Zgromadzenie
— Hej! Jak masz na imię? — spytała od razu, nawet się nie zastanawiając. — Jesteś z Owocowego Lasu, prawda? Na krety, to taka ciekawa przynależność! — dodała jeszcze, a jej wąsy poruszyły się z ekscytacji. — Może opowiesz mi trochę o waszych zwyczajach? Macie jednoczłonowe imiona, prawda? I podobno macie jakieś inne rangi niż my... To znaczy, Klan Nocy też jest pod tym względem bardzo unikatowy! Mamy na przykład ogrodników, których nie ma w innych klanach! — kontynuowała. Jej rozmówczyni wydawała się młoda, może załapią wspólny język, czy coś w tym stylu! Oby tylko dymna nie spłoszyła ją swoim zachowaniem. Owocniaczka zaś była tak zatopiona w swoich nikczemnych, wulgarnych myślach, że nie zauważyła, jak ciemna kotka zmierza w jej stronę. Dopiero kiedy została zalaną burzą słów i pytań, wróciła świadomością na wyspę.
— A-a... — słowa ugrzęzły jej pod językiem. Uczennica była w podobnym wieku co ona, najpewniej trochę młodsza. Na pewno była uczennicą, wielkością przypominała Jaśminowiec. Miała ładne futerko, lekko pokręcone, trochę jak tatko... Szybko się jednak pozbierała i przybrała nonszalancką, lekko wyniosłą maskę – była starsza, fajniejsza. Owocniaczka uśmiechnęła się lekko.
— Jestem z Owocowego Lasu, to prawda. Masz niezłe oko i niezły nos, chociaż... Ty pachniesz jak wodorosty i ryby, więc to też nie takie trudne odgadnąć, nawet jakbyś nie powiedziała, gdzie należysz... Ja pachnę ładnie, nie tak, jak przykładowo moja młodsza siostra – ona cuchnie zgniłymi jabłkami... Niestety tak to już u nas jest... Ty też mogłabyś śmierdzieć bardziej, ale... Ej! Pachniesz ziołami! Jesteś uczennicą medyka? Czy tym ogrodnikiem, co mówisz, że go macie…
Gąbczasta Łapa zachichotała na słowa kotki.
— Masz rację! Jestem uczennicą medyka — mruknęła radośnie, a potem wypięła dumnie pierś. — Bardzo lubię tę rangę! No i uwielbiam zapach ziół... a co do twojego zapachu, to chyba też nie jest zły. Nie wiem. A jak pachną zgniłe jabłka? Może twoja siostra gdzieś tu jest! Mogłabym się wtedy dowiedzieć — uśmiechnęła się do owocniaczki i zaczęła rozglądać dookoła. Wszystkie wonie różnych przynależności mieszały się tu ze sobą, przez co ciężko było wyczuć coś konkretnego. — Tak w ogóle to nazywam się Gąbczasta Łapa — przedstawiła się, po czym spytała:
— A ty? Nie przedstawiłaś się jeszcze.
— Miłostka się nazywam. Podobno po babci, ale nie znam jej. A co do siostry to nie ma jej tu. Została w obozie, bo pewnie by wpadła do jakiejś dziury i ktoś musiałby ją wyciągać – straszna z niej łamaga. Ach! — na samą myśl o obozie, Miłostka znów poczuła, jak się irytuje — Wszystkie fajne koty zostały w obozie, wiesz! To takie denerwujące! Tylko mój głupi brat tutaj jest ze mną, ale on jest głupszy niż ryba na drzewie! Mam wrażenie, jakby wszystko, co dzieje się w legowisku, było najważniejsze na świecie, że wszystko mnie omija, a nagle wszyscy zaprzyjaźnią się z moim najlepszym przyjacielem, którego tu nie ma! Wiesz, o czym mówię, Gąbczasta Łapo?
— Miłostka? — powtórzyła. — A co to tak właściwie znaczy? Poza tym bardzo ładnie brzmi! Podoba mi się... miłostka, miłostka... — Gąbka zaczęła powtarzać pod nosem, ale po chwili się opanowała i przestała, podnosząc głowę, aby spojrzeć na owocniaczkę.
Zdziwiła się na jej słowa.
— Jasne! — odparła prędko. — To musi być bardzo męczące! Ale z drugiej strony, jeśli ty jesteś na zgromadzeniu, to także możesz poznać jakieś nowe koty! Tyle ich tu jest... i zawsze się coś dzieje! Niech twoi znajomi żałują, że nie zostali wybrani! — podjęła próbę pocieszenia Miłostki, a potem krzywo się uśmiechnęła.
— Ale ja nie chcę żadnych nowych kotów – mój Len jest najfajniejszy — fuknęła, ale uznała, że jednak musi być trochę milsza, trochę bardziej... fajna — No ale prawda, mam nadzieję, że coś się stanie ciekawego. Bo wiesz... Skoro już tak tyle przeszłam i się fatygowałam, no to niech to będzie tego warte — uśmiechnęła się złośliwie, jakby już miała coś konkretnego na myśli.
— Ej, a czy bycie medykiem nie jest najnudniejszą rzeczą na świecie? Brzmi strasznie monotonnie, no i niektóre zioła tak śmierdzą! Mnie aż w nosie kręci. Raz prawie dostałam karę, bo się kręciłam po legowisku naszej szamanki i medyczki Pani Świergot. Nie wiem, nie mogłabym być takim kimś. Ja jestem zwiadowcą! Najfajniejszym kotem w całym Owocowym Lesie! — położyła łapę na swojej piersi, wypinając ją — Jakby były tutaj jakieś drzewa, to bym ci pokazała, bo nikt tak nie biega po drzewach, jak ja! Nawet wiewiórki. Ej, a wy w Klanie Nocy macie w ogóle drzewa? Czy mieszkacie pod skałami w rzece jak jakieś ślimaki?
Uczennica nieco zdziwiła się na słowa Miłostki. Czemu nie chciałaby mieć większej ilości znajomych? Dziwne.
— Nie wiem, kim jest ten Len, że jest dla ciebie taki ważny... ja to bym chciała mieć wielu znajomych! — przyznała, a potem wsłuchała się w słowa owocniaczki, która opowiadała o swojej randze. — Ej! Bycie medykiem jest świetne! Mogę leczyć koty, pomagać mojej mentorce, a przede wszystkim... mam niesamowitą więź z Klanem Gwiazdy! — mruknęła, choć tak naprawdę jeszcze nigdy nie miała okazji być na jednym ze spotkań medyków, gdzie wreszcie mogłaby spotkać się ze swoimi gwiezdnymi przodkami. — Ojej, zwiadowcą! A co, oprócz biegania po drzewach, robi się jako zwiadowca? — spytała. — I tak, mamy w Klanie Nocy Drzewa! Nawet całkiem dużo. Czemu mielibyśmy ich nie mieć? — przekręciła głowę.
— No bo... — zastanowiła się chwilę – w sumie jej wyobrażenie o Klanie Nocy było zbudowane z patyków i śliny – nie wiedziała o nim zupełnie nic... No prócz tego, że jedzą ryby, więc mają dużo wody — Dobra... Nie ważne... No jako zwiadowczyni robię same świetne rzeczy! No i niebezpieczne też! — usiadła wyniośle, owijając ogon wokół łap.
— Umiemy tak świetnie biegać po drzewach, aby móc z góry pilnować naszych terenów – jesteśmy jak zjawy w koronach! Nikt nas nie słyszy, nikt nie widzi i nie czuję, bo zapach żywicy maskuję naszą woń; to bardzo mądre rozwiązanie! Zwłaszcza że na naszych terenach aż roi się od lisów i borsuków! No a one nie umieją się wspinać; jesteśmy bezpieczni. O! No i umiem rozpoznawać gatunki, wiem, na jakie mam nie wchodzić, bo złamią się lub wygną pod moim ciężarem — nie wiedziała, czy zrobi to wrażenie na kotce, ale sama uważała, że jej droga szkolenia jest najfajniejsza na świecie. — Czy medycy znają się na drzewach? Znaczy się, no wiesz... Na wszystkich, nawet na tych, które nie mają żadnych... Dziwnych zastosowań. Jak nie, to ja mogę ci pokazać, no ale... Tu nie ma drzew... Ogólnie, strasznie tu brzydko.
— To chyba fajnie, nie wiem... — odparła na opowieści o randze zwiadowcy. — Na pewno ciekawsze to niż bycie zwykłym wojownikiem! U was też są wojownicy? Może macie jeszcze jakieś rangi? — zaczęła dopytywać, ale na kolejne słowa Miłostki, przymknęła pyszczek. — N-nie! — zawahała się, gdy to wypowiedziała. W jej oczach błysnęła iskra ekscytacji. — Różana Woń nigdy mnie nie uczyła o drzewach! Byłabym taka szczęśliwa, jeśli opowiedziałabyś mi o nich nieco więcej! — Gąbka miała wrażenie, że z radości zaraz zacznie się trząść. Rany, to zgromadzenie było takie fajne! Wreszcie mogła porozmawiać z kimś w podobnym wieku! — Ale... masz rację. Tu nic nie ma. To zwykły kamień! — spostrzegła, rozglądając się dookoła. Miłostka chciała kontynuować, chciała powiedzieć o tym, że mają oczywiście jeszcze wojowników, że mają tych idiotycznych, leniwych stróżów, no i że mają szamana, ale... Ale właśnie usłyszała, że coś się dzieje. Odwróciła głowę i...
— Na Wszechmatkę... Jaki wstyd — jęknęła, a zaciekawione spojrzenie Gąbki tylko wzmocniło to uczucie. — Widzisz te dwa koty, które się na siebie rzuciły? Widzisz tego starego kretyna? To mój ojciec... — powiedziała z krzywym uśmiechem; ale heca, ciekawe gdzie był Sekrecik.
— Chcesz może... Się przejść gdzieś, nie zostawać tutaj?
Uwagę Gąbki także przykuły dwa walczące ze sobą koty. Jeden z nich zdecydowanie był owocniakiem, Gąbka widziała, jak razem z grupą wchodził na wyspę! Swoje zaciekawienie spojrzenie przeniosła na Miłostkę, która na pewno musiała znać tego kocura. Na pysku towarzyszki wymalowane było zażenowanie.
— Znasz g- — chciała zapytać, lecz nie dokończyła, bo Miłostka jej przerwała. — Na Klan Gwiazdy! — wyrwało się z jej pyszczka. Dobrze, że jej rodzina nie odwalała takich rzeczy na zgromadzeniach! — No nie wiem. Chyba wolałabym poobserwować dalszy rozwój sytuacji!
— No dobra... — zgodziła się, obracając głowę w stronę akcji. Miała nadzieje, że nie zdradzi jej szczupła sylwetka ani lekko podkręcone futerko – może nikt się nie zczai, że to jej staruszek. — Ciekawe, o co poszło... Bo wiesz, mój tato jest zwykle jak gołąb – pocieszny i przymilny, a za matkę to by się dał pokroić. Niezła sprawa... Ciekawe co z tego wyjdzie... Na Wszechmatkę, ale mu staruszka da lanie, jak wrócimy — zaśmiała się dźwięcznie i szczerze. — Chcesz podejść bliżej? Może dowiemy się, o co chodzi, mi to nie robi różnicy.
Wtem uczennica zauważyła, jak dwójka kotów zostaje rozdzielona przez innych.
— No jasne, chodź! Tylko szybko, bo nam się jeszcze rozejdą! — mruknęła szybko i niezrozumiale, po czym zaczęła się przeciskać w stronę miejsca akcji.
— Chodź! Chodź! Ach! Ale akcja! — rzuciła Miłostka, gdy razem przebijały się z Nocniaczką między innymi kotami. Raz nawet, kiedy spotkała się z jakimś bucem, co zastawił jej specjalnie drogę, szepnęła, niemal z dumą, że ten czekoladowy to jej tato, a kiedy kot stał zdziwiony, przepchnęła i go. — Patrz! Leży! Leży jak kocie! Nie mogę, Gąbka, patrz! Ale żenujące! Jak myślisz, walnie piorun? — zapytała cała rozpromieniona i podekscytowana. Choć sytuacja wydawała się z pozoru nieprzyjemna, to młoda uczennica, uśmiechając się w najlepsze, za pomocą susów przemierzała wyspę. Podążała tuż za Miłostką, przytakując na każde jej słowo.
— Ale akcja! Ale by było, jakby przodkowie ich ukarali...! Mogłabym się każdemu chwalić, że widziałam ich gniew na własne oczy! — mruknęła. — Tylko już się chyba uspokaja... myślisz, że można coś jeszcze z tym zrobić?
Gąbka miała rację. Kocury już się nie biły, a kłótnia zdawała się przenieść między jej ojcem a jakimś innym kotem, który teraz trzymał go przy ziemi.
— Hm... ACH! Słyszysz, o czym gada staruszek? Poszło o mnie! Haha! Ja też jestem w to jakoś wmieszana! Myślisz, że powinnam zrobić jakąś scenkę?
Ciemnofutra nawet się nie zastanawiała. Słowa same wyrwały się z jej pyszczka:
— Tak! Tak!
Miłostka potrząsnęła głową, aby nadać swojemu futerku roztrzepany wygląd, nałożyła maskę strachu i przejęcia. Wzięła kilka głębokich oddechów i nagle wybiegła z grupy kotów, wrzeszcząc i nawołując.
— Ach! Ach! Tatusiu! Co oni ci robią?! — przednimi łapami naparła na Kijankowe Moczary, który dalej trzymał go na ziemi. Słyszała w tle głos jakiejś liderki, ale nie przeszkadzała sobie. Jej ruchy były gwałtowne i chaotyczne – to był jej wielki międzyklanowy występ.
— Proszę puścić mojego tatę! Proszę Panie Szanowny wojowniku! Nie rób mu już krzywdy, proszę — płakała i jęczała. Kijankowe Moczary spojrzał na rudą.
— Nie martw się, młoda. Twojemu ojcu z mojej łapy włos z głowy nie spadnie, jednak na razie musi ochłonąć. Wasza liderka... Sowia Gwi- Znaczy, Sowa, powinna zaraz tu kogoś przysłać. Oni zajmą się wymierzeniem mu kary.
Gąbczasta Łapa pobiegła tuż za Miłostką, a po jej skończonym występie, spojrzała się na swojego pobratymca. Przez chwilę stała w bezruchu, a potem wciąż nie spuszczając z niego wzroku, pochyliła się nad uchem owocniaczki i szepnęła:
— Czy twój ojciec zostanie osądzony? — spytała. — Jeśli osąd odbędzie się w obozie, na następnym zgromadzeniu chcę poznać jego wszystkie szczegóły! — zażądała żartobliwie, ale owocniaczka już patrzyła wilgotnymi oczami na nocniaka; gdzieś z tyłu słyszała śmiech Gąbki, co tylko dodawało jej animuszu do dalszej gry. Wtedy też poczuła jej bliższą obecność i usłyszała jej słowa. Przyłożyła jej ogon do pyska, jakby uciszając, a następnie poklepała nim po pysku. Nie może zniszczyć jej występu! Nie teraz!
— Szanowny Panie... Panie Wojowniku, ja... — zabrakło jej słów pysku. Czarny kocur był... nawet całkiem... nie! Brakuje mu tego jasnego futra i tych oczy niczym wonne siano... to nie Len! Ale... siano, zanim jest suche, jest przecież zieloną trawą... zieloną jak oczy wojownika... — Ah... Przepraszam, nie wiem co powiedzieć... Pan rozumie, tyle emocji, a też... Stoi pan na moim tacie, ja nie wiem, co się dzieje... Czy mógłby Pan... Wstać z niego... Jest już stary, jeszcze się połamie... Mama będzie zła, jak ojciec się połamie, rozumie Pan... — miała suszę w pysku, a oczy wędrowały to w dół, to znów na ostro zarysowany pysk wojownika. Kijankowe Moczary wysłuchał młodszej, po czym przerzucił spojrzenie zielonych oczu na kocura. Faktycznie, przestał się tak szamotać i pojękiwać, co wcześniej wprawiało łaciatego w lekki dyskomfort. I choć z czekoladowymi nigdy nic nie wiadomo, tak widząc zmartwienie w zaszklonych oczach córki napastnika, odsunął się, dając owocniakowi przestrzeń.
— Widzisz, płotko, jest zdrów jak (o)koń. Trochę się zakurzył, ale to może nawet i lepiej... Ekhem! — uciął, przypominając sobie, że nie jest w Klanie Nocy. — Myślę, że będzie miał szczęście, jeśli twoja mama go nie połamie, ale jak uważasz. Nie powinienem odbierać jej tej "przyjemności". Zmykać już, raz-dwa, nie ma tu na co patrzeć! — zaczął rozganiać gapiów. Miłostka odprowadziła wysokiego, smukłego, gibkiego, eleganckiego... Odprowadziła KOCURA wzrokiem. Spojrzała na ojca, który teraz powoli wstawał z ziemi. Był brudny, poobijany, ale cały i nawet całkiem... zadowolony? Posłał córce uśmiech, ale ta tylko podniosła brew i parsknęła, odchodząc. Odnalazła Gąbkę, którą uciszyła chwilę temu.
— Przepraszam za ten ogon w nosie, ale nie mogłabym pozwolić, żebyś zniszczyła mi przedstawienie! — uśmiechnęła się. — Niezłe to było co? Haha! Masz może jednak rację, że lepiej jest być tutaj, a nie w obozie! — była rozbudzona, a oczy iskrzyły jej się niczym poranna trawa. — Ej... a co to za kot... ten, co trzymał mi staruszka?
— Tak, tak! To było świetne! Nigdy tak dobrze się nie bawiłam! — Gąbka odparła, a potem wyprostowała się i spojrzała na Miłostkę. — Mówiłam! Na zgromadzeniach zawsze jest ciekawie!
Jej wzrok powędrował w stronę łaciatego kocura.
— On? Nazywa się Kijankowe Moczary — mruknęła. — Widziałaś, jak romansował dziś z tą kotką z Klanu Wilka na zgromadzeniu?
— Z Klanu Wilka? A co oni niby tam takiego mają? Pewnie śmierdzi u nich wilczymi bobkami — zażartowała, ale w sercu nie było jej tak do śmiechu. Chociaż... nie! Ona nie może teraz zdradzić Lna; on jest jej... no może nie partnerem, ale... może... kiedyś? — Nie mogę się doczekać, aż będę to mogła wszystkim opowiedzieć, nieźle się porobiło! Ale, wracając do tego, co mi szeptałaś na ucho – jasne, że ci wszystko opowiem! To będzie takie śmieszne! Bhaha! Nie wiem, co bym zrobiła na jego miejscu, jakby mi dali jakąś głupią karę, chyba bym się zapadła pod ziemię, chyba bym wolała odejść z owocowego lasu! Co byłoby najgorsze? Jak myślisz? Co brzmi na najgorszą karę, jaką mogłabyś za coś dostać?
Uczennica wzruszyła ramionami.
— Nie wiem, ale mamy z nimi sojusz — nie wiedziała nawet, od kiedy i po co był ten sojusz, ale chwila, ona była jego owocem... — O! Wiesz, że moja mama jest z Klanu Nocy, a tata z Klanu Wilka? To przez ten sojusz! Jestem jego symbolem! Brzmi fajnie, prawda?
Gąbka umilkła na moment, mrużąc oczy.
— Bardzo bym nie chciała, aby mi nadali jakieś głupie imię! U nas już jeden taki element jest, nazywa się Samowolna Łapa! — mruknęła. — Ale to nie koniec! W ogóle to go zdegradowali, wcześniej był wojownikiem!
— Who! Ale masakra! Chyba bym sobie oczy wyrwała, żeby tylko nie widzieć, jak na mnie patrzą! Ale wstyd! Ale imię chyba jeszcze gorsze! Mojego brata mogliby ukarać za bycie idiotą, mu się przyda głupie imię! — zaśmiała się. — Ej, a w sumie... Co to jest gąbka? To coś z wody? Jakaś ryba? — pytała, ale nagle zobaczyła innego kota, który idzie w ich stronę – był wkurzony?
— Wybaczcie, że przeszkadzam — nieznajomy zaczął niewinnie, choć w jego oczach i mówie ciała było widać istne wkurzenie. — Ale co macie do Klanu Wilka, a dokładniej TY co do nas masz?! — spytał zjeżony, stając niemal przed Miłostką.
— Co? Nie wiem, o czym mówisz, kolego — kotka powiedziała potulnie, wpatrując się w widocznie młodszego kocura. Mówiła cicho, wesoło, tak, aby nie można było wziąć ją za wrogą. — Nic do was nie mam, przecież to oczywiste, że trzeba być dla siebie miłym, no, chyba że ktoś śmierdzi jak wilczy zadek, ale nie mówię, że ty śmierdzisz. Gąbka nie śmierdzi jak pół wilczego zadka! — zaśmiała się.
— Myślisz, że to jest zabawne? Widać, że kogoś tu nie kochają i szuka publiki — syknął, chcąc przemówić jej do rozsądku słowami, a nie pazurami. Futro Gąbki się zjeżyło.
— Ej, koleżko, wyluzuj nieco! — wtrąciła się w ich rozmowę. — Myślisz, że nam się chce marnować ślinę na koty takie, jak wy? — dodała, nie czując, że robi coś potencjalnie złego. — Od razu uważasz, że wszystko jest o Klanie Wilka! My sobie tylko... spokojnie gawędzimy, nie masz żadnych powodów do tak nagłego atakowania nas! Patrz na siebie, co? — mruknęła oburzona. — Czasami może stwierdzimy jakieś fakty, ale czy to coś złego? — być może w zwyczajnych warunkach nie powiedziałaby czegoś takiego, ale pod wpływem obecności Miłostki, robiła cokolwiek, aby wyglądać na bardziej fajną.
— Jak widać, chce, skoro twoja koleżanka nas publicznie obraża. Poza tym to jest jedynie wasza opinia, a nie stwierdzanie faktów, rozróżniajcie jedno od drugiego może. I patrzę na siebie i jedynie bronię dobrego imienia własnego klanu, skoro wy nie umiecie o innych mówić z szacunkiem — prychnął, mając ochotę ich dwójkę porządnie zdzielić w te puste łby. Miłostka przewróciła oczami.
— Jeju... Może i mój żart był trochę niesmaczny, ale był śmieszny! Prawda, Gąbko? Zaśmiałaś się? — nie czekała na odpowiedź koleżanki. — Ale teraz już powiem coś, co jest faktycznie prawdą i wyniosłam to z obserwacji — uśmiechnęła się złośliwie do nocniaczki i puściła jej oczko. — Koty z Klanu Wilka to strasznie nudne buce. Macie patyk w zadku i nie umiecie się nawet zaśmiać, bo was małe gałązki wiercą w pupie – umiecie tylko stać wyprostowani, a pyski krzywicie jak przy zatwardzeniu – co jest zrozumiałe, bo tyłek zatyka wam kawałek drzewa.
— A może po prostu mamy swoją godność i nie zniżamy się do poziomu kogoś takiego jak ty — stwierdził, odnosząc wrażenie, że kotka jest jedynie mocna w gadce, ale gdyby doszło co do czego, to nie byłoby jej tak do śmiechu. — Poza tym lepiej patyk w zadku niż mieć za dużo luzu i potem problemy — mruknął, wygładzając sierść wzdłuż kręgosłupa. Adrenalina trochę opadła i racjonalne myślenie zaczęło brać górę, co nie umknęło uwadze Gąbczastej Łapy.
— Aj, idź już sobie, bo strasznie przynudzasz! Nie potrzebujemy rozmów z takim marudą i niszczycielem dobrej zabawy! — jęknęła. — Chyba że wolisz przekonać się o tym, że twoje pazury są równie tępe, co twoje myślenie — przewróciła oczami, a potem pomachała łapą, jakby próbowała odgonić od siebie wkurzającego robaka. Co ten wilczak jeszcze tu robił? Nie wolał się zająć swoimi sprawami, tylko musiał im głowę zawracać?
— No! Chcesz zobaczyć, co umiemy! Myślisz sobie, że co? Że jak jesteś kocurem, a my dwie kotki to możesz nami pomiatać, ty wilczy zadku? — Miłostka zaśmiała się. — Widzisz? Jak jesteś taki smętny, to nie masz obstawy, a jak jesteś taki zabawny i fajny, jak ja, to masz taką super przyjaciółkę jak Gąbką! — wyszczerzyła się do niego, pokazując zęby.
— To jest strasznie żenujące, wiesz? Jesteś żenujący! Żywica ci chyba weszła nosem i zakleiła mózg, bo nawet żadna myśl nie płynie.
— Już wam nie jest do śmiechu? Och, jak mi przykro. A o moje pazury się nie martw — odparł, zastanawiając się powoli czy chce mu się marnować czas na te mysie móżdżki.
— Jeszcze traficie na kogoś, kto będzie miał gdzieś kodeks czy przodków lub późniejsze konsekwencje. Poza tym, po co zaczynasz temat tego, że wy kotki, ja kocur? Co to ma do tego? Już nie masz argumentów i próbujesz się ratować czymkolwiek?
— Ale mi jest bardzo do śmiechu! Bo jak widzę takiego groźnego młodzika, który wyżej sra, niż dupę ma, to jedyne, co jestem w stanie zrobić, to z radością obserwować, jak zgrywa mędrca! — Gąbka warknęła, zadzierając brodę do góry. — Ciebie to i nawet samo Miejsce, Gdzie Brak Gwiazd by się wstydziło, nie wspominając już o Klanie Gwiazdy! — dodała, a potem mruknęła:
— Nagle taki przejęty jesteś naszym zdrowiem, co?
— Uuu, zawiało grozą. I lepiej zgrywać mędrca niż być idiotą, który myśli, że nim nie jest. Może się przejąłem, ponieważ jeśli coś wam się stanie przed następnym zgromadzeniem, to z kim będę prowadzić tak ciekawe dywagacje? — odparł, unikając tematu Klanu Gwiazd i Mrocznej Puszczy.
— Wiesz... — Miłostka zmrużyła ślepia i uśmiechnęła się z litością — Myślę, że bycie idiotą nam nie grozi... Zjadłeś cały idiotyzm tego świata i myślisz, że to, co wpakowałeś sobie do pyska, to rozum. Masz tuupet, nie powiem... — spojrzała na Gąbkę — Niezły ten nasz nowy koleżka, co? Już nie mogę się doczekać, co ciekawego powie następnym razem. Może opowie nam, jak się je szyszki??
— A jakie ma wybujałe ego! Szyszki szyszkami – ciekawe, kiedy zacznie jeść kamienie! — dopowiedziała uczennica.
— Dla was specjalnie znajdę coś lepszego niż szyszki, w końcu to takie oklepane. Cóż... To, co niby wpakowałem sobie do pyska, jest na pewno bliższe rozumu, niż tego, co wy tam macie — powiedział, zastanawiając się, czemu zaczyna się dobrze bawić, prowadząc tę dyskusję. — Kamienie? Mówisz z własnego doświadczenia może?
— Wiesz co... My w Owocowym Lesie mamy naprawdę dobre warunki; nie musimy żuć kamieni. Wiesz co, strasznie jesteś nudny, naprawdę, jak lubię się kłócić i dyskutować z kretynami, a mam duże doświadczenie w tym, to ty jesteś aż nad wyraz głupi, no i bucowaty. — szylkretka odwróciła się na tylnych łapach i zerknęła na Gąbkę. — Powiedz temu nudziarzowi, że nie będę już strzępić na niego języka.
Gąbka natychmiast zwróciła się do wilczaka.
— Słyszałeś! Idź sobie od nas, brudasie — burknęła.
— Owocowy Las? I wszystko jasne w takim razie. Widać, że z was mysie móżdżki, że koty z innych klanów muszą was wyręczać i wspierać w rozmowie. Brudasem to co najwyżej jesteś ty, nocniaku – skwitował. — Ale cóż, było miło. Jakbyście kiedyś jeszcze chciały pogadać, to pytajcie o Pustułkową Łapę — zakończył miłym akcentem, by odejść od dwójki kotek.
[3560 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz