Od czasu dostania nowej funkcji, jego poranki zaczynały się trochę spokojniej, niż za kociaka. Kiedy był młodszy, przez większość czasu w klanie przepełniał go lęk. Teraz również się bał, ale w głębi jego duszy zaczęło się budzić dziwne, nie do końca znane mu uczucie. Nowe dni zaczął rozpoczynać z nutą ekscytacji w sercu, wcześniej poprzedzoną zawałem (prawie) wywołanym pobudką w wykonaniu jego mentora.
Dalej miewał swoje typowe lęki, a część z nich nawet się pogorszyła po mianowaniu, jednak przestawały być praktycznie jedyną rzeczą, jaką czuł. Ze względu na nowe zadania, nie miał czasu spotykać się z Brukselkową Zadrą na słuchanie opowieści o Klanie Gwiazdy lub z innymi kotami z klanu opowiadającymi mu o Mrocznej Puszczy. Ten chwilowy okres bez ciągłej indoktrynacji religijnej na pewno pozwalał mu odetchnąć.
Przez obowiązki, on, jak i jego rówieśnicy, nie mieli aż tyle czasu na rozmowy, a nawet jeśli go mieli, to ich treningi nie zawsze były w tym samym momencie. Poziomek narzucił na siebie też dodatkowe zadania. Obiecał poprawę; nie chciał ponownie spędzić samotnej nocy w lesie. Dlatego oprócz spełniania poleceń i próśb innych kotów, z własnej inicjatywy zmieniał mech w legowiskach czy nosił pożywienie dla królowych oraz starszych.
Poziomkowi nie przeszkadzało spędzanie czasu we względnej ciszy bez znajomych ze żłobka, ale czasami tęsknił za spędzaniem czasu z siostrą, dzieleniem się językami czy zwykłymi zabawami. O dziwo trochę brakowało mu również Pustułki - przez wspólnie spędzony czas zdążył się do niego przywiązać. Może nie było to silne uczucie, ale jakieś było. Czuł do niego podziw i respekt, prawdopodobnie nawet silniejszy niż ten do Plamki. Jasne, siostra chciała zostać najlepszą wojowniczką, ale Pustułka miał do tego znacznie lepsze predyspozycje.
...
– Hej, co tam u ciebie? Jak idzie ci trening? – spytał. W rozmowach z siostrą był mimo wszystko pewniejszy.
– Nie jest źle, Lodowa Sałata jest dobrą mentorką, chociaż treningi są dosyć męczące – odparła.
– Rozumiem, Kosaciec... – starał się dobrać odpowiednie słowa. Nie mógł mówić innym prosto w pysk tego, że jego mistrz bywał mocno irytujący. – ...też jest porządnym nauczycielem. Przekazuje mi sporo wiedzy.
– Łapię. – Uśmiechnęła się do niego. – Z chęcią bym jeszcze porozmawiała, ale jutro wcześnie muszę wstać, wiesz o co chodzi.
– Jasne, jak najbardziej. Też powinienem się położyć.
– Może poszlibyśmy razem? Tak jak kiedyś? – zaproponowała.
– Je-jeśli to dla ciebie nie problem – odparł ciszej. Z chęcią znów zasnąłby wtulony w futro Plamki, jednak nie do końca był pewien czy powinien.
Chwilę później oba kociaki spały, tuląc się do siebie w jednym legowisku. Rodzeństwo zawsze było ze sobą blisko, więc nic dziwnego, że dalej tej bliskości potrzebowali. Noc minęła spokojnie. Nad ranem Lodowa Sałata zabrała ze sobą Plamkę, a Poziomek jeszcze przez jakiś czas mógł sobie pospać, aż obudziło go typowe dla jego mentora: "Wstawaj, Poziomku!"
Jak co dzień wstał i podążył za Kosaćcową Grzywą poza legowisko, na kolejny trening lub patrol; tego dowiadywał się dopiero jakiś czas po pobudce. Dzisiaj pogoda była zadziwiająco ładna. Na niebie nie było wielu ciemnych chmur. Dało się dojrzeć słońce i momentami nawet poczuć jego promienie na sierści. Bardzo przyjemny poranek. Pozytywna odmiana dla ciągłych deszczy, śniegu, ciemności i błotnistego podłoża Pory Nagich Drzew.
– T-to co dziś będziemy robić?
<Kosaćcowa Grzywo?>
[610 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz