— C-cieszę się — wydukał w końcu Aroniowy Podmuch, robiąc kilka kroków w jego stronę.
Łabędzi Plusk wciąż nie ruszył się z miejsca, mierząc go niepewnym spojrzeniem. Mimo wszystko wciąż nie wiedział, jakie czarno-biały ma teraz zamiary. Gdy jednak ten znalazł się w odległości zaledwie mysiego ogona i powoli oparł swoje czoło o czoło pointa, cały stres zniknął jak za pstryknięciem palca. Po chwili Łabądek niemal całkowicie się uspokoił. Pomarańczowe ślepia chyba po raz pierwszy patrzyły na niego z taką czułością, miękkie futro przyjemnie łaskotało.
— Naprawdę się cieszę — dodał Aronia ściszonym, z lekka onieśmielonym głosem.
Point wciąż milczał. Nie miał już nic sensownego do powiedzenia, więc wolał po prostu się nie odzywać, a jedynie cieszyć się chwilą.
— Może... — Czarno-biały znów zabrał głos. — Może spędzimy tą noc we dwójkę?
Nastała kolejna chwila ciszy. Łabędzi Plusk nie mógł ukryć, że nie spodziewał się takiej propozycji. Nerwowo strzepnął ogonem, starając się jednak nie uciekać wzrokiem.
— T-tak. J-jasne — miauknął po dłuższym czasie, patrząc mu prosto w oczy.
Wtedy poczuł, jak ogon drugiego kocura delikatnie muska jego bok. Cichutko zamruczał, a następnie bardzo ostrożnym, powolnym ruchem przesunął swój w stronę Aronii, pozwalając ich ogonom na splecenie się. Nadal opierali się o siebie czołami, ale Klifiak nie miał odwagi ani ochoty się poruszyć. Właściwie, dla niego ten moment mógłby trwać wieczność. Teraz, u boku Aroniowego Podmuchu wszystko zdawało się lepsze i łatwiejsze.
Minęła kolejna długa chwila bezsłownego wpatrywania się w siebie nawzajem. Powinien teraz coś powiedzieć, ruszyć się z miejsca i chociażby zaproponować wspólny spacer, czy najlepiej nie robić nic? Nigdy w życiu nie był w podobnej sytuacji, a choć wcześniej ustalał sobie co i jak żeby niczego nie zepsuć, w tej chwili miał pustkę we łbie. Dopiero teraz też dotarło do niego, jak totalnie beznadziejny jest w sprawach sercowych. Na chwilę uciekł wzrokiem ku niebu. Słońce jaśniało wysoko, sugerując, że do zmierzchu jeszcze masa czasu.
— T-toooo… — zaczął nieśmiało, wiedząc jednak, że coś powiedzieć musi. — B-będziemy t-tak t-tu stać d-do w-wie-wieczora? M-może p-prze-przejdziemy się gdzieś, cho-chociażby wzdłuż gr-gra-granicy? — Mozolnym, z lekka niechętnym ruchem odsunął głowę.
Aronia zamrugał, jakby wyrwany z transu. Powoli pokiwał łbem. Łabądek na to podniósł się z miejsca, spoglądając uważnie przed siebie, by obrać dogodny kierunek spaceru. Następnie machnął ogonem w stronę miejsca zgromadzeń, robiąc kilka kroków w tamtą stronę. Odwrócił się, a czarno-biały szybko zrównał z nim krok. Point delikatnie otarł się o niego, dalej idąc tym samym spacerowym tempem. Serce wciąż biło tak, jak gdyby miało zaraz wyskoczyć z klatki piersiowej. No cóż… te kilka księżyców temu w życiu nie pomyślałby, że to tak się skończy, a uciekając jeszcze dalej we wspomnienia, do czasów uczniowskich, kiedy to nie chciał znać Aroniowego Podmuchu i żałował, że kiedykolwiek go spotkał... huh, wtedy z pewnością nie spodziewał się, że wojownik Klanu Nocy może dać mu tyle szczęścia.
Po długiej, wolnej, wyjątkowo przyjemnej przechadzce przed nimi ukazała się polanka, na której odbywały się zgromadzenia. Łabędzi Plusk jeszcze raz niepewnie rozejrzał się, czy aby na pewno nikogo nie ma w pobliżu i nikt ich nie widzi, po czym z wolna ułożył się na soczystej, zielonej trawie. Gdy tylko Aronia znalazł się przy nim, point wtulił się w jego futro, czując rozchodzące się po ciele ciepło. Chyba nigdy by nie pomyślał, że kiedyś może być aż tak bardzo szczęśliwy.
<Aronio?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz