Od razu wiedział, że coś jest nie tak. Poruszała się wolno, dużo wolniej niż zwykle, a w jej krokach nie było charakterystycznej energii. Gdy podeszła bliżej, zauważył, że kulała. Jej łapa… nie było jej. Patrzył na krwawiący kikut. Niebieskie ślepia spojrzały na niego z wyrzutem.
– Dlaczego mi nie pomogłeś, tato?
– K-Kalinko, ja…
– Dlaczego mi nie pomogłeś?!
Jej futro zalśniło od świeżej krwi, pysk wykrzywił się w grymasie bólu. Wrzasnęła, gdy na jej ciele pojawiły się ślady lisich kłów. Ale szła. Była coraz bliżej niego…
– Jesteś bezwartościowy – miauknęła.
– Zawiodłeś nas.
Z cienia wyłoniła się druga postać. W miejscu jej pięknych, żółtych oczu ziała pustka.
– Iskierko, ja naprawdę…
– Ufałyśmy ci. Zawiodłeś. Nie zasługujesz by być naszą rodziną.
– Obiecałeś, że zawsze przy nas będziesz. – Ślepia Wiewiórki wpatrywały się w niego oskarżycielsko. – Zostawiłeś nas. Uciekłeś.
– Miałeś być moim mentorem! Obiecałeś!
Obiecał być mentorem Truskawka? On… zapomniał, zupełnie o tym zapomniał! Teraz… Wiedział, że tak było, ale niczego nie pamiętał. Wysilił pamięć, rozpaczliwie próbując sobie przypomnieć, ale nie był w stanie. Pojedyncze rozmazane obrazy, chciał wyostrzyć wzrok ale nie mógł, wszystko było takie niewyraźne, krzyki, to Truskawek, zły że zapomniał, przepraszam! Naprawdę przepraszam, jest mi tak głupio, nie chciałem was zostawić, szukałem was, chciałem pomóc, ale lisy, lisy mnie zaatakowały, gonił mnie, płuca, moje serce, myślałem, że zginę, ja naprawdę nie chciałem, wybaczcie mi, nie odchodźcie! Błagam, nie zostawiajcie mnie tu samego! Nie zostawiajcie…
Gwałtownie otworzył ślepia. Oddychał ciężko. Ciało ciążyło mu jeszcze jak przed momentem, gdy próbował biec i nie mógł. Wziął głęboki wdech. To tylko sen. Musiał się uspokoić i znowu zasnąć. To tylko sen…
Znowu o czymś zapomniał. Tak, na pewno. Coś się stało, wczoraj? Może. Choć równie dobrze mogło to być wieki temu. Czas… zaczynał być dla niego względnym pojęciem. O czym to… Tak, znowu o czymś zapomniał. Nie miał pojęcia o czym.
Westchnął. Może to nie było nic ważnego? Tak, skoro o tym zapomniał, to pewnie właśnie tak było. Nie miał się czym przejmować. To nic dziwnego, że umykają nam mało istotne sprawy.
Z zamyślenia wyrwał go dźwięk czyjegoś głosu. Szczawiowy Liść. Rozmawiał z kimś. Bury z ciekawości zrobił parę kroków w tamtą stronę. Chyba zaczynał rozumieć zamiłowanie do plotek starszych kotów. To przynajmniej była jakaś rozrywka.
Rozmówcą liliowego było jakieś kocie. Zmrużył ślepia. Szylkret? Nie za bardzo widział. W jego zapachu było coś dziwnie znajomego, jakaś odległa ale bardzo bliska mu nuta. Mimo wszystko nie potrafił jej rozpoznać. Miał wrażenie, że mała na niego spojrzała, więc uśmiechnął się ciepło. Słyszał jakiś czas temu o znalezionych kociakach, to musiał być jeden z nich. Chyba… Łasiczka? Podszedł do niej jeszcze bliżej.
– Dzie-dzień dobry – miauknęła. W jej głosie zabrzmiał… lęk? Bury spojrzał na nią zaskoczony. Nie miała powodu, żeby się go obawiać. Uśmiechnął się przyjacielsko.
– Dzień dobry mała Łasiczko... Nie zgubiłaś się przypadkiem?
Nie odpowiedziała. Wróciła do czyszczenia futra, ignorując go zawzięcie. Nie rozumiał, o co jej chodziło. Nie poddawał się i próbował do niej zagadać, ale zbywała go półsłówkami. W końcu dał sobie spokój i wrócił do swojego kąta legowiska. Dziwny maluch.
Z zamyślenia wytrąciły go dźwięki rozmowy. Odwrócił się w stronę, z której dobiegały i dostrzegł niewielkie kocię. Zmrużył ślepia. Szylkret? Być może. Na dodatek w jego zapachu było coś dziwnie znajomego. Jakby… Nie, nie pamiętał. Podszedł bliżej, żeby przywitać się z maluchem.
– Dzień dobry – miauknął. – Jak masz na imię?
Koteczka spojrzała na niego. W jej ślepiach odmalowało się zaskoczenie.
<Łasiczko? Przepraszam, że tyle mi to zajęło. No i Brzask ma problemy z pamięcią :’)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz