Przełknął ślinę. Naprawdę nie podsłuchiwał! Mu tylko się o uszy obiło i było mu szczerze trochę żal kotki… On po prostu nie chciał no! Czemu od razu wyciągała wnioski takie czy nie inne? To było bardzo niesprawiedliwe. Chciał jej wytłumaczyć, ale jak przemówić do rozumu tak kłopotliwej kotce! Myśli huczały mu w głowie, a on cofnął się jeden krok do tyłu. Wdech, wydech, wdech, wydech… Nie chciał być o coś oskarżany! A do tego niesprawiedliwie. Może kotka w końcu odpuści.
-P-przepraszam, ja naprawdę nie chciałem… To wyszło przez przypadek! - zająkał się. Kotka spiorunowała go lekko wzrokiem, ale tylko się ostentacyjnie odwróciła. Nie powiedziała niczego niemiłego, więc coś było nie tak. Zadziwiające. Pochylił lekko głowę z zażenowaniem i poszedł w swoją stronę.
-P-przepraszam, ja naprawdę nie chciałem… To wyszło przez przypadek! - zająkał się. Kotka spiorunowała go lekko wzrokiem, ale tylko się ostentacyjnie odwróciła. Nie powiedziała niczego niemiłego, więc coś było nie tak. Zadziwiające. Pochylił lekko głowę z zażenowaniem i poszedł w swoją stronę.
***
Zaczął machać ogonem, gdyż zauważył szylkretowe futro. Babeczka sprawiała wrażenie szczęśliwej, więc pół biedy. Teraz musiała go zobaczyć. Kotka nie zdawała sobie sprawy z obecności Jałowcowego Świtu na zewnątrz. Powoli wstała i podeszła do miejsca, gdzie pewnie jadła, ponieważ zaczęła chłeptać wodę z dziwnego pojemnika. Miauknął cicho oraz puknął łapą w szkło. Przyklaszczył uszy z rozdrażnieniem wpatrując się w Dwunoga który wszedł i zaczął głaskać koteczkę. Zniknął jednak po chwili. Znów miauknął, teraz donośniej. Babeczka ze zdziwieniem odwróciła głowę oraz uśmiechnęła się szybko tuptając do drzwi. Wyślizgnęła się szybko z kocich drzwiczek. Na widok kocura zaczęła mruczeć. Wojownik podszedł do niej, ciesząc się, że ją widzi. Jałowcowy Świt liznął kotkę w ucho.
- Co ty tu robisz?- spytała zdziwiona, ale szczęśliwa pieszczoszka. Zresztą, arlekin to przewidział.
- Powiedziałem, że jeszcze się z tobą spotkam.- szepnął cicho kładąc pysk na jej głowie.- Ale może chodźmy stąd na razie... Nie przyzwyczaiłem się do przebywania koło Gniazda Dwunożnych.- zakłopotany spojrzał na kotkę. W jej oczach było widać rozbawienie, lecz poszła za nim do płotu.
- Podobno urodziłeś się jako pieszczoch!- miauknęła unosząc wysoko ogon.
- Ale teraz jestem wojownikiem!- zaprotestował przechylając głowę, która wciąż go trochę bolała.
- Och, wiem ty głupi futrzaku.- kotka westchnęła.
Trzask, ciemność oraz chwila obawy. Potem znowu. Uśmiechnięta mordka Babeczki, szczęśliwej, że w końcu ją odwiedził. Ale to było tak dawno.
- Wszystko dobrze?- zapytała podnosząc brew.
- Nie, nic... A u ciebie?
- Dobrze. Masz córeczkę.
- Naprawdę?- kocur aż zachłysnął się na to wiadomość. On... Miał... Córkę.
- A myślisz, że kłamię?- zaśmiała się.- Może chciałbyś ją zobaczyć?
Biedroneczka. Jego kochana Biedroneczka.
- A klan... Czy on nie będzie... Ten... Dla ciebie niemiły? Przecież wiesz co sądzą o kotach domowych...- teraz ona zaczęła się jąkać. Nie miała pojęcia o dzikich kotach, ale tyle mogła wiedzieć...
- Powinni się cieszyć, że przyniosę im nowego kociaka. Wyrośnie na świetną wojowniczkę.- powiedział. Sam zdziwił się swojej pewności w głosie.
- Jeżeli ty ją będziesz uczyć to na pewno.- zamruczała kotka ocierając się o niego.
A jednak nie wykonał zadania. Babeczka mu zaufała a on… Zrobił coś tak strasznego. Przewrócił się na drugi bok, dalej śniąc.
- Ty śmierdzisz.- po chwili miauknęła koteczka. Babeczka lekko trzepnęła ją w ucho.
- Nie bądź niemiła Pysiu. On nie mieszka z Dwunożnymi, on...- zaczęła tłumaczyć, lecz malutka wyrwała jej się z objęć i podeszła do kocura, wyzywająco podnosząc łebek.
- Jak to nie mieszkasz z Domownikami? No to gdzie niby śpisz? Ale pewnie tak śmierdzi.
- Ja mieszkam o wiele dalej. I tam nie śmierdzi, tylko wręcz przeciwnie. Wszędzie są nowe zapachy, pewnie o wiele lepsze niż w tym zamknięciu.- krzywo się uśmiechnął. Ale kotka mogła mieć naprawdę wrażenie, że śmierdzi. Może naprawdę koty z Klanu Burzy pachną królikami?- Zabiorę cię tam i wszystko pokażę.
- Ale później wrócimy tutaj? Bo w nocy będzie pewnie zimno na dworze...- miauknęła Pysia. Wojownikowi zrobiło się żal małej. Nie wiedziała, że ona pójdzie z nim na... zawsze.
- Kochanie, jeszcze się zobaczymy...- pokrzepiająco powiedziała Babeczka, lecz mała chyba zrozumiała o co chodzi.
- Ja nie chcę z nim iść! Tu mi jest dobrze!- jęknęła i wbiła zdenerwowany wzrok w swojego ojca. Kocur nerwowo przełknął ślinę. Z zakłopotaniem spojrzał na partnerkę, ale ona tylko kręciła głową.
- Tata zadba, żeby tam ci było dobrze. I będziesz mieć nowe imię, nowe miejsce do spania... Czasem może nawet pójdziesz mnie odwiedzić...
- Ale ja chcę to życie!- buntowniczo krzyknęła Pysia, lecz Babeczka już szeptała słowa pożegnania.
- Do zobaczenia...- miauknęła przez łzy, wtulając się w kupkę futra, która szybko odsunęła się od rodzicielki.
Przęłknął ślinę.
Był takim debilem, co on zrobił?
- Jak ty w ogóle masz na imię?- nagle burknęła Pysia, której głos wydawał się być jeszcze bardziej znudzony niż inne członki.
- Jałowcowy Świt.- miauknął pełen dumy z imienia wojownika, nadanego mu przez Mokrą Gwiazdę podczas ceremonii mianowania na pełnoprawnego członka klanu.
- Dziwne. Czemu się normalnie nie nazywasz?
- Bo to imię klanowe.
- Co to klan?
Teraz pewnie odpowiedziałby jej inaczej niż w tym momencie. Choć teraz to w ogóle by nie chciała z nim rozmawiać.
- Co to za kociak?- rozległ się pojedynczy głos. Nie miał czasu, by zidentyfikować, kto to powiedział. Delikatnie ściągnął kotkę na dół. Była chyba ciekawa co to za miejsce, bo jej główka chodziła to w jedną stronę, to w drugą. Przełknął cicho ślinę.
- Moja córka.
Jego córka, którą się źle zajął.
Obudził się z niemym krzykiem na pysku. Czemu mu się to śniło? Był jakiś powód? Pewnie ze sto. Zadrżał lekko. Co on najlepszego zrobił? Czemu był taki głupi… Wszystko się teraz waliło. Skąd mógł wiedzieć, że ta decyzja będzie zła? Obrócił głowę. Już na pewno nie zaśnie. Wstawało słońce, świeciło lekko i zabarwiło niebo na pomarańczowe kolory. Wstał. Postawił jedną łapę do przodu. Potem drugą. Coś go pchało.
On musiał odwiedzić swoją rodzinę. Był takim złym ojcem. Przeklinał siebie tak mocno. Wyskoczył delikatnie z Toma. Dopiero co padało, może akurat na chwilę przestanie. Chciał się z nimi spotkać.
Dreptał powoli po zamarzniętej ziemi, patrzył na krajobraz obok. Było tak pięknie. Zachwycał się tymi kolorami oraz całą wspaniałością przyrody, ale w gardle miał gulę. Nie potrafił nic wykrztusić, był zbyt zestresowany.
Nagle szelest.
Przecież nawet nie odszedł daleko!
Przerażony spojrzał za siebie. Jeszcze ktoś naskarży Piaskowej Gwieździe.
Te czarne futro.
Te zielone ślepia.
Kamień. Oczywiście akurat ona.
-J-j-ja… - zaczął cicho.
- Co ty tu niby robisz, stalkerze?
- Sorka, ale teraz ty mnie śledziłaś- mruknął naburmuszony, jednak po chwili westchnął. - Muszę po prostu… Iść… D-do rodziny. Chcę odwiedzić partnerkę. I dziecko. Nie widziałem ich od kilkudziesięciu księżycy. P-proszę, daj mi iść… - jęknął, jednak automatycznie sobie pomyślał. Co ty robisz debilu? Ona i tak naskarży Piaskowej czy innemu gównu, że chciał spieprzyć z traktora. Spłaszczył lekko uszy i nawet jeżeli nie chciał, łzy wypłynęły mu z oczu. Tęsknił. Cholernie tęsknił.
<Kamień? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz