałaś.
Niechętnie weszła do środka. Nie chciała tego robić. Ale co, jeśli tknie Wilczą Zamieć? Zabije ją?
Była głupia. Naraziła ją na śmierć. Nie powinna była tego mówić. Rozejrzała się, póki jej wzrok nie spoczął na rudym.
— To ty jesteś Rudzikowy Śpiew? — zagadała, krzyżując łapy, by nie było widać rany na jednej z nich, która nie zdążyła się nawet porządnie zagoić.
Spiął się, spostrzegając kotkę w wejściu do legoiwska.
— Nie — palnął niepewnie. — Musiałaś mnie z kimś pomylić...
Nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Normalnie pewnie by wyszła, ale czuła obecność Rozżarzonego Płomienia.
Pokręciła głową.
— To było dość głupie pytanie. — miauknęła, czując na sobie presję. — Przepraszam. Nazywam się Kamienna Agonia. Chodzi o to... Słyszałam, że łączyło cię coś z Rozżarzonym Płomieniem, prawda? — miauknęła i usiadła powoli, zasłaniając łapy ogonem.
Rudzikowy Śpiew zamarł, rozszerzając ślepia z przerażenia. Zacisnął mocno powieki, kryjąc pysk między przednimi łapami.
— Nie wiem nawet, kto to jest — zadręczał. — Ale... Miło mi cię poznać.
Nie podobało jej się, że kocur tak się wymigiwał z rozmowy. Naprawdę nie chciała tu być. Nie chciała go znać. Chciała dać mu spokój albo wręcz ostrzec go przed Żarem. Ale nie miała wyboru. Ciążyło na niej życie Wilczej.
— Słuchaj, wiem, że dla nas oboje to będzie dość niekomfortowa rozmowa, wiadomo, ciężko jest mówić o związkach... Ale proszę cię o szczerość. Możesz się mi zwierzyć, pomogę wam odbudować relację.
Nocniak nastawił ucho, powoli unosząc głowę i wbijając w nią spojrzenie, w którym krył się brak jakiegokolwiek zrozumienia.
— Dobrze, będę z tobą szczery — westchnął, zdobywając się na odwagę. — Nie chcę go znać. Dlaczego ci zależy na tym, żeby nasze relacje zostały naprawione? — mruknął. — Dla nich nie ma ratunku. Ja się staram o nim zapomnieć i o wiele lepiej mi się żyje z myślą, że go nie ma.
— Wiesz, Żar to... mój.... yy, dobry kolega. Tak. Kolegujemy się. — miauknęła. — Odkąd ciebie stracił chodzi bardzo przybity i nic go nie uszczęśliwia. Rozumiem, że być może myślisz, że nie da się już tego naprawić, ale uwierz mi, da się. Ja... Ja sama pokłóciłam się kiedyś z moją ukochaną. Przed długi czas byłyśmy sobie wrogie. Nie chciałyśmy siebie znać. A gdy porozmawiałyśmy szczerze... Wyjaśniłyśmy sobie wiele spraw i znowu zaczęłyśmy darzyć się uczuciem. Nawet się pocałowałyśmy — powiedziała. Mówiła oczywiście o Wilczej Zamieci. Sama nie do końca wiedziała co czuła do kotki i czy była to miłość, czy coś zupełnie innego. Jednak w tej rozmowie to nie było ważne. Ważne było to żeby przekonać Nocniaka do pokochania znowu Żara. — Mam na myśli, że skoro było wam tak dobrze, to możecie do tego wrócić. Po prostu porozmawiajcie szczerze, przeproście siebie nawzajem... — zaproponowała. Miała ochotę wyszeptać mu prawdę, ale nie miała pewności, czy Żar to usłyszy. Miał nadzieję, że nie zauważył jej nerwów. Wtedy już w ogóle straci na wiarygodności.
Skrzywił się, milknąc na krótką chwilę.
— To świetnie, że tobie się w życiu układa. Gratulację — zawahał się, przełykając głośno ślinę. — Mimo to związek na odległość wygląda inaczej. Nie wiem, jaki Rozżarzony Płomień jest naprawdę, znałem go tylko z krótkich spotkań na zgromadzeniu i... I wtedy, gdy widywaliśmy się na granicy — wyznał. — Nie każdy związek musi być tym udanym. Ja i Żar nie pasujemy do siebie, ja to czuję i on też musi się z tym pogodzić. Nie chcę do tego wracać, lepiej mi bez niego, naprawdę. Proszę, nie zadręczaj się jego stanem, sam kiedyś zrozumie, że nie byliśmy dobrymi partnerami i zapomni o mnie na dobre. Zamiast tracić czas na rozmowę ze mną, idź go po prostu wesprzyj, skoro się przyjaźnicie — poprosił.
Spuściła wzrok, rzucając mu ukradkiem błagalne spojrzenie. Czuła, że się tam zaraz poryczy. Nie mogła stracić Wilczej Zamieci. A kocur nie wydawał się specjalnie chętny do wrócenia do tej relacji. Rozumiała go, ale nie mogła mu odpuścić. Nie mogła.
— Daj mu jeszcze jedną szansę. Ty może go nie znasz, ale ja tak. To naprawdę... Miły, uczynny kocur. Pomaga wszystkim dookoła, dobrze walczy, przytuli, gdy sytuacja tego wymaga. A w tym wszystkim przede wszystkim odważny i lojalny. Woli bardziej kocury od kotek — dodała.
Westchnął, okrywając się ogonem.
— Rozumiem, że zależy ci na jego szczęściu, ale ja po prostu tego nie chcę — przyznał. Spojrzał na nią podejrzliwie. — Musisz być naprawdę wyjątkowa, skoro cię lubi. Często powtarzał, że kotki w jego klanie są głupie i nikt za nim nie przepada. Nie wspominał ani razu o tobie, na pewno zapamiętałbym twoje imię. Zresztą, nie wiem, podobno ma obsesję na rudym futrze, tak jak zresztą większość z was. Zgaduję, że gdybym był bury albo miał jakkolwiek inny kolor sierści, to nigdy by nawet nie zwrócił na mnie uwagi.
Nie wiedziała co odpowiedzieć. Czuła, jakby zabrakło jej języka w pysku.
— Jestem wyjątkiem. — powiedziała powoli. — Lubi niektóre nierude koty... To zależy. Zresztą, czarne koty czasem rudzieją, prawda? Może się wydawać, że by cię nie pokochał, gdybyś nie był rudy, ale prawda jest inna. Naprawdę. — próbowała go przekonać z coraz bardziej zalewającym ją strachem i stresem. — Pewnie o mnie nie wspominał, bo kumplujemy się dość od niedawna. — zaśmiała się nerwowo. — Ale naprawdę dobra z niego osoba. Wyjdźcie razem na spacer, porozmawiajcie, może będzie lepiej?
— Przysięgam, że nie chcę — zapewniał. — Ja naprawdę nie mam sił na niego. Nie jestem mu potrzebny, niech idzie się pocieszyć do swoich kochanek, z którymi mnie zdradzał. Ja... Jasne, było mi po tym ciężko. Wiesz, to przykre, kochasz kogoś, a on okazuje się zwykłym kłamcą — westchnął, chyląc głowę. — Ale pogodziłem się z tym, znalazłem sobie kogoś nowego w Klanie Nocy i jestem z nim szczęśliwy. To znaczy... byłem, bo teraz mnie tam nie ma. Nie mogę oddać mu na nowo serca, kiedy podarowałem je innemu — stwierdził.
Nie podobało jej się, że kocur tak trzymał przy swoim. Postąpiła idiotycznie. Nie powinna była się w to w ogóle mieszać.
— Z jakimi kochankami cię zdradzał? Jak sam powiedziałeś, Żar nie przepada za kotkami. — miauknęła. — Jeśli nie chcesz pójść na spacer z nim, to może pójdziesz ze mną? Porozmawiamy. — zaproponowała, byleby zyskać choć chwilę samotności, bez presji, że gdzieś tam z tyłu jest Żar, który to wszystko podsłuchuje.
Jego wyraz pyska złagodniał. Wydawał się szczerze zainteresowany jej propozycją.
— Będę mógł z wyjść tylko z tobą, tak po prostu? — spytał, nieumiejętnie kryjąc ekscytację w głosie. — Pójdę, bardzo chętnie rozprostuję kości i się przewietrzę — kontynuował, momentalnie zrywając się na równe łapy. — Te kochanki... Nie wiem, jak miały na imię. Jedna była taka jasnoruda, z niebieskimi oczami, a druga w większości czarna, ale też miała rudy, taki bardziej intensywny. Miała brązowe oczy i pędzelki na uszach — mówił bez wahania, gotowy do opuszczenia tego miejsca.
— Pewnie będziemy musieli wziąć koty, które będą cię asekurować. Mnie też to się nie podoba, ale trzeba wypełniać rozkazy lidera. — westchnęła. — Ale obiecuję, że będziemy na takiej odległości, żebyśmy mogli spokojnie porozmawiać. — powiedziała. — Co do kochanek... Ta z pędzelkami to Czajkowe Zaćmienie. Córka lubej, o której ci wcześniej mówiłam. Była uczennicą Rozżarzonego Płomienia, nie łączy ich miłość. A Tygrysiej Smugi Żar nie lubi. To ona coś sobie ubzdurała, ale on odrzuca jej zaloty. Kocha tylko ciebie.
— Mhm. — Wydawało się, że zainteresowanie kochankami przeszło mu. — A koniecznie musimy kogoś brać ze sobą? Nie lubię tłumów, stresuję się wtedy i ciężej mi się mówi — mruknął, starając się ją przekonać do pozostania we dwójkę. — Nie da rady się jakoś wymknąć niezauważalnie? Proszę, na pewno dasz radę coś wymyśleć, wyglądasz na mądrą — dodał, patrząc na nią błagalnie.
Pokręciła głową. Miała już na karku groźby Rozżarzonego Płomienia, nie miała zamiaru rozliczać się jeszcze z Piasek. Tym bardziej, że ta mogła jej zrobić dosłownie wszystko.
— Przepraszam, ale nie mogę. Obiecuję, że będą w wystarczającej odległości od nas, byś nie był przytłoczony ich obecnością. Jeśli boisz się iść z nimi, możemy też przejść się po obozie. Rozumiem twój stres, to w końcu obce dla ciebie koty.
Dawny zastępca Klanu Nocy zawahał się.
— Wolałbym się przejść na spacer nad jakąś rzekę — zaczął niepewnie. — Wiesz, tęsknię za wodą, a skoro i tak musimy z kimś iść, to będziesz miała pewność, że nie ucieknę — dodał.
— To zbyt blisko terytoriów Klanu Nocy. Poza tym, jesteś Nocniakiem, umiesz pływać. — miauknęła podejrzliwie i westchnęła. — Proszę, nie kombinuj. Chcę tylko pomóc wam naprawić związek. Nie chcę, żeby moje zaufanie zostało wykorzystane.
Z irytacji przerwócił oczami.
— Ale ja nie chcę pomocy w związku, ja chcę się stąd wyrwać — burknął, niezadowolony, że tak łatwo go przejrzała. — Cieszę się, że jesteś milsza od reszty i zachowujesz się normalnie w stosunku do mnie, ale ja nie daje sobie tutaj rady. Sam fakt, że Rozżarzony Płomień jest gdzieś blisko mnie przeraża. Ja naprawdę się go boję, nie chcę go znać i czuję się lepiej bez niego, ile razy mam ci to powtarzać, byś dała sobie spokój? — spytał delikatniej.
Poczuła, jak jej kończyny wiotczeją. Co ona teraz miała począć?
Głupia. Głupia.
Cholerny Rozżarzony Płomień.
— Rozumiem twój ból. Jednak zdradzę ci parę rzeczy, które na pewno pomogą wam odbudować związek. — powiedziała i nachyliła się mu do ucha, z płonną nadzieją, że Żar tego nie usłyszy. — Słuchaj, wiem, nam obojgu się to nie podoba. Wiem, jaki jest Żar. Ale zagroził mi życiem ukochanej i jeśli nie naprawię waszego związku, to ją zamorduje. Proszę, zrób to dla mnie. Odwdzięczę się — wyszeptała do niego z goryczą w głosie. Ona i Wilcza zaszły tak daleko. Nie mogły teraz umrzeć przez jej głupotę.
Rudzikowy Śpiew spinał się coraz mocniej, z każdym wypowiedzianym przez nią słowem.
— Ale... Ale dlaczego, co? — wykrztusił, najwyraźniej zbyt głośno, bo spojrzała na niego zestresowana. — Ja... — ściszył głos. — Nie wiedziałem, że on jest aż taki zły. To znaczy, miałem podejrzenia, ale żeby grozić śmiercią? — wymamrotał, zastygając w bezruchu. — Nie, przykro mi, nie dam rady kiedykolwiek wrócić do tego potwora. Nie możesz uciec ze swoją ukochaną? Błagam, nie chcę go nigdy więcej widzieć, to kosztuje mnie zbyt wiele nerwów, a nie chcę mieć twojej partnerki na sumieniu — wyjąkał.
— Nie mogę zostawić Klanu Burzy. sytuacja tutaj jest okropna. Kocham ten klan, a został zniszczony przez... Uh, nieważne — wyszeptała. — On cię kocha, proszę... Powiedz mu chociaż, żeby nikogo nie krzywdził. Proszę. Będę miała do ciebie dług na całe życie. Zrobi dla ciebie wszystko, oszalał na twoim punkcie.
— I to mi się wcale a wcale nie podoba — przyznał, gryząc się w język. Widać było, że stres u niego osiągał najwyższy poziom. — Mogę spróbować przemówić mu do rozsądku. Powiedz tylko, gdzie go znajdę. A potem... Potem daj mi spokój, proszę.
— Jasne. Nie będę cię dłużej męczyć. — obiecała. — siedzi gdzieś tam, wszystko podsłuchuje. — wskazała lekko koniuszkiem ogona.
— Podsłuchuje?! — wykrztusił oburzony. — Przecież... A zresztą, nieważne — westchnął, wymijając ją bez wahania i opuszczając próg legowiska.
Jeden krok i prawie wpadł wprost na łapy Rozżarzonego Płomienia. Czarna podążyła za nim, zatrzymując się blisko i dając im trochę przestrzeni. Nawet nie mogła określić w żadnych słowach, jak wdzięczna była Nocniakowi.
— Mam rozumieć, że siedziałeś tu cały czas? — zaczął, niechętny do tej rozmowy. — Dobrze się czujesz, czy całkowicie ci odbiło? — spytał ostrzej.
Widziała na pysku Żaru niezbyt przyjemne emocje. Musiał być na nią wściekły. Nie dziwiła się, ale też nie żałowała, że zdradziła rudemu prawdę.
Rozżarzony Płomień skulił uszy na jego wybuch, spuszczając wzrok na łapy. Nigdy nie widziała go tak przybitego. Na Klan Gwiazdy i Mroczną Puszczę, ten cały Rudzikowy Śpiew musiał wywierać na nim ogromny wpływ. Podporządkował sobie potwora.
— Przepraszam, po prostu zależy mi na tobie... — wydukał syn Pszczelego Pyłku.
— Nie, tobie wcale na mnie nie zależy. Ty... ty jesteś chory — wykrztusił. — Twoja obsesja mnie przeraża. Jesteś zwykłym potworem bez serca, nie zasługujesz na jakąkolwiek miłość — mówiąc to, skrzywił się i odsunął na krok. — Nie możesz w swoje problemy mieszać innych, a tym bardziej w taki sposób. Nie będę w stanie nigdy spojrzeć na ciebie, skoro jesteś gotów zabić kogoś, tylko dlatego, że sam sobie nie radzisz — syknął, ale jego głos brzmiał słabiej, niż chciał. — Nie jestem w stanie nawet cię szanować, skoro w ogóle wziąłeś pod uwagę zamordowanie kogoś. Rozumiesz sam siebie? Nie masz prawa decydować o kogokolwiek życiu, więc dlaczego bawisz się w nie wiadomo kogo? Za kogo ty się w ogóle masz? Myślałem... Ja zawsze miałem cię za kogoś dobrego, ale z każdą rozmową wydajesz mi się coraz gorszy.
Po pysku Żara zaczęły spływać łzy. Oglądała to wszystko w milczeniu. Pręgowany klasycznie wojownik rzucił spojrzenie do legowiska, zaciskając zęby, nim spojrzał ponownie na Rudzika, kuląc się bardziej w sobie.
— Ona kłamie! Sama jest morderczynią. Zabiła moją matkę. — wymiauczał piskliwie próbując powstrzymać łzy. — Nikogo bym nie zabił Rudzik. Naprawdę. Ona kłamie. Rudzik proszę. Nie mów tak... Ja cię kocham. Jesteś moim słońcem na niebie. Zrobiłbym dla ciebie wszystko.
Kotka zacisnęła zęby. To był błąd mówić mu to. Czy Nocniak postanowi się od niej odwrócić, wiedząc, że też nie jest tak zupełnie niewinna?
— Zabiłam ją dla dobrej sprawy — wtrąciła zza pleców Rudzika, by się wytłumaczyć. — Żeby powstrzymać Piaskową Gwiazdę przed dalszą dyskryminacją, którą popierasz. Twoja matka niszczyła moje rodzeństwo.
— Przykro mi Żar, ale nie jestem w stanie uwierzyć w ani jedno twoje słowo — odparł Rudzikowy Śpiew, wzdychając. — Ale tym bardziej nie mogę tolerować tego, co robisz. Nie zasługujesz na miłość, jeśli chcesz zabić komuś ukochanego tylko dlatego, że tobie się nie powodzi. Przyrzekam ci, że nigdy w życiu mnie więcej nie zobaczysz, jeśli dowiem się, że dalej grozisz innym śmiercią i zachowujesz się jak zwykły tyran. A jeśli kogokolwiek zabijesz, to zrobię wszystko, byś i mnie zobaczył martwego.
Żar pokręcił głową, bardziej się kuląc.
— Nie chcę cię stracić, Rudzik. Proszę. Nikogo nie skrzywdzę. Obiecuje. Ale daj mi szansę. Błagam. Nie zostawiaj mnie. Moje życie bez ciebie nie ma sensu. Rudzik... — ryczał. — Ja nie kłamię...
Poczuła na sobie spojrzenie Rudzikowego Śpiewu.
— Nie dam ci od tak szansy, nie mając pewności, że się w ogóle zmienisz. Nie wiem, czy zaraz nie skatujesz jakiejś biednej kotki za to, że jej partnerka była ze mną szczera — kontynuował, coraz bardziej zmęczony tą rozmową. — To właśnie jeden z głównych powodów, dla których nasz związek nie miał sensu. Nigdy nie byłeś ze mną szczery.
— Nie zrobię tego. Naprawdę. Uwierz mi, Rudzik. Zrobię wszystko, wszystko byś mi wybaczył. Proszę. Tylko mnie nie zostawiaj — miauczał żałośnie Rozżarzony Płomień. — Będę z tobą szczery, mówił prawdę, wszystko.
— Na razie zacznij od zmiany samego siebie, nim będziesz w ogóle próbował wrócić do związku ze mną — oświadczył Rudzikowy Śpiew, odsuwając się na bok. — Przeproś ją — wskazał na czarną. — Przeproś ją, jej partnerkę i wszystkie koty, które kiedykolwiek skrzywdziłeś. Mają być to szczere przeprosiny, a jeśli nie jesteś na nie gotowy, to zastanów się wpierw nad sobą i zrozum, że to co robisz, nie jest dobre i... Obrzydza mnie.
— Przeproszę. Tylko... to potrwa... — Rozżarzony Płomień podszedł do niej, cały spięty z podkulonym ogonem.
Obmierzyła go spojrzeniem z góry na dół, zatrzymując wzrok na skaleczonej łapie. Skaleczonej przez niego. Czy naprawdę dostanie przeprosiny od Żara? Od tego samego Żara, który znęcał się nad nią od dzieciństwa?
— Przepraszam. Za to, że cię wyzywałem, biłem, groziłem i za wszystko inne co ci kiedykolwiek zrobiłem. Nie skrzywdzę Wilczej Zamieci. Obiecuje.
Zdziwiła się na te słowa. Co prawda Wilcza nie była jej partnerką, jednak... Nie zamierzała poprawiać Rudzika. Za to jej wzrok utkwił się w Żarze. Rzuciła mu długie spojrzenie, powstrzymując się od odetchnięcia z ulgą.
— Doceniam twoje słowa. — mruknęła jedynie w odpowiedzi, wiedząc doskonale, że przeprosiny nie są szczere. Jakże mogłyby być. Pewnie robił to tylko dlatego, że ukochany mu kazał. I wcale ich nie doceniała. Czemu miałaby je docenić? Parę nic nieznaczących słówek? Nawet gdyby chciał jej upolować całą górę piszczek, to nie byłaby wystarczająca cena na spłacenie długu, jaki jej wisiał.
Czuła się dziwnie, słysząc takie słowa z jego ust. Czy Żar kiedykolwiek kogoś przepraszał? Zwłaszcza nierudego? Myślał, że takie słowa jej wystarczą? Powinien przeprosić cały klan i przestać wspierać Piaskową Gwiazdę. Mógł sobie ją przeprosić i co z tego, jeśli wróci do bycia potworem i tyranem, takim samym jak Piaskowa Gwiazda? Takie przeprosiny mógł sobie wsadzić w swoje rude cztery litery.
Nikt jej nie przeprosił. Nikt jej nie przeprosił za śmierć taty, za śmierć mamy, za dyskryminację, za mentora, za skrzywdzenie brata, rodziny, za kary, gwałt i znęcanie się. Nikt. Nikt nie pomyślał o przeprosinach. Żar musiał zostać kopnięty w dupę przez partnera, żeby to zrobić.
Jak już zebrało mu się na przeprosiny, to bardziej niż ją powinien przeprosić każdego, kogo krzywdził i wciąż krzywdzi. Jałowy Pył.
Na samą myśl o kocurze źle się jej zrobiło. Pieprzona Marchewka. Gdyby nie ona, wciąż by się przyjaźnili. Wciąż byłby jej słodkim, przygłupim młodszym braciszkiem.
Mimo to poczuła, jak błogie czucie okala całe jej ciało. Nie skrzywdzi Wilczej. Jest bezpieczna.
Oby dotrzymał obietnicy.
Myśli oderwały ją od rzeczywistości, jednak końcowo i tak musiała do niej wrócić. Usłyszała słowa dobiegające z pysków kocurów, ale ją to nie obchodziło. To, co zaszło między nimi nie było ważne. Ważne było, że nie musiała się już martwić.
— Świetnie, nie wydajesz się co prawda odpowiednio zaangażowany, ale jakiś poste. Ilu kotom jeszcze jakkolwiek podpadłeś? — spytał Rudzik w kierunku Żara.
— Pół klanu... — miauknął cicho, zwieszając bardziej łeb, że aż czuł że jeszcze chwila i dotknie nim ziemi. Otarł łzy z pyska, ogarniając się nieco z beczeniem.
Miała ochotę wbić mu pazury prosto w klatkę piersiową. Ryczał, oczywiście że ryczał. Tyle że to była jego wina. Zamiast użalać się nad sobą powinien wziąć się w garść. Sam na to zasłużył.
Potem przypomniała sobie jej własne zachowanie, gdy tkwiła w kociarni. Gwałt nie był jej winą, ale znienawidzenie przez większość klanu... Tak.
Nie była dobrą osobą, by tak o nim sądzić.
Była hipokrytką.
Ale wcale się tak od siebie nie różnili... Najwidoczniej.
Ta myśl sprawiła, że przełknęła nerwowo ślinę.
— Jak to pół klanu? — spytał Nocniak niemalże niedowierzając. — Czy skoro tak duża grupa kotów ma do ciebie problem, to nigdy nie pomyślałeś, że coś jest z tobą nie tak? — westchnął.
— Przepraszam. Tak zostałem wychowany i nie chciałem zawieść babci... — przyznał się Żar. — Musiałem... Gdybyś tu żył od urodzenia, też byś był jak ja.
— Czy ja wiem? — mruknął Rudzik. — Widziałem tu inne koty, które zapewne są w podobnym do ciebie wieku i nie wydawały się być złe — zauważył.
Rozżarzony Płomień trzepnął nerwowo ogonem.
— Chodzi o kolor sierści. Wszyscy rudzi są... jak ja. Gdybyś poznał ich lepiej, widziałbyś. Nie ujawniają się jednak, bo jesteś jednym z nas.
Wsłuchiwała się w to, nie chcąc im przerywać. Mogłaby się dzięki temu dowiedzieć wieku pożytecznych informacji.
Może Żar nie był tak zły, jak sądziła? Może dało się go wyciągnąć z tego gówna? Ona zdołała przez ten czas wycierpieć i zrozumieć, jakie głupie i idiotyczne błędy popełniła w swoim życiu. Może on po odrzuceniu przez ukochanego będzie miał tak samo? Może przestanie dyskryminować nierudych? Zostanie wyrzucony przez Piasek na zbity pysk i zrozumie, że tak naprawdę tylko nim manipulowała, wmawiała swoje idee i kochała go za jego siłę, a nie za to kim naprawdę jest?
To były bardzo optymistyczne scenariusze. Życie jednak pokazało jej, że nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli. Jednak nie chciała tracić nadziei. Wciąż nie było za późno na przemianę.
— Jednym z was? — powtórzył drętwo. — Dlaczego w ogóle dzielicie koty poprzez kolor futra? Przecież to nie ma żadnego znaczenia, kot to kot, wygląd nie wpływa na charakter.
— Ale u nas tak jest... To... wybaczysz mi? Będziemy razem? — zapytał z nadzieją
Starał się skryć swoją niechęć.
— Na razie na to nie zasłużyłeś — odparł. — Nikt nie zmienia się w jeden dzień. To musi być dłuższy czas, jeśli przez najbliższych parę księżycu będę widział poprawę, to wtedy... Wtedy pomyślę.
— Czyli nie zamierzasz odchodzić? Zostaniesz ze mną? — miauknął
— Nie wiem. Nic nie jest pewne — odparł wymijająco, patrząc z utęsknieniem na legowisko.
Czarna jedynie spojrzała w kierunku, w którym spoglądał Nocniak. Wkrótce widziała już, jak rudy zmierza w tamtą stronę. Ona także poszła za nim, by odpocząć. Nie chciała zostawać z Żarem sam na sam ani chwili dłużej.
* * *
Siedziała tuż przed ziemią, dawniej rozkopaną, teraz porośniętą już gęsto przez trawę. Ziemią, pod którą leżała jej matka.
Często chodziła tutaj i zastanawiała się, gdzie są jej rodzice. Czy wędrują po Srebrnej Skórze, czy siedzą w Mrocznej Puszczy. Króliczy Sus... Ona zamordowała Miód. Czy to możliwe, by los nie okazał jej litości? Może stąd te wszystkie legendy i plotki, że wstała z grobu?
Jeszcze w czasach rebelii pamiętała swoją nadzieję, gdy zostały rozsiane. Nadzieję na ponowne spotkanie mamy.
Ile by dała, by móc z nią znowu porozmawiać.
Rzuciła na grób rodzicielki niebieski kwiat, który znalazła gdzieś w pobliżu.
Odwróciła się, słysząc kroki. Ujrzała Rozżarzonego Płomienia idącego przed siebie w samotności. Nie potrafiła odkryć jego uczuć, jednak z pewnością nie była to ta skrucha i odległość, jaką okazywał przy Rudziku.
— Jednak nie jesteś aż tak pozbawiony uczuć, jak myślałam — mruknęła, nawet się nie odwracając. — Byłabym nawet skłonna uwierzyć, że robisz to tylko po to, by Piasek cię doceniała. Ale pewnie się mylę, prawda? W końcu w Klanie Burzy mało kto w ogóle myśli o tym, żeby nie dyskryminować nierudych kotów. Bo Piasek musiała obstawić się rudymi i szylkretami. Kiedyś nierudych było tu więcej.
To wcale nie oznaczało, że mu wybaczyła. Był okropny i ani trochę nie wierzyła w to, że jego przeprosiny były szczere. Mógł się wypchać, razem z Piaskową Gwiazdą i innymi rasistami. Ale być może ten Rybojad wybije mu z głowy popieranie Piasek. Była otwarta na każdy scenariusz. Rudzik wydawał się jej być spoko. Chciał po prostu odpocząć od tego, co go spotkało. I w pełni to rozumiała. Nie chciała zawracać mu głowy.
<Żar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz