— Dobre pytanie — westchnęła w końcu, kładąc głowę z powrotem na wygrzane od słońca łapy. — Ty to jednak wiesz, jak zacząć rozmowę.
Szałwik wydał z siebie zaskoczony odgłos.
— To znaczy- chyba nic się nie rozwiązało — kontynuowała prędko. — Tylko więcej zamieszania mamy. Na Klan Gwiazdy, napięcie w obozie dałoby się pazurem przeciąć.
— To… Niedobrze.
Z jej pyska wyrwał się chichot.
— To prawda — miauknęła, wysuwając i chowając pazury. — Więcej… trupów. Każdy podejrzewa każdego o przyczynienie się do sprawy, nie można już nawet pozostać obojętnym. Wbrew swojej woli stoję jedną łapą po jednej stronie, a drugą po drugiej. I nawet nie wiem, czym dokładnie te strony są! A na dodatek, na nasze tereny wprowadziła się jakaś grupa samotniczek — parsknęła. — Nie, żebym miała coś do nich konkretnie, ale mogły sobie wybrać lepszy moment.
Spojrzała kątem oka na pointa, którego mordka otworzyła się nieco szerzej niż zwykle. Złapali kontakt wzrokowy.
— A… Uh, a jakieś milsze nowinki?
— Nic, co by mi przyszło do głowy. A u ciebie? Mam nadzieję, że was też nie ogarnęła jakaś paranoja — miauknęła, a jej wąsy zadrżały lekko.
Jej podejście do klanowej sytuacji… Nie było zbyt poważne. Jedyne co robiła, to denerwowała się, gdy kolejny jej rozmówca zaczynał bredzić, co mu ślina na język przyniesie, snując teorie. Dziwne teorie.
— Nie, u nas na szczęście spokój — odpowiedział prędko. — Hmm… O! Wiesz, że dostałem własną uczennicę?
Zastrzygła uszami.
— Naprawdę? Gratulacje — uśmiechnęła się lekko. — Waszej liderce chyba brakuje starszych wojowników, skoro przydzielają uczniów takim młodziakom…
— Wcale nie! — Szałwik parsknął zaskoczony. — Zasłużyłem sobie! To, że jestem młody, nie oznacza, że głupi. I jakbyś chciała wiedzieć, idzie nam bardzo dobrze!
Podniosła brew.
— Naprawdę!
— Dobrze, dobrze. Wierzę ci — zachichotała. — A jak się zwie, ta twoja podopieczna, co jej tak dobrze idzie? — dodała jeszcze po chwili z uśmiechem.
Point wydął dolną wargę w grymasie.
— Borówkowa Łapa — odparł w końcu. — Taka o, niska, fajna. Miła. Biała jak śnieg.
Parsknęła ze śmiechem na ten obszerny opis, po czym odwróciła wzrok.
— Mhm… Nie kojarzę. Chociaż nie znam dużo kotów z całkowicie białym futrem. Na pewno moja mentorkę… I to chyba na tyle. A, i twój mentor. Ten sztywny.
Brwi wojownika zmarszczyły się.
— Prawie o nim zapomniałem — mruknął. — Wiesz, że to jego córka?
— Serio? — Point skinął głową w odpowiedzi. — A to niespodzianka. Więc… Teraz masz gościa z wygórowanymi oczekiwaniami ślęczącego nad tobą, abyś dobrze wytrenował jego dzieciaka?
— Coś w tym stylu — burknął, podążając za jej wzrokiem. Kilka mew usiadło na piachu; przyglądała się im, jak dziobią w piasku. — Jeszcze żadnych uwag do mnie nie miał, i mam nadzieję, że tak pozostanie.
Przytaknęła powoli.
— Mi się nie śpieszy do zostania mentorką — skomentowała. — Nie z tą bandą, co teraz zajmuje legowisko. Już i tak zrobiłam tam ostatnio niezłą furorę.
— Serio?
— Niestety. Jest taka dwójka, co patrzą się na mnie jak na gwiazdkę w niebie. Do pierwszej akurat to ja zagadałam, jak była jeszcze kociakiem… Pchełkowa Łapa się nazywa. Dziecko z sojuszu z Klanem Burzy, nawet fajna kotka, ale strasznie nieśmiała — jej wąsy zadrżały. — Tak… Wiesz, aż przesadnie. Mimo to, uczepiła się mnie jak rzep do ogona! Widziałam, jak się na mnie oglądała, jak się wprowadziła do legowiska.
— Ale masz koleżankę — parsknął, na co wywróciła oczami. — A… Ten drugi?
— Ten to już większa zagwozdka — uznała, mrużąc oczy. — Będąc szczera, nie jestem pewna, jak ma na imię. Ma brata, który wygląda całkowicie identycznie… No, nieważne. Jest taki jeden, co przysięgam, wzroku ode mnie nie odrywa. W sensie- nie widujemy się często, ale coś czuję, że zaraz “przypadkiem” na mnie wpadnie, albo wyjdziemy na ten sam patrol.
— …to źle? — usłyszała niezręczne pytanie.
Odwróciła wzrok w jego stronę i cmoknęła niezadowolona.
— Tak! W ogóle mnie on nie interesuje; nawet gdyby, to nawet nie umiem go odróżnić od jego brata! Nie chcę, żeby za mną łaził. Ma jeszcze mleko pod nosem! Gwiezdni wiedzą, co mu w głowie siedzi, a ja nie chcę stać się obiektem westchnień.
— Wielka, dorosła wojowniczka nie szuka miłości, co? — zażartował, jednak z nutą niepewności, której raczej nie dosłyszała.
Wywróciła oczami i położyła głowę na łapach.
— Nie między takimi, co jeszcze przed chwilą uczyli się chodzić. — prychnęła, spoglądając na towarzysza z dołu. Na jej pyszczek wstąpił uśmiech. — A co, masz dla mnie jakiś kandydatów? — Zażartowała.
<Szałwik?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz