Dwa kociaki usiadły blisko siebie, podziwiając tańczące wokół nich zagubione gwiazdki. Rozbrykane wirowały w powietrzu, by zaraz znów wznieś się do góry poza zasięg kocięcych łapek. Pszenica oglądał je w zachwycie, nie mogąc nawet przymknąć pyszczka. Jego niebieskie ślipia uważnie chłonęły ten widok, próbując wryć ten obraz w pamięć na zawsze. Był on tak piękny, że liliowy o mało co nie zapomniał mrugać, przejęty tym majestatycznym widowiskiem.
— Piękne, co? — mruknął cicho do Żabki, bojąc się, że przestraszy gwiazdki.
Arlekinka kiwnęła łebkiem także zafascynowana.
* * *
Kocurek znudzony odbijał kulkę mchu o ściany żłobka. Dzisiaj było tak niesamowicie nudno, że aż nie mógł w to uwierzyć. Na dodatek do żłobka przyszła ta śmieszna pani o trzech łapach i dała im, wbrew ich woli, niedobre rośliny do jedzenia. Na sam ich zapach już Pszenica się skrzywił, nie mówiąc już o jedzeniu tego świństwa. Zmierzch jako jedyna z rodzeństwa grzecznie zjadła zieleninę, Sosenka buntowała się odarcie medyczce, a Jaskółka czmychnęła za mamę, udając, że jej nie ma. Pszenica natomiast kompletnie zlał istotę medyczki całą swą uwagę poświęcając nowej zabawce. Wierzył, że trójłapna pani widząc jak bardzo ją ignoruje pójdzie sobie, zostawiając go w spokoju. Jednakże ku i jego zaskoczeniu tak i się nie stało. Niebieska-biała kotka stanęła przed nim z grymasem na pysku i upuściła zioła przed jego łapkami.
— Żryj — rzuciła krótko i bez ogródek, powodując u jego mamusi niemałe oburzenie. — No co, wcinaj to mały — dodała nieco grzeczniejszej, czując na sobie wzrok Chłodnego Wiatru.
Pszenica przełknął nerwowo ślinę. Nie spodziewał się, że druga pani medyczka będzie taka niemiła. Jego zdezorientowane i lekko przestraszone ślipia powędrowały w stronę rodzicielki, która już zmierzała w jego stronę. Niebieska kocica usiadła obok syna i objęła go ogonem.
— Kochanie, musisz to zjeść, żeby być zdrowym i silnym wojownikiem jak tata — zaczęła nakłaniać go do zjedzenia tej zieleniny.
Pszenica jednak nie przekonany pokręcił łebkiem, by następnie schować się w gęstym futerko karmicielki. Zagrzebał się w nim głęboko byle nie musieć zjeść tych paskudnych roślin.
— Pszenico — zamruczała czule jego mama. — Nie bój się, spójrz na Żabkę, ona grzecznie zjadła i nic jej nie jest — zaczęła karmicielka, wskazując na siedzącą w kącie koteczkę.
Liliowy kocurek wbił pełne zdziwienia oczęta w czekoladową.
<Żabko? wybacz za gniotowaty twór>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz