Rozejrzałam się po obozie. Nie wiedziałam, na kogo
czekam. Iskrzące Futro? Nie, nie, to nie ona. Ale w takim razie, kto? Prawie
nikt mnie nie lubił. Wyjątkiem jest Wspomniana Łapa, ale ona jest z Klanu Nocy.
Ja znałam w Klanie Burzy wszystkich, ale inni mnie nie. Albo tylko mnie
ignorowali. Westchnęłam. Czułam, że
powinnam znaleźć sobie,, Kolegów i koleżanki”. Ale coś mi podpowiadało, że to
nie jest sprawa na tą chwilę. Jedyne, co mi zostało to….. Pfm….. Chyba tylko
samotne polowanie. Ruszyłam ku wyjściu z obozu. Co raz częściej padały deszcze,
więc ziemia nie była już taka sucha. Pożywienia było też trochę mniej. Ale
wszystkie te rzeczy są normalne – nadeszła pora nagich drzew. Rozbiegłam się.
Całkiem nie dawno odkryłam, że jestem całkiem szybka. Uwielbiałam biegać.
Czułam, jakby moje futro łączyło się z wiatrem. Jakbym biegła kilka centymetrów
nad ziemią. Jakbym była lekka jak piórko. Biegłam, biegłam, i biegłam. Gwiazd wydawały być się tylko kreseczkami pojawiającymi się na ułamek sekundy. Trudno
to było nazwać polowaniem, ale musiałam się oderwać jakoś od tego wszystkiego.
Ostatnio dzieją się ze mną dziwne rzeczy. Fizycznie, wszystko było dobrze, ale
reszta….. Tylko, no jakby nie czuję się sobą. Nie tą dawną sobą. Potrząsnęłam
głową. Im więcej myślę, tym bardziej zaczynam bzikować. Gdzieś z boku
przemknęła mysz. Po cichu się do niej zakradłam. Przytrzasnęłam ją łapami i
wbiłam pazury. Gdy wzięłam ją szybko do pyska, na język poleciało mi trochę jej
krwi. Przez chwilę rozkoszowałam się jej smakiem. Taka…. Gorzka….. Upolowałam
jeszcze trochę i wróciłam do obozu. Co prawda upolowałam tylko 2 myszy, ale
może być. Odłożyłam je na stertę. Odwróciłam się i kątem oka zobaczyłam
pręgowany ogon znikający za legowiskiem uczniów. Stałam i patrzyłam w punkt,
gdzie przed chwilą znikła jego końcówka. To był ogon…. Ale czyj ogon? Ogon
lisa? A czy lisy nie mają przypadkiem rudych ogonów? A no tak mają….. Ale czyj
to był ogon? A dlaczego ja właściwie tu stoję zamiast tam pójść?!! Gwałtownie
ruszyłam w kierunku legowiska. Kiedy byłam tuż obok wejścia, zwolniłam kroku i zboczyłam
z trasy. Na szczęście-To był kot.
-E…. Cześć Droździa Łapo.- Uśmiechnęłam się. Kocur na
początku wystraszony wstrzymał oddech, ale gdy zobaczył, że to ja, jakby z ulgą
je wypuścił.
-O, Cześć Fioletowa Chmuro.-Uśmiechnął się delikatnie.
Rozumiem to, był po prostu nieśmiały, więc wiedziałam, że znaczy to tyle samo,
co przywitanie.
-Może się przejdziemy?- Zapytałam delikatnie.
-Te....Teraz?.- Przesunął się trochę robiąc mi miejsce.
Mrugnęłam na znak podziękowania i usiadłam obok niego.
-No.
-A-Ale.... Jak ktoś zauważy?!
-Nie martw się. Wszyscy śpią. A jak co to zwalimy na mnie.- uspokoiłam go z uśmiechem. Na opuszkach wyszliśmy z obozu. Faktycznie, nikt się nie obudził, i nikt nie zobaczył, że nas nie ma, ale mimo to dopiero po dwóch długościach lisa czuliśmy, że możemy swobodnie rozmawiać.
-No.
-A-Ale.... Jak ktoś zauważy?!
-Nie martw się. Wszyscy śpią. A jak co to zwalimy na mnie.- uspokoiłam go z uśmiechem. Na opuszkach wyszliśmy z obozu. Faktycznie, nikt się nie obudził, i nikt nie zobaczył, że nas nie ma, ale mimo to dopiero po dwóch długościach lisa czuliśmy, że możemy swobodnie rozmawiać.
-To…. Jak ci się wiedzie życie? Lamparci Krok nie jest
ostry w nauce?- Jakoś przy rozmowie z nim byłam…. Rozluźniona. Wzruszył
ramionami.
-W p-porządku. Ale wąt-tpię, żebym mógł zostać wo-wojownikiem.- Zdumiona
popatrzyłam na niego.
-Nie rozumiem. Czemu tak uważasz?
-No, bo… popatrz na siebie. Na przykład polujesz dużo
zdobyczy. A ja? Jestem słaby we wszys...tkim. Moje rodzeństwo zawsze było we
wszystkim ode mnie lepsze.- Westchnął z nutą smutku.
-Nie martw się. Ja też tak mam.- usiadłam na suchej trawie, tak samo jak kocur.- Iskrzące Futro we
wszystkim ma zawsze o jeden procent więcej. Tak samo było w dzieciństwie.
Najczęstszym zdaniem powtarzanym przez moją siostrę, oczywiście z tych
skierowanych do mnie, było,, Ale z ciebie tchórz!” i,,Słaaaaaaaaabiaaaaaaaak!”.-
Cytując siostrę starałam się zrobić jak najbardziej rozwydrzony ton. Kącik
pyszczka Droździej Łapy delikatnie drgnął w rozbawionym uśmiechu.
-No, chociaż mnie rozumiesz.- Mruknął. I nagle, te głupie
robale, świetliki! Czemu akurat w tedy?! Nie mogły sobie przylecieć kiedy
indziej?! Wtedy najchętniej bym je zgniotła z nerwowym uśmiechem, ale na
szczęście nic takiego nie zrobiłam. Pręgowany kocur wlepił spojrzenie w ziemię.
Było by pięknie, gdyby nie te CHOLERNE ŚWIETLIKI! Stwarzały taką atmosferę.
Taką….. Idealną, ale nie akurat na teraz. Teraz nie były potrzebne.Nagle poczułam jakiś zapach, który na pewno nie był zapachem kota. Za krzaków wyszedł lisek - mały, ale nie na tyle, by jeszcze być z mamą. Skoczył na Droździą Łapę, a ten uskoczył z krzykiem wystraszony. Rudasek chciał to zrobić jeszcze raz, ale złapałam go za łapę. Zły, że nie pozwalam mu ganiać za Droździą Łapą, zaszarżował na mój ciemnoszary bok. Jego czarny nos już się zbliżał, gdy Droździa Łapa się na niego zamachnął i drasnął go po pysku. Młody lis nie poddawał się,a Droździa Łapa kontynuował atak. Niezdarnie machnął wyciągniętymi pazurami, ale trafił nie w ten pysk co trzeba. Zmarszczyłam nos. Trzeba przyznać, że pazury ma całkiem ostre. Ugryzłam jego rudy ogon, a ten popatrzył na nas, z wyrzutem że nie umiemy się bawić i odbiegł. Spojrzałam na Droździą Łapę. Oprócz Iskrzącego Futra miałam tylko jego. To zabrzmi dziwnie, ale poczułam, jak wielki, nie poddający się królik w moim brzuchu chce się wyrwać spod łap wojownika. Miotał się, kręcił, i uderzał o ściany żołądka. Uczucie nagłego ciepła wzięło się z znikąd, tak samo jak dreszcz który przebiegł po moich plecach. Ewidentnie znowu coś się ze mną dzieje.
-Może... wracajmy do obozu.- zaproponowałam. Nadal trochę spięty kocur pokiwał głową.
-Ale nikomu o tym nie mówmy- dorzucił.
-Z przyjemnością.-odpowiedziałam. Trochę nieobecna wróciłam z nim do obozu. Cały czas myślałam ,,Fiolet, ogarnij się, przestań się na niego lampić!". Jak najszybciej skierowałam się ku Legowisku Wojowników. Usiadłam tam, gdzie zawsze, w rogu, najbliżej Sowiego Szpona i Iskrzącego Futra. Kiedy byłam uczniem, było nas tylko trzech – Ja, Iskrzące Futro i Jałowcowa Łapa. A teraz? Wszędzie wojownicy. Nie mogę powiedzieć na głos tego, co myślę, bo zaraz ktoś usłyszy i zacznie plotkować. Ale po prostu musiałam chociaż trochę się nad tym zastanowić. Co się ze mną dzieje? Może to przez jedzenie? Może przed śmiercią na coś zachorowała? A może to jakiś kot coś z nią zrobił? Tak, to na pewno inny klan! Nie, co ja wygaduję. To jakaś paranoja. Nie wiedziałam nic o chorobach, tym bardziej o ich objawach, więc skąd miałam wiedzieć co mi jest? O…. Klanie Gwiazdy, pomóż! Nawet nie wiem do kogo się zwrócić. Matka jest u dwunożnych, rodzeństwo, z tego co opowiadała Yeardley, też, a tata….. jest prześmierdłą, kupą futra. Mimo, że odszedł, znałam go z opowieści matki. Zachwycała się nim, że był piękny, kasztanowy, silny, uczynny i szczery. Ale ja jej nie wierzyłam. Skoro był taki uczynny i szczery, to czemu nas opuścił?! Poczułam coś mokrego na wąsach, więc jak najszybciej wybiegłam z legowiska wojowników. Usiadłam znacznie dalej, i na wspomnienie o rodzinie zaczęłam płakać. Po cichutku szlochałam by nikogo nie zbudzić.
-Może... wracajmy do obozu.- zaproponowałam. Nadal trochę spięty kocur pokiwał głową.
-Ale nikomu o tym nie mówmy- dorzucił.
-Z przyjemnością.-odpowiedziałam. Trochę nieobecna wróciłam z nim do obozu. Cały czas myślałam ,,Fiolet, ogarnij się, przestań się na niego lampić!". Jak najszybciej skierowałam się ku Legowisku Wojowników. Usiadłam tam, gdzie zawsze, w rogu, najbliżej Sowiego Szpona i Iskrzącego Futra. Kiedy byłam uczniem, było nas tylko trzech – Ja, Iskrzące Futro i Jałowcowa Łapa. A teraz? Wszędzie wojownicy. Nie mogę powiedzieć na głos tego, co myślę, bo zaraz ktoś usłyszy i zacznie plotkować. Ale po prostu musiałam chociaż trochę się nad tym zastanowić. Co się ze mną dzieje? Może to przez jedzenie? Może przed śmiercią na coś zachorowała? A może to jakiś kot coś z nią zrobił? Tak, to na pewno inny klan! Nie, co ja wygaduję. To jakaś paranoja. Nie wiedziałam nic o chorobach, tym bardziej o ich objawach, więc skąd miałam wiedzieć co mi jest? O…. Klanie Gwiazdy, pomóż! Nawet nie wiem do kogo się zwrócić. Matka jest u dwunożnych, rodzeństwo, z tego co opowiadała Yeardley, też, a tata….. jest prześmierdłą, kupą futra. Mimo, że odszedł, znałam go z opowieści matki. Zachwycała się nim, że był piękny, kasztanowy, silny, uczynny i szczery. Ale ja jej nie wierzyłam. Skoro był taki uczynny i szczery, to czemu nas opuścił?! Poczułam coś mokrego na wąsach, więc jak najszybciej wybiegłam z legowiska wojowników. Usiadłam znacznie dalej, i na wspomnienie o rodzinie zaczęłam płakać. Po cichutku szlochałam by nikogo nie zbudzić.
–Coś się
stało?- usłyszałam znajomy głos. Pokiwałam przecząco głową. Poczułam jak czyiś
ogon smyrgnął mnie po policzku, ocierając łzę. Powoli otworzyłam swoje
niebieskie oczy. Droździa Łapa przysiadł do mnie.
-Nie płacz.- powiedział cicho.- Co się stało?
-N….nie…..To przez rodzinę…-ostatnie zdanie powiedziałam
prawie niedosłyszalnie. Wzięłam głęboki wdech i wstrzymałam oddech.-
Przepraszam.- Powiedziałam już nie płacząc.
-To… Co z tą rodziną?- zapytał trochę…. Zatroskany?
-Nie… To nic poważnego…. Po prostu chciałabym mieć
lepszego tatę…..
-Zrobił coś złego?
-Nie…. Nie wiem…..To znaczy….-westchnęłam.- Zostawił mnie
i rodzeństwo jak byliśmy mali.- Droździa Łapa trącił mnie nosem.-Nie martw się. Nie przejmuj się przeszłością...- Spojrzałam w jego pręgowany pysk. Naprawdę umie słuchać. Jak przyjaciel.
WESOŁYCH WALENTYNEK! ♥ Ѡ ♥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz