Od czasu walki z Lisią Gwiazdą i mianowania widzieli się jedynie ze dwa razy, gdy point poszedł do legowiska medyków, by zobaczyć, jak miewa się czarnuch. Naprawdę było mu żal kocura. Współczuł mu tego, przez co teraz musiał przechodzić, a dodatkowo po części obwiniał sam siebie o to wszystko, czego syn Koziej Nóżki doświadczył. Przecież gdyby tylko bardziej się postarał przy treningach, Barwinek mógłby znacznie szybciej zostać wojownikiem.
— Widzisz? Już na samym początku biłem się z liderem! — stwierdził wesoło, widocznie próbując zamienić całą tą sytuację w żart i wyróżniające doświadczenie, jednak Łabądek doskonale widział, jak młodszy lekko skrzywiał się przy mówieniu przez ranę na pysku, a jego ogon od czasu do czasu podrygiwał niespokojnie, dając znać o strachu, smutku i żalu przepełniających nowo upieczonego wojownika Klanu Klifu.
— O-oczywiście, w-wi-widziałem — odpowiedział, delikatnym ruchem ogona zachęcając towarzysza, by przysiadł obok niego.
Barwinkowy Podmuch skinął głową i ruszył swym chwiejnym krokiem, wygodnie sadowiąc się obok byłego mentora. Nastała chwila ciszy. Łabędzi Plusk spojrzał w niebo. Słońce dawało po ślepiach, ale delikatnie wiejący, przyjemny wiaterek dobrze rekompensował skwer i nie było nawet w połowie tak gorąco, jak mogłoby być. W oddali było słychać kojący świergot ptaków. Właściwie to było tu całkiem podobnie do ich starych terenów, ale jednak zupełnie inaczej. Point wciąż nie do końca przywykł do nowego otoczenia, tutejszy obóz, tutejszy las, tutejsze ukształtowanie terenu… wszystko zdawało się być strasznie obce, nieprzyjazne i nieprzystępne. Cóż się jednak mu dziwić, srebrny zdążył się już bowiem przyzwyczaić do starego terytorium i należał do tych, którzy nie cierpieli zmian.
— J-jak się cz-czujesz? — rzucił w końcu, po cichu kalkulując ilość ran na ciele przyjaciela. Lider naprawdę go nie oszczędził. Część blizn pewnie zostanie z młodszym do końca życia.
— Jest dobrze. Rany już się goją i niedługo pewnie będę mógł być wojownikiem nie tylko z tytułu, ale i w końcu wypełniać jego obowiązki! — oznajmił z dumą.
— T-tak. N-na pe-pewno t-tak b-bę-ędzie — miauknął ciepło.
Jedynym, co go gryzło, było nowe imię jego byłego terminatora. Przez moment Łabędziemu Plusku zaświeciła się czerwona lampka i pomyślał, że Lisia Gwiazda może jakimś cudem dowiedział się co nieco o Aroniowym Podmuchu i nowe miano oklapniętouchego miało być sygnałem mówiącym "wiem więcej, niż ci się wydaje". Point jednak szybko odrzucił tą myśl, stwierdzając, że człon podmuch był pewnie pierwszym, co przyszło rudemu do głowy, w końcu ten pewnie nie wysilał się w wybieranie imienia przed walką. Nie zmieniało to jednak faktu, że kocur już raz przyłapał się na tym, że prawie nazwał Barwinkowy Podmuch imieniem osobnika z Klanu Nocy. Cóż, musi po prostu bardziej uważać.
***
Zdążyło minąć już trochę czasu. Barwinek niemal powrócił do swojej dawnej formy i z wyjątkiem nowych blizn był właściwie dokładnie taki sam, jak wcześniej — nieco wredny, ale pełen energii, przebiegły, wesoły. Był po prostu sobą. Mógł w końcu przenieść się do legowiska wojowników, zacząć polować i chodzić na patrole, co naprawdę cieszyło jego starego nauczyciela. Łabądek bowiem, mimo wyrzutów sumienia, w końcu czuł, że dobrze spełnił swój obowiązek, a ponadto wierzył, że mimo trudności syn Koziej Nóżki będzie świetnie sprawdzał się na swym nowym stanowisku i jeszcze wszystkim pokaże, na co go stać. Liczył też, że kocur kiedyś pozbędzie się niechętnego nastawienia innych wojowników i drwiących spojrzeń uczniaków, którym tak wyśmienicie oraz sprawnie szło szkolenie.
Poranek tego dnia był wyjątkowo mroźny i nieprzyjemny. Łabędzi Plusk był jednym z niewielu, którzy wyściubili już nosy poza ciepłe posłania. Siedział więc, jak zwykle samotnie, gdzieś na obrzeżach obozu, myjąc futerko. Nie przydzielono go do porannego patrolu, nie miał też już ucznia, by musieć wstawać wcześnie, lecz był już do tego przyzwyczajony. Jeśli nie będzie miał nic do roboty, po prostu wróci na swój miękki mech i pośpi trochę dłużej. Wtedy jednak coś pacnęło go łapą w bok. Aż podskoczył. Nie spodziewał się tego, to też cały się zjeżył i posłał przybyszowi przerażone spojrzenie. Opanował się jednak od razu, gdy zrozumiał, że tym śmieszkiem był Barwinkowy Podmuch
— Hej Łabędzi Plusku! — miauknął na powitanie. Był już w pełni sił, a jedynym, co przypominało o jego krwawym mianowaniu, były blizny, które czarny nosił z dużą godnością. — No wiesz, w końcu mogę robić to, co inni wojownicy i chętnie poszedłbym na polowanie. W ogóle nie widziałem jeszcze nowych terenów! Pójdziemy? Prooooszę! — Wyjaśnił powód swego nagłego najścia, wlepiając w pointa błagalne oczy.
— J-jasne, mo-możemy p-pójść — oznajmił, kończąc pielęgnację kilkoma szybkimi pociągnięciami języka. Następnie wstał i podążył za przyjacielem do wyjścia. — T-to może ch-chodźmy na-najpierw t-tędy, c-co? P-po-pokażę ci tro-trochę n-naszych n-nowych z-ziem — zasugerował, ogonem wskazując wybrany kierunek trasy.
<Barwinku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz