Kiedy Blady Świt wychodziła kiwnąłem głową i miauknąłem nieznacznie "do zobaczenia". Blady Świt bardzo wyraźnie nie za bardzo lubiła kontakt z medyczką.
Kwiecisty Wiatr dokończyła wcieranie mazi w moje rany i odeszła. Co by teraz zrobić? Rany wciąż były świeże, odrobinę bolały kiedy próbowałem wstać. A każdy podobny ruch Kwiecisty Wiatr przerywała mówiąc, że muszę odpoczywać. Jak ona może siedzieć tak cały dzień? Co na co dzień robią królowe, liderzy i starszyzna w obozie? Jakie to wszystko jest nudne. Co jakiś czas widziałem któregoś z wojowników wracającego z patrolu lub z kilkoma zdobyczami.
Było coraz zimniej Pora Opadających Liści już prawie całkowicie ustąpiła Porze Nagich Drzew. Na drzewach już prawie zabrakło brązowych liści do pokrycia pozostałych drobnych plamek gołej ziemi i trawy. Liście spowiły obóz niczym sierść skórę. Jakby chciały ochronić ziemię przed zwiększającym się ziąbem z każdym dniem.
Nie mogę się już doczekać następnego nudnego dnia. Każdy następny wschód słońca przybliża mnie do odzyskania sprawności. Nareszcie wrócę do polowania, znowu będę chodził na patrole i znowu będę mógł spotykać się z Bladym Świtem poza legowiskiem chorych. Wojowniczka ta to bardzo bliska mi przyjaciółka. Były koty, które znałem znacznie dłużej, ale to ją darzyłem największym zaufaniem.
- Nie martw się, za kilka dni będziesz zdrów. - powiedziała Kwiecisty Wiatr wyrywając mnie z zadumy. Spojrzałem na nią lekko zdezorientowany, z pytającym wzrokiem. - Przecież widzę z jaką tęsknotą patrzysz na wyjście. - zaśmiała się łagodnie.
Resztę dnia spędziłem podobnie jak początek - rozmyślając. Nie były to raczej przemyślenia o mojej przyszłości, ale o przyszłości klanu i jego członkach. W końcu kiedy przyszła pora na dzielenie języków przyszła do mnie Blady Świt. Jak sądzę cały dzień polowała. Przyniosła mi mysz i położyła przed moim pyszczkiem.
- I jak się czujesz? - zapytała niby od niechcenia.
- Nie najgorzej... - odparłem. - Ale strasznie tu nudno. Nie mogę sobie nawet wyobrazić co będę robił w przyszłości kiedy odejdę do starszyzny. - oznajmiłem lekko ożywiony. Nareszcie z kimś porozmawiałem... to znaczy z kimś innym niż z medyczką. Poza tym z nią rozmawiałem tylko o tym, że niedługo koty zaczną chorować, bo Pora Nagich Drzew zbliża się ogromnymi krokami.
- Pewnie będziesz spał cały dzień. - zaśmiała się cicho. Tak, racja. Przecież Waleczne Serce należał do starszyzny. Zaobserwowałem wtedy, że mój ojciec zaczął więcej sypiać.
<Blada?>
Kwiecisty Wiatr dokończyła wcieranie mazi w moje rany i odeszła. Co by teraz zrobić? Rany wciąż były świeże, odrobinę bolały kiedy próbowałem wstać. A każdy podobny ruch Kwiecisty Wiatr przerywała mówiąc, że muszę odpoczywać. Jak ona może siedzieć tak cały dzień? Co na co dzień robią królowe, liderzy i starszyzna w obozie? Jakie to wszystko jest nudne. Co jakiś czas widziałem któregoś z wojowników wracającego z patrolu lub z kilkoma zdobyczami.
Było coraz zimniej Pora Opadających Liści już prawie całkowicie ustąpiła Porze Nagich Drzew. Na drzewach już prawie zabrakło brązowych liści do pokrycia pozostałych drobnych plamek gołej ziemi i trawy. Liście spowiły obóz niczym sierść skórę. Jakby chciały ochronić ziemię przed zwiększającym się ziąbem z każdym dniem.
Nie mogę się już doczekać następnego nudnego dnia. Każdy następny wschód słońca przybliża mnie do odzyskania sprawności. Nareszcie wrócę do polowania, znowu będę chodził na patrole i znowu będę mógł spotykać się z Bladym Świtem poza legowiskiem chorych. Wojowniczka ta to bardzo bliska mi przyjaciółka. Były koty, które znałem znacznie dłużej, ale to ją darzyłem największym zaufaniem.
- Nie martw się, za kilka dni będziesz zdrów. - powiedziała Kwiecisty Wiatr wyrywając mnie z zadumy. Spojrzałem na nią lekko zdezorientowany, z pytającym wzrokiem. - Przecież widzę z jaką tęsknotą patrzysz na wyjście. - zaśmiała się łagodnie.
Resztę dnia spędziłem podobnie jak początek - rozmyślając. Nie były to raczej przemyślenia o mojej przyszłości, ale o przyszłości klanu i jego członkach. W końcu kiedy przyszła pora na dzielenie języków przyszła do mnie Blady Świt. Jak sądzę cały dzień polowała. Przyniosła mi mysz i położyła przed moim pyszczkiem.
- I jak się czujesz? - zapytała niby od niechcenia.
- Nie najgorzej... - odparłem. - Ale strasznie tu nudno. Nie mogę sobie nawet wyobrazić co będę robił w przyszłości kiedy odejdę do starszyzny. - oznajmiłem lekko ożywiony. Nareszcie z kimś porozmawiałem... to znaczy z kimś innym niż z medyczką. Poza tym z nią rozmawiałem tylko o tym, że niedługo koty zaczną chorować, bo Pora Nagich Drzew zbliża się ogromnymi krokami.
- Pewnie będziesz spał cały dzień. - zaśmiała się cicho. Tak, racja. Przecież Waleczne Serce należał do starszyzny. Zaobserwowałem wtedy, że mój ojciec zaczął więcej sypiać.
<Blada?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz