BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

po wygranej bitwie z wrogą grupą włóczęgów, wszyscy wojownicy świętują. Klan Nocy zyskał nowy, atrakcyjny kawałek terenu, a także wziął na jeńców dwie kotki - Wężynę, która niedługo później urodziła piątkę kociąt, Zorzę, a także Świteziankową Łapę - domniemaną ofiarę samotników.
W czasie, gdy Wężyna i jej piątka szkrabów pustoszy żłobek, a Zorza czeka na swój wyrok uwięziona na jednej z małych wysepek, Spieniona Gwiazda zarządza rozpoczęcie eksplorowania nowo podbitych terenów, z zamiarem odkrycia ich wszystkich, nawet tych najgroźniejszych, tajemnic.

W Klanie Wilka

Klan Wilka przechodzi przez burzliwy okres. Po niespodziewanej śmierci Sosnowej Gwiazdy i Jadowitej Żmii, na przywódcę wybrany został Nikły Brzask, wyznaczony łapą samych przodków. Wprowadził zasadę na mocy której mistrzowie otrzymali zdanie w podejmowaniu ważnych klanowych decyzji, a także ukarał dwie kotki za przyniesienie wstydu na zgromadzeniu. Prędko okazało się, że wilczaki napotkał jeszcze jeden problem – w legowisku starszych wybuchła epidemia łzawego kaszlu, pociągająca do grobu wszystkich jego lokatorów oraz Zabielone Spojrzenie, wojowniczkę, która w ramach kary się nimi zajmowała. Nową kapłanką w kulcie po awansie Makowego Nowiu została Zalotna Krasopani, lecz to nie koniec zmian. Jeden z patrolów odnalazł zaginioną Głupią Łapę, niedoszłą ofiarę zmarłej liderki i Żmii, co jednak dla większości klanu pozostaje tajemnicą. Do czasu podjęcia ostatecznej decyzji uczennica przebywa w kolczastym krzewie, pilnowana przez ciernie i Sowi Zmierzch.

W Owocowym Lesie

Społecznością wstrząsnęła nagła i drastyczna śmierć Morelki. Jak donosi Figa – świadek wypadku, świeżo mianowanemu zwiadowcy odebrały życie ogromne, metalowe szczęki. W związku z tragedią Sówka zaleciła szczególną ostrożność na terenie całego klanu i zgłaszanie każdej ze śmiercionośnych szczęki do niej.
Niedługo później patrol składający się z Rokitnika, Skałki, Figi, Miodka oraz Wiciokrzewa natknął się na mrożący krew w żyłach widok. Ciało Kamyczka leżało tuż przy Drodze Grzmotu, jednak to głównie jego stan zwracał na siebie największą uwagę. Zmarły został pozbawiony oczu i przyozdobiony kwiatami – niczym dzieło najbardziej psychopatycznego mordercy. Na miejscu nie znaleziono śladów szarpaniny, dostrzeżono natomiast strużkę wymiocin spływającą po pysku kocura. Co jednak najbardziej przerażające – sprawca zdarzenia w drastyczny sposób upodobnił wygląd truchła do mrówki. Szok i niedowierzanie jedynie pogłębił fakt, że nieboszczyk pachniał… niedawno zmarłą Traszką. Sówka nakazała dokładne przeszukanie miejsca pochówku starszej, aby zbadać sprawę. Wprowadziła także nowe procedury bezpieczeństwa: od teraz wychodzenie poza obóz dozwolone jest tylko we dwoje, a w przypadku uczniów i ról niewalczących – we troje. Zalecana jest również wzmożona ostrożność przy terenach samotniczych. Zachowanie przywódczyni na pierwszy rzut oka nie uległo zmianie, jednak spostrzegawczy mogą zauważyć, że jej znany uśmiech zaczął ostatnio wyglądać bardzo niewyraźnie.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Miot w Klanie Wilka!
(brak wolnych miejsc!)

Znajdki w Klanie Wilka!
(trzy wolne miejsca!)

Zmiana pory roku już 23 czerwca, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

24 czerwca 2025

Od Zajęczej Łapy

Zajęcza Łapa siedział już od jakiegoś czasu przy wyjściu z obozu, udając, że zajmuje się czyszczeniem łapy. Duchota sprawiała, że z lekkim trudem przychodziło mu oddychanie. Skoro jemu było ciężko, to jak źle musiał mieć Króliczek? Współczuł bratu stokrotnie - gdyby tylko mógł coś dla niego zrobić… Westchnął cicho. Nie przebywał tu bez powodu. Tak naprawdę wypatrywał znajomej sylwetki Kukułczej Łapy i zastanawiał się, czy plan z wodą to nie był jednak zbyt odważny pomysł. W końcu nie znali się jeszcze aż tak długo. Nie wiedział o niej za wiele, czy w ogóle lubi wodę i taki krajobraz. Doszło do tej pory tylko do jednej interakcji między nimi, z której uciekł, pochłonięty przez niezręczną atmosferę. Dzisiejsza pogoda była dość upalna; dziękował w takich dniach Klanowi Gwiazdy, że nie został obdarzony aż tak gęstym futrem, jak niektórzy klifiacy. Mimo tego i tak nie podobało mu się siedzenie w słońcu. Grzało mu grzbiet tak, że po jakimś czasie go zaczynał piec przez tę temperaturę. Spojrzał na niebo - było błękitne z mlecznymi chmurkami, porozrzucanymi prawie że losowo. Mógłby przysiąc, iż w jednej z nich zauważył pyszczek uczennicy. Pokręcił głową, mrużąc oczy. Nie, przecież… to chyba niedorzeczne. Zerknął na obłok raz jeszcze, dostrzegając, iż tylko mu się wydawało. Dlaczego tak dużo o niej myślał? Ostatnio dał słowo Króliczkowi, swojemu braciszkowi, że skupi się bardziej na treningach, a nie na poznawaniu kotki lepiej i lepiej, odrobinę odsuwając go na rzecz spędzania czasu z szylkretką. Zerkał nerwowo na grunt, tworząc w nim niewidzialne kółeczka łapą. Pazury miał schowane, a malutkie chmurki kurzu były posyłane co jakiś czas w powietrze, jakby czekały, aż tylko wiatr je zdmuchnie, przywiewając przyjemną bryzę w kierunku pyska zielonookiego. Czy jego pomysł spodoba się Kukułce? Bardzo zależało mu na jej opinii. Niezwykle chciał ją zadowolić. Byleby tylko się uśmiechnęła i miło spędziła z nim czas. Usłyszał znajome, wyważone kroki nieopodal. Szarpnął się lekko, prawie tak, jakby sobie przypomniał właśnie, że kończyna, którą czyści, wcale nie była taka brudna. Mimo tego całego kurzu i wszystkiego innego, co mu tylko mogło się wplątać w półdługą sierść. Odwrócił głowę powoli, starając się wyglądać na mniej spiętego, niż był w rzeczywistości - co mu oczywiście wyszło dosyć marnie. Stresował się, że go odrzuci, że pomysł jej się nie spodoba, że go wyśmieje… lista się ciągnęła. Położył uszy po sobie. Jeśli będzie za nią decydować, to się nigdy nie dowie. Będzie musiał spróbować. Jeżeli nie znajdzie w sobie odwagi, okazja przejdzie mu koło nosa, a potem będzie naprawdę tego żałować. — Kukułcza Łapo? Cz-cześć! — zaczął cicho, łapiąc jej spojrzenie. — Masz dzisiaj jakieś bardzo ważne obowiązki? Bo jeśli nie, to… chciałbym ci coś pokazać. To niedaleko. Znaczy, jeśli chcesz. Jeśli nie, to w porządku... — miauknął, wbijając wzrok w ziemię, czekając na jej odpowiedź.

Kotka zbliżyła się z ostrożnością, ale i zaciekawieniem wymalowanym na pyszczku. 
— Witaj, Zajęcza Łapo. — Prędko uśmiechnęła się grzecznie, prawdopodobnie nie chcąc wyjść na niemiłą. Ciekawe czy wstała niedawno? Nie, przecież już była ta godzina, na pewno była po treningu… Przypatrywał jej się co jakiś czas niepewnie, nie mogąc przewidzieć żadnej odpowiedzi. Ku jego zdziwieniu, szylkretka zgodziła się, informując przy tym, że na pewno nie będzie się za bardzo moczyć - nawet mimo takich warunków pogodowych. Poczuł, jak serce mu rośnie, a w oczach zbiera się prawie że cała galaktyka. Rozszerzył zielone ślepka nieco bardziej, z radością spozierając na towarzyszkę.
— Naprawdę? W takim razie… chodźmy! — zamruczał z zadowoleniem, prowadząc ją w kierunku najbliższego cienia, rzuconego przez mniejsze drzewko. Ciekawe czy jej też doskwierał taki gorąc? Raczej tak, komu by nie…
Szli tak w ciszy, Kukułka nie odzywała się jakoś bardzo dużo, a Zajączek nie miał serca przerywać tego spokoju, jaki nastał wokół nich. Ptaki przyjemnie śpiewały im do uszu, nucąc swoje najlepsze melodie. Wszelkie wyuczone już pieśni, jakimi obdarzały mieszkańców każdego dnia. Robaki uciekały przed ich łapami, uskakując na boki, byleby tylko nie zostać przygnieconymi przez dwójkę kotów. Kremus czuł się tak, jakby za moment miał eksplodować ze szczęścia. Nie potrafił się skupić na niczym innym, jego myśli cały czas krążyły wokół uczennicy. Czy na pewno doceni dany krajobraz? Czy nie wyjdzie na roztrzepanego, jeśli jednak zdecyduje się zamoczyć łapy? Mało brakowało, a potknąłby się o wystający korzeń. Zmierzył go wzrokiem, mając nadzieję, że ewentualny następny go nie zdziwi nadto, ani nie wybije z myśli. Liście szeleściły w rytm ciepłego zefirku, który lizał klifiaków po pyskach. Gdy wreszcie dotarli nad wodę, Zajączek kucnął, zdziwiony tym, co było dane im spotkać.

Nie był to kot, ani jakiekolwiek zagrożenie. Na piasku spacerował pulchny wielokolorowy ptak o śmiesznej budowie. Dzióbek miał ciemny, niezwykle wydłużony. Oczka guzikowate, czarne niczym atrament. Bardzo dziwnie chodził; uczeń nigdy wcześniej nie widział takiej istotki. Miał wrażenie, jakby Kukułka bez słów sugerowała mu, by go upolował. A może sobie to tylko ubzdurał? W każdym razie podszedł cichutko, mając nadzieję, że wtopi się ze swoimi barwami w piach włażący mu między łapy oraz pod pazury. Zapadał się delikatnie przy każdym kroku, a uszy miał położone po sobie, będąc w pełnym skupieniu. Istotka wyglądała tak, jakby miała czapeczkę. Czekoladowe ubarwienie na głowie prezentowało się dość komicznie. Gdy Zajęcza Łapa już miał na nią skoczyć, ptak uciekł, wydając z siebie głośny ostrzegawczy dźwięk. Musiał go zauważyć przed czasem. Zawstydzony kocur nie próbował nawet za nią gonić, bo wiedział, iż już jej nie dosięgnie. Było za późno, przecenił swoje umiejętności. Wrócił spojrzeniem do uczennicy, z ogromnym wstydem płaszcząc uszy raz jeszcze, tym razem mocniej. 
— Przepraszam! — powiedział, kuląc się delikatnie. Nie chciał, by kotka widziała go jako nieudacznika. Tym razem mu nie wyszło. Ale podczas polowań z mentorem nie zdarzało mu się to często. Musiał być tym razem pod wpływem silnych emocji czy nawet rozkojarzenia, bo co innego mogło być powodem tak przykrej sytuacji?
Kotka zerknęła na niego, a na jej pyszczku nie mignęła nawet iskra negatywności. Zachichotała cicho, czego uczeń absolutnie się nie spodziewał. Postawił uszy po sobie, ze zdziwieniem prostując się i patrząc na szylkretkę. Zerknął w ślady słonki, która zdążyła już dawno uciec. Jego kąciki pyszczka jakby same się uniosły i przyłączył się do cichego śmiechu, który wydał mu się niezwykle urokliwy, ale i sielankowy. Poniósł się echem, a echo te zostało pożarte przez morze, które pochłaniało wszystko to, co do niego należało.

Po jakimś czasie usiedli w cieniu rzucanym przez jedno z niższych wiekowych roślin. Prażące słońce nie było już aż tak dotkliwe jak jeszcze parę uderzeń serca temu. Owady co jakiś czas przylatywały do nich, jakby chciały sprawdzić, kto zaszczycił je dzisiaj swoją obecnością. Zajączek odgarniał je od czasu do czasu, w razie gdyby były zbyt uciążliwe. 
— Kukułcza Łapo, czy masz jakieś marzenie o którym nikomu nigdy nie powiedziałaś? — zagadnął, spoglądając na kotkę. Oczywiście - jeśli nikomu o nim do tej pory nie powiedziała, to istniała szansa, że i on by go nie poznał. Zastanawiał się, czy jeśli mu powie, będzie to znaczyło coś więcej. I czy kiedykolwiek mógłby być częścią tego marzenia. Co skrywało serce uczennicy oraz… czy pozwoli mu tam kiedyś zajrzeć?
— Tak — zaczęła spokojnie, mrużąc na moment oczy. Poruszyła swoją puszystą kitą, tworząc przy tym ciche szurnięcie. Sprawiała wrażenie, jakby potrzebowała chwili namysłu przed odpowiedzią. — Ale to nie jest nic, czego byś do tej pory nie usłyszał. Chciałabym zostać dobrą wojowniczką. Tak, jak moja mama — wyznała, spoglądając na niego badawczo. Kocur z trudem wytrzymał to, z lekkim zdziwieniem wpatrując się w kotkę. Czy naprawdę chciała tego, płynęło to z jej serca? Z drugiej strony dlaczego miałaby kłamać?
— Rozumiem… — powiedział, odrywając na jakiś czas od niej wzrok. Strzepnął uchem, umysł miał pochłonięty teraz przez przepiękne fale wody, jakie obijały się o piasek żwawo, zostawiając po sobie mokrą plamę, która tak szybko jak się pojawiła, tak szybko znikała. Czy powinien pochwalić się i swoimi marzeniami? Nie, to było bardzo zawstydzające… czy spojrzałaby na niego inaczej, gdyby dowiedziała się o uczuciu, jakim ją darzył?
Kukułcza Łapa zerknęła na niego kątem oka, jakby chciała coś dodać, ale ostatecznie tylko przymknęła powieki, pozwalając ciszy mówić za siebie.


Świeżo po powrocie z plaży, kocur odprowadził kotkę wzrokiem, czując, że ten dzień był niezwykle udany. Niesamowity. Był nią nawet bardziej zafascynowany. Poczuł nagły ucisk w żołądku. Początkowo myślał, że to może dlatego, iż już dzisiaj nie porozmawia za wiele z szylkretką. Nie byłoby to czymś dziwnym, chociaż w takim nasileniu to już mogło niepokoić. Nawet jeśli nie wymieniali się całymi przemowami z ostatnich pięciu księżyców, nadal uwielbiał jej słuchać. Dowiadywać się coraz więcej. Odkrywanie nowych rzeczy o klifiaczce stało się dla niego marzeniem. Takim, które chciałby spełniać codziennie. Ale gdyby tak się stało, marzenie straciłoby na wartości i przestało być takie wyjątkowe. Już nie zachwycałoby tak bardzo, jak dotąd. Poruszył wąsami nerwowo, skacząc lusterkami z jednego pobratymcy na drugiego. Szukał swojego mentora - przecież nie powie Króliczkowi, że mimo danego słowa poszedł z nią na spacer. Spacer-randkę w jego głowie. Nozdrza kocura zostały wypełnione wonią jednego z kotów - akurat tego kota poszukiwał ślepkami. Podskoczył prędziutko do Mysiego Postrachu. Obawiał się, że natknie się na bursztynookiego. Nie chciał na razie wysłuchiwać. W dodatku wymówka, że był na treningu przez cały ten czas z pewnością by nie zadziałała. W końcu niebieski wojownik był w obozie, raczej na pewno - dodatkowo Kukułki nie było w legowisku. Albo przynajmniej tak się wydawało kremusowi.
— Mysi Postrachu, czy moglibyśmy dzisiaj jeszcze potrenować? Proszę — powiedział błagalnie, z nadzieją wyczekując odpowiedzi wojownika. Lada moment Króliczek mógł wyjść z legowiska uczniów. Chyba, że go jeszcze nawet w obozie nie było. Ale to byłoby już nietypowe. Była godzina taka, iż większość kotów teraz już odpoczywało, dzieliło się językami albo starało jakoś inaczej zabić czas wolny. Przykładowo wsłuchując się w historię starszych, których mieli od groma.
— Teraz? Już przecież trenowaliśmy, ale skoro tak bardzo chcesz, to… — zaczął niebieskooki po chwilowym namyśle. Pokiwał głową, uśmiechając się lekko. — W porządku! Jeśli tak ci zależy, to nie będę odbierać twoich chęci. Z pewnością nie bez powodu o to prosisz. Tylko potem nie marudź, że bolą cię łapy! — powiedział wesoło, spoglądając na swojego podopiecznego z zaraźliwą radością. Czy zastanawiał się, co mogło spowodować u niego taką decyzję? W końcu Zajączek, mimo swojej ogromnej ciekawości, jakoś nigdy nie rwał się do szkoleń. A teraz prosił o dodatkowe, mimo że zaczynał już powoli żałować tej decyzji. Zmęczenie aksamitnie mu zaczynało się udzielać.
Skierowali się do tuneli. Zajączek nie spodziewał się tego, jednak nie zamierzał protestować. Jakiekolwiek zajęcie, dzięki któremu będzie spokojniejszy mu niezwykle odpowiadało. Już słońce nie paliło tak obficie, dodatkowo mieli zapewniony cień dzięki wielkiej jamie. Pręgus z lekką konsternacją na pysku wyczekiwał jakichkolwiek poleceń ze strony mentora. Zaglądając do ciemnego pomieszczenia, w nos ucznia uderzyło zużyte, nieprzyjemne, mokre powietrze. Pokręcił głową, próbując pozbyć się niezachęcającej woni. Skrzywił się, unosząc łapę, jakby w geście obronnym.
— W porządku! Zatem nauczę się nawigacji w tunelach — zaczął klifiak, machnąwszy z dumą ogonem, poruszył wąsami. — Twoim zadaniem będzie znalezienie wyjścia z nich, ale innego, niż te, którym za moment wejdziesz. Masz czas do zmroku, będę na ciebie czekał. Jeśli nie wyłonisz się zbyt prędko, przyjdę po ciebie, dlatego nic się nie martw. W porządku? — mentor popchnął go delikatnie, zachęcając w ten sposób do wejścia tam. Zajączek postawił łapę na zimnym podłożu, czując się… dziwnie. Zakurzone, ciemne ściany, o które się ocierał plecami nie powinny być czymś, czego nie znał - w końcu ich obóz wyglądał praktycznie tak samo, jednak nadal było w tym wszystkim coś, czego nie poznawał.
Zaczął wąsami stykać się z wydrążeniami. Musiał jakoś sprawdzać, czy przypadkiem nie jest bliski temu, by gdzieś wpaść. Byłoby to niezwykle niebezpieczne, nie chciałby skończyć tak marnie. W końcu miał jeszcze tyle rzeczy do zrobienia, dodatkowo czekało go mianowanie na wojownika, lepsze zapoznanie się z Kukułką… było tego naprawdę wiele. Wszystko mogło ulec zmianie, nikt nie miał aż tak wielkiego wpływu na przyszłość. Był jeszcze młody. Usłyszał gdzieś w oddali kroplę wody skapującą z wyższego miejsca. Zaczął iść w tamtym kierunku z nadzieją, że w ten sposób uda mu się znaleźć pożądane wyjście. Już niebawem ukazał mu się widok, jakiego nigdy nie zapomni. Wgłębienie, w którym woda mieniła się przepięknie, odbijając swoje delikatne tafle na zimnych ścianach.
Otworzył pyszczek z zachwytem, przeskakując spojrzeniem z jednego miejsca na drugie, nie mogąc oderwać wzroku od przepięknego obrazu przed jego oczyma. Był nieziemski! Niesamowite, że mieli tak przepiękne miejsca. Czy mógłby potraktować je jako swój bezpieczny kącik? Czy wiedziały o nim inne koty? Pokręcił główką. Nie wolno mu było zabrać go tylko dla siebie, w końcu to nie należało do niego. Ale podziwiać miał pełne prawo. Należałoby dalej szukać wyjścia. Z bólem serca wstał, odwracając głowę ostatni raz w kierunku cieczy. Mieniła się wielobarwnie; wyglądała prawie tak, jakby została tam wylana przez same łapy Klanu Gwiazdy. Ciekawe czy przodkowie byli w stanie dokonać czegoś identycznego? Czy spoglądali teraz na niego?


Nawigując tak, trzymając się prawej ściany niczym własnego najbardziej oddanego towarzysza w całym Klanie, jego oczom ukazało się wreszcie światło. Było słabe, możliwe, że to przez to, iż słońce powoli zachodziło, witając wieczór. Do jego nosa dopłynęło na nowo doskonale znane mu powietrze - teraz już chłodniejsze ze względu na porę, jaka nastała. Wyłonił łeb z nory, rozglądając się za sylwetką swojego mentora. Mysi Postrach siedział tuż obok i gdy tylko dostrzegł kufę swojego ucznia, zerwał się żwawo na łapy, jakby z radością, że mu się udało. Postawił uszy czujnie.
— Zajączku! Jeszcze chwila i bym po ciebie szedł, zaczynałem się już o ciebie naprawdę martwić — rzekł z wyraźnym zaniepokojeniem w głosie. — Ale udało ci się, jestem z ciebie taki dumny! Wiedziałem, że sobie świetnie poradzisz. W końcu jesteś moim uczniem — pochwalił go, trącając w bok, przy okazji chichocząc. Króliczek niekiedy robił dokładnie tak samo. Zielonooki uśmiechnął się delikatnie, czując jak zmęczenie coraz bardziej przejmuje jego ciało. Czy będzie musiał znowu przejść tamtą drogą? Istnieje jakaś może… krótsza?
— W takim razie, skoro tak świetnie sobie poradziłeś, teraz wrócimy. Pozwól, że będę za tobą. Poprowadź mnie, jestem ciekaw, czy uda ci się wrócić do obozu. — Zachęcił go mentor, pozwalając uprzednio na chwilę przerwy. Zajączek zawył w duszy. Motywowała go myśl ciepłego legowiska, czekającego na niego w sercu Klanu Klifu…


Wszedł do legowiska uczniów ociężale, słysząc jak mentor się z nim żegna za plecami. Opadł na swoje wygodne łoże, ciesząc się, że jest takie cudowne. Wtulił się w nie, mrucząc głośno. Jego uszom umknęły kroki, które narastały z każdym kolejnym biciem serca. Nad zielonookim stanął jego brat, Króliczek.
— Zajączku, śpisz już?! — miauknął, doszukując się jakichkolwiek oznak, że uczeń jeszcze nie odpłynął do krainy snów. — Gdzie byłeś? — zapytał, gdy Zajączek uchylił jedną z powiek ospale. — Na treningu… — wymruczał z wyraźnym zmęczeniem. Jeszcze chwila i odpłynie.
— Tak długo? — zapytał bursztynooki, nadal wbijając wzrok w brata. Te słowa obudziły go delikatnie, zmuszając do uniesienia łba. Położył uszy po sobie niepewnie, spozierając teraz na łapy wtulone w mięciutki mech, a także parę piórek.
— Tak… Mysi Postrach uczył mnie nawigować w tunelach. Zgubiłem się, i… gdy już miał po mnie iść, to udało mi się znaleźć wyjście — wyjaśnił, wspominając przepiękna taflę. Wcale się nie zgubił - był tam pierwszy raz, ale coś podpowiadało mu, że dobrze idzie. Po prostu połowę dnia spędził z Kukułką na plaży. A potem go unikał... bo się bał, że zareaguje negatywnie.
— Naprawdę? — uczeń zapytał, jakby z niedowierzaniem. Zajączek westchnął, kładąc łeb na łapach z powrotem. Przymknął oczy, mając nadzieję, iż nie będzie musiał się już więcej tłumaczyć. Był zbyt zmęczony, by się tym więcej przejmować.

[2578 słów, umiejętność nawigacji w tunelach]

[przyznano 52% + 5%]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz